sobota, 28 lutego 2015

X. A przed nami...

„Jestem tu z nadzieją, że wejdziesz z deszczem. [3]”
25 grudnia 1998 r.
            Siedział w swoim gabinecie. Był już po świątecznym śniadaniu z matką, które w zasadzie nie różniło się zbyt mocno od tego które jedli każdego, powszedniego dnia. Wręczyli sobie wzajemnie upominki i rozeszli się do swoich pokoi. W sumie w Malfoy Manor nic się nie zmieniło. Nawet gdy Lucjusz był w domu to właśnie tak wyglądały te magiczne i śnieżne dni. Ten dom nigdy nie słyszał radosnego śmiechu małych dzieci, nic takiego nie miało w nim miejsca. Jakby ci, którzy przychodzili w nim na świat od razu wiedzieli, że jakakolwiek oznaka radości jest zakazana. Draco przekładał z miejsca na miejsce dokumenty firmowe, które już dawno przeczytał, opisał i odpowiedział na nie. Biuro to było jedyne miejsce gdzie mógł być sam ze swoimi myślami. Nikt nie miał prawa wejść do tego pomieszczenia bez jego zgody.
Od kilku miesięcy nie miał pojęcia co ze sobą zrobić. Kilka razy próbował skontaktować się z Mandy, ale jego sowy wracały bez żadnej odpowiedzi. Jakby kompletnie o nim zapomniała. James został skazany na miesiąc Azkabanu, ale bez nadzoru de mentorów, a także został zmuszony zapłacić karę. Jednak Draco nie wierzył, że to mogło w jakikolwiek zmienić jego zachowanie w stosunku do Mandy. Nie wiedział czy Weasley wróciła do Norwega. Chociaż kolorowa prasa nie rozpisywała się już o nich to nie mógł mieć takiej pewności. Pamiętał jak ze łzami w oczach wybiegła z jego domu. Jak nie dała sobie nic więcej wytłumaczyć, jak podczas przesłuchania nie zaszczyciła go więcej niż jednym spojrzeniem. Nie rozumiał jej. To przecież on powinien być zraniony! To ona pocieszała się w ramionach innego podczas gdy on usilnie walczył o życie i o to by Czarny Pan nigdy się o niej nie dowiedział.
Choć wciąż echo brzmi jednej z burz,
Nie wiesz co, nie wiesz kto zaczął to,
ale jedno już wiesz na pewno.
Bolesnych zbyt wiele padło słów. [1]
Zacisnął pięści i próbował nie wybuchnąć. Miał wrażenie, że nie dość pokazał jej, że się zmienił, że nie byłaby tylko jego piękną ozdobą. Pozwoliłby jej na wszystko czego by tylko chciała. Nauczył się, że nie ma prawa ograniczać ludzi. Nie mógł zmienić tylko tego, że dalej był Malfoy’e,. Tym sarkastycznym, ironicznym i pewnym siebie Ślizgonem z Hogwartu, któremu radość sprawiało gnębienie innych. Nie wykluczał, że z jego ust w jej kierunku mogłoby paść jeszcze wiele przykrych słów, ale pracował nad sobą. Jego duma nie pozwalała pogodzić mu się z przegraną. Nie mógł zrozumieć, że to koniec ich historii, która nigdy nie miała szans na szczęśliwe zakończenie. Zawsze coś między nimi było. Jeśli nie jego natura, to jej gryfoński upór i duma.
To nie ważne kto właśnie popełnił dziś błąd.
Ważne jest na pewno, że wybiegła już stąd,
trzasnęły za nią drzwi. [1]
- Zrób coś Draco – powiedział do siebie i ze złości na swoją bezradność rzucił kawałkiem pergaminu w ścianę. Nie miał pomysłów. Zaczął chodzić po gabinecie, który w tym momencie wydawał mu się ogromny. Bezsilność go przytłaczała. – Cholera! – krzyknął na cały głos jakby to miało mu w czymś pomóc, ale w głowie dalej panowała pustka. Jego wzrok padł na jakiś bardzo stare wydanie Proroka Codziennego. Nie warto ukrywać, że skrzaty domowe w gabinecie sprzątały tylko na wyraźne polecenie i pod nadzorem Draco. – Wesele – oprzytomniał i wybiegł z pomieszczenia, a następnie zbiegł po schodach.
