poniedziałek, 16 lipca 2012

XX. Zło

„Jedna kropla zła nasącza jadem całe nasze dobro. [4]”
23 stycznia 1996 r.
 Średniego wzrostu Ślizgonka, siedziała w Wielkiej Sali i jadła śniadanie. Obserwowała przy okazji wysokiego blondyna, który siedział naprzeciwko niej. Udawała, że słucha tego, co on mówi, ale tak naprawdę myślami była gdzieś indziej. W tym momencie nie interesował ją fakt, że Czarny Pan chce zabić Pottera, bo to było dla niej oczywiste. Zarówno ona jak i Draco oraz Blaise w najbliższe wakacje mieli dołączyć do grona Śmierciożerców. Jedno z nich miało dostać zadanie do wykonania w Hogwarcie. Nie było wiadomo, kto, ponieważ Lord Voldemort cały czas się nad tym zastanawiał i próbował wybrać najlepszą osobę. Pansy Parkinson zerknęła, na Draco, a jej serce zaczęło bić dwa razy szybciej. Dalej go kochała i nic nie mogła na to poradzić. Nie wiedziała też, w czym ta cała Mandy Weasley jest lepsza od niej. Szukała w niej jednej rzeczy, która stawiała Gryfonkę wyżej niż Ślizgonkę. Przecież była zdrajczynią krwi, a Pansy całkowicie popierała Czarnego Pana. Brunetkę, bolał widok Draco z Mandy. Para rzadko pojawiała się razem. Zazwyczaj trzymali się osobno, aby nie podsycać plotek na ich temat. Widywani wspólnie byli tylko, kiedy szli na zajęcia z eliksirów, ale nawet wtedy nie trzymali się za ręce. Po prostu szli obok siebie. Mimo braku okazywania lub też obnoszenia się z uczuciem wszyscy wiedzieli, ze tę dwójkę coś łączy. W końcu plotki po Hogwarcie roznosiły się z prędkością światła.
 Pansy, bardzo starała się wyrzucić Draco ze swojego serca, ale nie umiała. Uczucie do blondyna było bardzo silne i za nic w świecie nie chciało jej opuścić. Ślizgonka, zastanawiała się czy ostrzec Mandy przed prawdziwym obliczem blondyna. W końcu on bawił się kobietami i nigdy nie traktował ich poważnie. Parkinson, słyszała jak jakaś Krukonka wypłakiwała sobie oczy z powodu ujawniania związku jego i Mandy. Mieszkanka Domu Kruka, twierdziła, że jeszcze na początku roku szkolnego spotykała się z Malfoy’em, który wyjaśnił jej, że muszą ukrywać się ze swoim uczuciem i dlatego nie mogą się spotykać przez jakiś czas. Biedna dziewczyna, nie wiedziała, że taka była taktyka Ślizgona. Porzucić z palącą się nadzieją. Pansy, należała do Domu Węża i mogła się wydawać osobą wredną i myślącą o sobie, ale posiadała też drugie oblicze, które można nazwać trochę bardziej ludzkim. Postanowiła, więc ostrzec Mandy przed Draco. Mogła go kochać i marzyć o jego dotyku, ale nie chciała żeby inne dziewczyny cierpiały tak jak ona.
Nie potrafię żyć bez twojej miłości
dla jednego pocałunki
mogę oddać wszystko.
Nie ma słów, którymi mogę opisać
co czuję głęboko w środku. [1]
 Jej ciemne oczy skierowały się w stronę Domu Lwa. Odszukała rude włosy i intensywnie zielone oczy. Siedziała w towarzystwie Parvati i Lavender, ale nie uczestniczyła zbytnio w ich rozmowie. Przeglądała jakieś notatki i czegoś w nich uparcie szukała. Czasami tylko od niechcenia odpowiedziała coś. Pansy, była zdziwiona, ponieważ dziewczyna ani przez chwilę nie zerknęła na Draco. Wydawało się, że kompletnie o nim zapomniała. Nawet, gdy wstała od stołu i kierowała się w stronę wyjścia nie rzuciła ukradkowego spojrzenia w stronę zielono – srebrnych flag. Ślizgonka, tak mocno zajęła się swoimi myślami, że nawet nie słuchała dialogu między Draco a Blaisem. Kierowana przez swoje ludzkie ‘ja’, wstała od stołu i ruszyła za Gryfonką. Była zdecydowana i tu nie chodziło o to, że chciała w ten sposób odzyskać Draco, bo wiedziała, że jeśli on nie będzie tego chciał to siłą czy też podstępem nic nie zyska.