Wiedział, że gdzieś widział wspomnienie o ślubie Percy’ego Weasley’a. Gdzieś w jakiejś gazecie z minionego tygodnia była nawet podana data tego wydarzenia. Nie mógł sobie jej przypomnieć i liczył, że matka nie zdążyła jeszcze wszystkich wyrzucić. Wpadł do salonu, w którym kilka miesięcy temu odbył ostatnią rozmowę z Mandy, a w zasadzie kłótnię i natychmiast zaczął wertować czasopisma, które znajdowały się w koszyku. Robił wokół siebie ogromny bałagan. Zależało mu na czasie. Miał nadzieję, że ślub odbędzie się w najbliższych dniach. Zamierzał tam się stawić i zmusić ją kolejny raz o rozmowy.
- Draco, co ty robisz? Skrzaty domowe przekazały mi, że demolujesz salon. – Narcyza pojawiła się w pomieszczeniu i spojrzała z dezaprobatą na syna. Nie był sobą i widziała to, ale nie mogła nic na to poradzić. Ona im pomogła. Zaprosiła ją na przyjęcie, ale nie wykorzystali tego. Nie mogła zrobić nic więcej. Musieli sami dojrzeć do pewnych decyzji. – Czego szukasz?
- Gazety – rzucił krótko Draco. – Tej w której pisali o ślubie Percy’ego Weasleya.
- Po co ci ona? – matka podeszła do niego i spokojnie wyjęła wydanie Proroka Codziennego sprzed tygodnia. – Coś się stało?
Draco niczym jak sęp na padlinę rzucił się na gazetę. Zaczął szukać rubryki, w której była zamieszczona informacja, której potrzebował.
Szanowny Pan Percy Ignacjusz Weasley (asystent Ministra Magii) oraz Audrey Katherine Smith mają zaszczyt zawiadomić, że zamierzają zawrzeć małżeństwo w dniu 25 grudnia 1998 r. w rodzinnym domu Pana Młodego.
Młoda Para serdecznie dziękuje za wszelkie gratulacje i prosi o uszanowanie ich prywatności w tym wyjątkowym dla nich dniu.
- Muszę iść – zakomunikował Narcyzie i szybkim krokiem poszedł do przedpokoju, gdzie wieszali swoje płaszcze.
- Draconie, gdzie pędzisz i po co ci była ta data? – jego matka nie zamierzała go wypuścić z domu bez wcześniejszych wyjaśnień.
- Muszę z nią porozmawiać, a przecież nie opuści ślubu własnego brata.
- Draco, to jest ich rodzinna uroczystość.
- A ja muszę z nią porozmawiać. Muszę spróbować – i wybiegł z domu w śnieżycę, która właśnie rozpętała się na zewnątrz.
Świat zostaw w tyle, jeśli Ona,
wszystkim jest co dziś masz.
Zostaw świat, nim się przekonasz,
że bez niej nic nie jest wart.
Świat zostaw za sobą, dumę schowaj,
biegnij za nią co tchu.
A kiedy dogonisz weź w ramiona,
zanim będzie już za późno, za późno. [1]
25 grudnia 1998 r.
Wygładziła niewidzialną zmarszczkę na swojej fioletowej sukience i przejrzała się w lustrze. Wyglądała w porządku. Ubrana w fioletową kreację, bez ramiączek, która sięgała jej przed kolano i czarne buty na wysokim obcasie nie mogła nic sobie zarzucić. Od kilku miesięcy w jej życiu panował spokój, a w zasadzie pozorny spokój. Zerwała wszelkie kontakty z Jamesem i jego rodziną, a na listy Draco nie odpowiadała. Uważała, że tak będzie lepiej. Przywracała do swojego życia równowagę, którą straciła na piątym roku w Hogwarcie. Miała wrażenie, że znowu zaczyna panować nad swoim życiem i uczuciami. Poświęcała pracy w szpitalu znacznie więcej czasu niż chciała tego jej mama, więc by rodzicielka nie musiała na to patrzeć Mandy wynajęła niewielkie mieszkanko w Londynie. W końcu była na swoim. Kompletnie nie przeszkadzały jej powroty do pustego mieszkania. Na początku czuła się trochę zagubiona, bo w domu zawsze przelewało się trochę ludzi, ale z czasem przywykła i zaczęła doceniać ciszę, która ją otaczała.
Na święta jednak ponownie wróciła do rodzinnej Nory. Pomogła mamie i siostrze przygotować wszystko do wesela Percy’ego i Audrey. Początkowo sądziła, że ich ślubny pośpiech wynika z tego, że narzeczona była w ciąży, ale chociaż mijały kolejne tygodnie to u Audrey nie pojawiał się brzuszek. Nie wnikała dalej. Chcieli się pobrać to był ich wybór. Razem z Ginny i Hermioną zgodziły się pełnić rolę druhen. Rudowłosa poprawiła długiego warkocza i wyszła ze swojego starego pokoju. Zarówno jej siostra jak i przyjaciółka już były na dole.  Salon, w którym miała odbyć się cała uroczystość przeszedł generalny remont, na który złożyły się wszystkie latorośle Weasley’ów. Był to teraz zdecydowanie przestronniejszy i jaśniejszy. Połączono biel z ciemną szarością, a dodatki postawiono w kolorze turkusowym. Nagle wszystkie graty jakie zajmowały miejsce w tym pokoju znalazły się w schowku za największą ścianą. Drzwi zostały idealnie wmontowane całość tak, że dopiero przy dokładnym przyjrzeniu się, dało się zauważyć, że znajdują się w tym a nie innym miejscu. Tego dnia cały dom przybrano białymi liliami, których słodki zapach przyjemnie drażnił nozdrza. Na środku salonu stało również niewielkie podwyższenie, na którym mieli zająć swoje miejsca Percy, Audrey oraz urzędnik. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, a pani Weasley co kilka minut przykładała białą chusteczkę w okolice oczu by otrzeć łzy. Mandy uśmiechnęła się do rodzicielki. Pani Weasley jak zwykle podchodziła do wszystkiego zbyt emocjonalnie, przecież to nie jedyny ślub jaki ją czeka. Miało ich być jeszcze co najmniej trzy, jeśli nie cztery.
Można odejść od swoich miłości, lecz nie podobna zapomnieć, że się kochało. [2]
W końcu rozpoczęła się cała uroczystość. Percy czekał na swoją przyszłą żonę, gdy ona kroczyła środkiem pokoju u boku ojca. W jej fiołkowych oczach pojawiły się pierwsze łzy. Suknie miała uszytą z lejącego się materiału, który idealnie podkreślał wszystkie atuty jej figury. Śnieżna biel kreacji tworzyła wokół niej aurę doskonałości. Mandy nie wątpiła, że małżeństwo jej starszego brata będzie udane. Może i Percy miał swoje za uszami to jednak zasługiwał na szczęście jak każdy człowiek. Ona już dawno mu wybaczyła jego głupotę i była gotowa go wspierać w każdym kolejnym kroku jaki zamierzał podnieść. To samo tyczyło się zarówno Georga jak i Ronalda, który stał naprzeciwko Hermiony jako drużba i uśmiechał się do niej promiennie. Mandy przyjęła od Audrey bukiecik lilii i przysłuchiwała się ceremonii. Kiedyś wyobrażała sobie, że w podobnej scenerii i ona zostanie czyjąś żoną, ale po tylu przejściach zrozumiała, że lepiej będzie jeśli odsunie od siebie te marzenia. Potrzebowała czasu by w znowu wpuścić kogoś do swojego serca. W obecnej chwili chciała odpocząć i upewnić się, że panuje nad swoim życiem. Zajęta swoimi myślami nie zauważyła kiedy cała ceremonia dobiegła końca i wszyscy zgromadzili się przy długim stole. Mandy kochała swoją rodzinę. Nie wyobrażała sobie, że mogłaby spędzać swój czas z innymi ludźmi. Chociaż mieli ze sobą wiele sporów to jednak przede wszystkim mogła liczyć na ich wsparcie. Jednak tego dnia dało się zauważyć, że kogoś brakuje przy tym świąteczno-weselnym stole. Zerknęła w stronę Georga i już zrozumiała. To brak Freda. Chociaż już byli w stanie z tym żyć to nigdy się z tym nie pogodzili. Brakowało im go. Byli świadomi, że okres żałoby nie minął do końca a oni już świętują, ale czuli że tego właśnie chciałby Fred. By tak jak on potrafili łapać życie garściami i nie przejmować się niczym. On by tego nie chciał.