 Gryfonka, nie zorientowała się, że ktoś za nią idzie do wieży. Dopiero, gdy Ślizgonka wciągnęła ją do pustego pomieszczenia domyśliła się, że coś jest nie tak jak powinno. Wyciągnęła różdżkę i na wszelki wypadek trzymała ją w pogotowiu. Uważnie wpatrywał się w brunetkę. Nie wiedziała, czego może ona chcieć.
- Czego chcesz, Parkinson? – Spytała, Mandy, nie siląc się nawet na miły ton.
- Ostrzec. Odczułam chęć spełnienia dobrego uczynku – odpowiedziała Ślizgonka, a jej rywalka prychnęła jak rozjuszona kotka.
- Ty, postanowiłaś ostrzec mnie? Ciekawe, przed czym? Przed samą sobą?
- Przed Draco.
- O, nie! Nie będę tego słuchać. Cały Hogwart wie, że kochasz go do szaleństwa. Może między mną, a Draco nie jest idealnie, ale ty nie będziesz tą, która to rozbije – powiedziała Mandy.
- Weasley, uspokój się. Doceń moją dobrą wolę i wysłuchaj mnie. Draco, uwielbia bawić się uczuciami. To jest jego hobby. Uwodzi, a potem w milczeniu zostawia.
- Nie interesuje mnie to – powiedziała Mandy.
- A powinno.
- Nie interesuje mnie to, ponieważ nawet, jeśli zostanę brutalnie rzucona, on nigdy nie zobaczy jak płaczę z tego powodu.
 Rudowłosa, spojrzała tylko przez chwilę na rywalkę i wyszła z pomieszczenia.
 Mandy, udała się w stronę wieży. Przez zupełnie nie potrzebną rozmowę straciła sporo czasu, a musiała jeszcze wziąć podręczniki na zajęcia. Weasley, nie wiedziała, jaki był dokładnie cel Pansy, ale jeśli chodziło o zasianie wątpliwości w Rudej to się jej udało. Gryfonka, nie wierzyła w szczerość jej intencji, bo w końcu to był jej wróg, który na dodatek kochała jej mężczyznę. Dziewczyna, szybko wzięła to, co musiała i wrzuciła do torebki, a następnie udała się na zajęcia z Transmutacji. Wychodząc z Pokoju Wspólnego zauważyła Draco Malfoy’a, który czekał na nią. Uśmiechnęła się delikatnie w jego stronę i podeszła nieśmiało. Bywały takie chwile, kiedy onieśmielał ją. Nie wiedziała, czemu tak się dzieje. Wielkimi krokami zbliżały się Walentynki. Mandy z mdłościami czytała o wyjściu do Hogsmeade, z tego powodu. Nie lubiła tego święta. Wszystko wydawało jej się wtedy bardzo sztuczne i jakby wymuszone. Wolała ten dzień spędzić jak każdy inny. Domyślała się, że Draco ma to samo zdanie, co ona, dlatego nie poruszała tego temu. Szli obok siebie. Czuła zapach jego perfum, które tak uwielbiała. Nigdy nie zdarzyło się jeszczeż żeby Draco, odprowadzał ją na zajęcia.
- Nie spędzimy razem Walentynek – usłyszała po chwili.
- Nawet nie zamierzałam tego robić. Nie lubię tego święta.
- Nie będzie mnie w Hogwarcie. Idę do Hogsmeade – w głowie Rudej, zapaliła się czerwona lampka, która sygnalizowała ostrzeżenie.
- Draco, nie interesuje mnie, co robisz. Jeśli jednak zamierzasz grać na dwa fronty i nie chcesz tego ukrywać to daruj to sobie. Powiedz, to po prostu wrócimy do starego układu – powiedziała Mandy i przyśpieszyła kroku.
 Nie chciało jej się płakać. Wiedziała, że czas na łzy przyjdzie. Teraz po prostu zebrała w sobie ostatki silnej woli. Nie uszła daleko, ponieważ Draco zastąpił jej drogę.