Po posiłku rozpoczęły się tańce i chociaż nie było orkiestry a muzyka leciała ze starego gramofonu to wszyscy bawili się świetnie. Śmiechom nie było końca. I pokazywało, że nawet skromne wesele może być wspaniałym przyjęciem. Mandy tańczyła głównie z Charliem, bo podobnie jak i on przyszła sama, ale rozumieli się bez słów. Jako jedna z dwóch osób znała jego historię i powód dla którego do tej pory nigdy się nie ożenił. Rodzinie wmawiał, że to z powodu pracy. Obiecała mu, że nigdy nie zdradzi jego tajemnicy. Delikatna melodia nadawała rytm krokom każdej z pary, gdy rozległo się donośne pukanie.
- Otworzę – zaoferował się Harry, który razem z Ginny byli najbliżej drzwi.
            Wszyscy byli ciekawi kto zakłócał spokój w ten wyjątkowy dzień to jednak wrócili do swoich poprzednich czynności. Mandy kołysała się w razem z Charliem, a Audrey tańczyła z samym Ministrem Magii – Kingsley’em Shackleboltem. Z kolei Percy zabawiał rozmową Hermionę i Rona.
            - Muszę… - do uszu rudowłosej dochodziły strzępy rozmowy prowadzonej w przedpokoju.
            - To nie jest dobry pomysł. Nie dziś – doskonale rozróżniała głos Pottera od drugiego. Była przekonana, że gdzieś już go słyszała. Jednak muzyka i ściana nie sprzyjały rozpoznaniu.
            - …….
            - Nie… ona… daj spokój…
            - Muszę… unika mnie…. się… Potter – tylko on wymawiał tak nazwisko swojego największego wroga. Nie wiedziała jakim cudem on tu się znalazł, ale musiała natychmiast załagodzić sytuację jeśli nie chciała wywołać awantury na ślubie brata. Przeprosiła Charliego i wyszła do przedpokoju.
Zostawię otwarte okno
Bo w nocy jestem zbyt zmęczona, żeby wołać twoje imię
Wiedz tylko, że jestem tu z nadzieją
Że wejdziesz z deszczem [3]
            - Co tu robisz? – spytała bez wstępu.
            - Musimy porozmawiać.
            - Nie mamy o czym. Harry wróć do reszty. Ja się tym zajmę.
            - Jesteś pewna? – spytał Wybraniec.
            - Tak. Jestem pewna. Za chwilę również wrócę. – Odczekała chwilę, aż zostanę sami i skierowała swój wzrok na Dracona, który w rękach trzymał niewielką wiązankę. – Wyjdź.
            Nie mogła pozwolić by znowu straciła kontrolę nad swoim życiem i uczuciami. Musiała zrobić wszystko by on nie wszedł ponownie w jej życie z buciorami.
            - Chcę porozmawiać. Mandy, przecież wiesz, że…
            - Draco to przeszłość. Przeszłość nie może nami rządzić.
            Podszedł do niej i pocałował ją tak jak kilka miesięcy temu na tarasie. Próbowała go odepchnąć, ale po chwili przestała z nim walczyć. Odwzajemniła uczucie, którym ją obdarzał. Miała wrażenie, że czas zatrzymał się miejscu, a ona na nowo przeżywa każdy ich pocałunek od początku znajomości. Ten z lochów, z hogwardzkich błoni, bitwy i wiele innych. Wszystkie zlały się w ten jeden pełen uczuć i namiętności.
            - Zrozum, że…
            - Ciiii – nie chciała słów. Chciała zachować tę chwilę w ciszy.
            Stali tak ani przytuleni ani odsunięci od siebie. Zawieszenie w próżni. Mandy straciła poczucie czasu. Liczyło się tylko to, że jest tu Draco i trzyma ją w swoich dłoniach.
            - Mandy, wszystko w porządku? – to pani Weasley zaniepokojona długą nieobecnością córki postanowiła jej poszukać, a gdy zobaczyła w progu swojego domu Malfoy’a nie kryła swojego zdziwienia.
            - Przepraszam, że nachodzę w dniu tak ważnego dnia, ale chciałem porozmawiać z Mandy – Draco ukłonił się pani Weasley i pocałował ją w wierzch dłoni. – Zagapiłem się i nie kupiłem kwiatów dla gospodyni, a te są dla Młodej Pary. – Panna Weasley nie wierzyła, że jej mama ufa w to wszystko. Jednak Molly skinęła głową i zaprosiła ich gestem ręki do środka. Gdy weszli natychmiast zapanowała cisza. Wszelkie rozmowy zostały przerwane.
            Draco podszedł do Audrey i Percy’ego gdzie wręczył im bukiet oraz życzył wszystkiego dobrego i natychmiast zmaterializował się u boku Mandy. Krępująca cisza trwała długo, aż w końcu pan Weasley porwał swoją małżonkę do tańca, bo z gramofonu popłynęła muzyka z lat ich młodości. I chociaż nie wszyscy wrócili do normalności to Draco nie odstępował Weasley na krok.
            - Nie wiem co sobie wyobrażałeś – wysyczała rudowłosa podczas tańca.
            - Że w końcu ze mną porozmawiasz. Nie wiesz, że nie kulturalnie jest nie odpisywać na listy?
            - Brak mojej odpowiedzi znaczył, że nie mam ci nic do powiedzenia. Rujnujesz wesele mojego brata  i nie widzisz w tym nic złego?
            - Nic nie zrujnowałem, a co najwyżej wszystkich zaskoczyłem. Na dodatek twoja mama wygląda na uradowaną – wskazał głową na Molly, która spoglądała z uśmiechem w stronę córki.
            - Jesteś bezczelny – wysyczała.
            - Powiedziałbym raczej, że dążę do celu – wyszeptał jej do ucha, a po jej ciele przeszedł dreszcz. Instynktownie przytuliła się do niego mocniej. – Tęskniłem – wargami dotknął jej płatka usznego.
            - Nie zostawiaj mnie.
            - Nigdy.
            Spojrzała w jego stalowe tęczówki i poczuła to co zawsze gdy w nie patrzyła. Magię, która ich oplotła i doprowadziła do tego miejsca, do tych uczuć, do tych zdarzeń, do tego zakończenia.
[1] Kayah – “Za późno”
[2] Jerzy Andrzejewski
[3] Taylor Swift - Come In With The Rain
Koniec tomu

drugiego!
Ilość rozdziałów: 10
Ilość stron: 74

Ilość słów: 23 189
***
Stało się! 
Długo zastanawiałam się jak zakończyć, żeby było dobrze. Wtedy przypomniałam sobie o ankiecie sprzed... no dobra z bardzo dawna. Przeanalizowałam wyniki i pozwoliłam wenie zadecydować. Zresztą sami przyznacie, że gdyby Mandy kolejny raz kazała Draconowi spadać na drzewo (w rozmowie z przyjaciółką użyłam zdecydowanie mniej cenzuralnych słów) byłoby to lekkim przegięciem i wyraźnym znakiem, że dziewczyna ma coś nie tak pod rudymi włosami. 
Z perspektywy czasu gdy przypomniałam sobie całą historię to właśnie tak to powinno się zakończyć. 
Czy czegoś nauczyła mnie ta historia? 
Tak. 
Nigdy się nie poddawaj, bo nawet gdy wątpiłam w jej słuszność i słowa nie chciały płynąć, a biała kartka w Wordzie nie wypełniała się wyrazami od samego patrzenia coś powstrzymywało mnie przed kliknięciem "Usuń bloga". Nie mogłam. Czułam, że muszę to doprowadzić do końca i zrobiłam to. Jestem z siebie dumna. Miałam wzloty i upadki, ale przy kontynuowaniu utrzymywali mnie czytelnicy, czyli Wy: amanuensis, Beatrice, D., Dusia, Psyche,  Puhinka,  Tea (kolejność czysto alfabetyczna) i wiele wiele innych osób, których nie jestem w stanie wymienić, a także anonimowi czytelnicy, o których wiedziałam, a którzy nigdy nie odważyli się pokazać, że są - dziękuje i Wam. 
Nie kończę z pisaniem. Mam kilka projektów do zakończenia i wiele nowych pomysłów, które aż pragną się wyrwać z mojej głowy. Mimo upływu lat pisanie mnie odpręża i pozwala się odstresować, więc nie porzucę go tak szybko. 
A Was drodzy Potterowi czytelnicy zapraszam na te blogi, które w przyszłości zamierzam uruchomić (bliskiej przyszłości). W swoim czasie uruchomię oba, gdy tylko uporządkuje pozostałe projekty, które czekają na zakończenie. A tam bohaterowie już czekają na Wasze opinie: 
oraz 
Kończę, bo ta przemowa będzie za chwile dłuższa niż cały rozdział. 
Dziękuję. Kocham.
Lady Spark