- O czym rozmawiałaś z Parkinson? – Spytał.
- Skąd wiesz, że z nią rozmawiałam? – Odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Pytam się, o czym z nią rozmawiałaś.
- Czy ja się pytam, po co idziesz do Hogsmeade? Nie, więc daruj sobie to przesłuchanie, Malfoy – powiedziała Mandy i wyminęła go.
 Draco, patrzył na odchodzącą dziewczynę i zastanawiał się, co nagadała jej Pansy, że Weasley tak zareagowała na to pytanie. Wiedział, że nie były to żadne pochwały dotyczące jego osoby. W tym tygodniu nie daleko wioski czarodziejów miało dobyć się spotkanie popleczników Czarnego Pana, na którym on, Blaise i Pansy, mieli być. Obawiał się, że Weasley wie o tym i doniesie o wszystkim dyrektorowi.
I nie mów mi, co czujesz, bo
nikt lepiej, tylko ja nam bólu smak,
tę gorycz bycia złą.
I nie mów mi pamiętam to
i każdej nocy strach jak przerwać
te pogoń:
on czy kto? [2]
***
14 lutego 1996 r.
 Nadszedł dzień Walentynek. Mandy, zgodnie z postanowieniem została w zamku. Usiadła w Pokoju Wspólnym i zagłębiła się w księdze przyniesionej z biblioteki. W pomieszczeniu nie panował zbyt wielki ruch, ponieważ większość uczniów skorzystała z możliwości wyjścia poza obręb Hogwartu, a ci, którzy nie mogli jeszcze pójść do wioski zamieszkałej przez samych czarodziejów przebywali na błoniach i urządzali sobie bitwy na śnieżki.
 Mandy, próbowała odgonić od siebie myśli o tajemniczym spotkaniu Draco. Ich związek był nie tylko dziwny pod względem okazywania uczuć, ale też ze względu na to, że nie próbowali siebie sprawdzać. Jeśli jedno nie chciała powiedzieć gdzie idzie, drugie nie nalegało i szło w drugą stroną. Mandy, często zastanawiała się czy tak powinien wyglądać normalny związek między dwójką młodych ludzi. Rozmawiali na wiele tematów. Wymieniali swoje pogląd. Draco, trochę otworzył się przed Gryfonką. Opowiedział o sobie, o rodzinie i o sobie, o tym jak został wychowany, jakie zasady mu wpajano. Teraz zaczynała rozumieć jego zachowanie. On teraz był zagubiony. Zetknął się z osoba wychowaną zupełnie inaczej. Zobaczył, że można wybaczyć nawet największemu wrogowi.
 Mandy, dzięki niemu nauczyła się do końca walczyć o swoje. Wcześnie zdarzyło się jej czasem się poddać, ale teraz do końca walczyła o związek, który składał się z dwóch przeciwieństw. Brakowało tylko wsparcia u najbliższych, a bez tego bardzo trudno żyć, ale ona wiedziała, że im nie chodzi o jej dobro tylko o bezpieczeństwo Zakonu. Nie ufali jej, a to bolało. Zwłaszcza, że Ginny, należała do tej grupy. Mimo tego, że kiedyś sobie ufały bezgranicznie i nie miały przed sobą tajemnic.
 Jej rozmyślania przerwała Ginny, która usiadła obok.
- Porozmawiamy? – Spytała młodsza Weasley.
- Na jaki temat?
- Ogólnie. Chyba jestem ci winna przeprosiny – powiedziała Ginny.
- Nie tylko ty – stwierdziła Mandy i odłożyła księgę.
- Mandy, przepraszam. Przez to, że nie powiedziałam tego, co myślę, mogłam zniszczyć naszą przyjaźń.
- A co myślisz?
- Że Ron, jest skończonym kretynem. Nie powinniśmy cię tak oceniać i oskarżać o zdradę.
            Mandy, wpatrywała się w młodszą siostrę i zastanawiała się, do czego ta rozmowa może prowadzić.
- Tylko to chciałaś mi powiedzieć?
- Nie. Chcę powiedzieć, że życzę ci szczęścia i wierzę, że nie pisnęłaś Draco, ani słowa…
- Ginny…
- I wiesz, co? Brakuje mi naszych rozmów – powiedziała młodsza Weasley i uśmiechnęła się do siostry.
- Cieszę się, że nie odwróciłaś się ode mnie.
- Wiesz, widać, że jesteś szczęśliwa, ale czemu nie jesteś z Draco w Hogsmeade? W końcu są Walentynki.
- To samo pytanie mogę zadać tobie, w końcu są Walentynki, a z tego, co wiem to nie możesz opędzić się od adoratorów – powiedziała Mandy ze śmiechem.
- Nie chcę iść z byle, kim.
- Tak. To już wiem. Kochasz, Harry’ego.
- Właśnie, ale on poszedł z tą całą Cho. Ehhh… No trudno. Powiedz, a gdzie Malfoy?
- Nie wiem. Nie chciał powiedzieć gdzie idzie, a ja nie chciałam nalegać. Ufamy sobie.
- On też nie chce wiedzieć gdzie ty chodzisz bez niego? – Gdy zauważyła, że siostra kiwa przecząco głową dodała. – Dziwne. Zawsze wydawało mi się, że on ma dominujący charakter.
- I tu się mylisz. Może i jest bezczelny, arogancki i pewny siebie, ale wobec mnie jest inny. Takiego Draco chyba nikt nie zna. Dziwnie to zabrzmi, ale on mnie rozumie i wspiera. Kiedy trzeba to jest obok i potrafi przytulić – Mandy podczas tej rozmowy, czuła jakby odzyskała przyjaciela.
Prawdziwy przyjaciel jest zwierciadłem, w którym odbija się dusza nasza. On jest otwartą księgą naszych myśli, czynów i upodobań, podczas gdy inni obojętni ludzie są księgami w grubą skórę oprawnymi i zamkniętymi na kłódki. [3]
***
 Draco, razem z Blaisem i Pansy, dokładnie pół godziny temu opuścili Hogsmeade. Kierowali się właśnie w stronę opuszczonego domu, oddalonego od wioski czarodziejów. Żadne z nich nie wiedziało, czemu Lord Voldemort postanowił ich zwołać w lutym i to na dodatek nie daleko Hogwartu. Fakt, że Ministerstwo Magii uparcie twierdziło, że Czarny Pan wcale nie powrócił, a Harry Potter i Albus Dumbledore, kłamią i są chorzy psychicznie. Aby to udowodnić jeszcze bardziej do Szkoły Magii i Czarodziejstwa została wysłana Dolores Umbridge, która miała donosić Korneliuszowi Knotowi, o tym czy ktoś rozpowszechnia informacje o rzekomym odrodzeniu Tego – Którego – Imienia – Nie – Wolno – Wymawiać. Powołała nawet specjalną Inkwizycję, która miała jej pomóc wyłapać młodych ludzi, którzy sprzeciwiają się woli Ministerstwa. Specjalna Inkwizycja, składała się głównie z uczniów Slytherinu, którzy śmiali się z tego, że poplecznicy Czarnego Pana mogą spokojnie grać na nosie samemu Knotowi.
 Wracając do trójki uczniów, którzy już dawno opuścili wioskę. Od razu zauważyli opuszczony dom, w którym czekali na nich inni Śmierciożercy. Blondyn, nie wiedział czy dobrze robił. Coś w nim się buntowało przed kolejnym sprawdzianem, który czekał jego i jego towarzyszy. Nie miał wątpliwości, że znowu będą musieli torturować ludzi, którzy nie są magicznego pochodzenia. Był to ulubiony widok Czarnego Pana. Zawsze, gdy ktoś chciał dołączyć do jego grona musiał przejść kilka testów psychologicznych. Musiał udowodnić, że nie posiada czegoś takiego jak wyrzuty sumienia lub współczucie. Musiał być bezwzględny i bystry, a także bezwarunkowo oddany Czarnemu Panu. W zasadzie, jeśli ktoś przyszedł na pierwsze spotkanie był już skazany na bycie poplecznikiem samego Lorda Voldemorta lub na okrutną i bolesną śmierć. Draco, nie miał wyjścia. Musiał zostać Śmierciożercą. Jego los został przesądzony przy jego narodzinach. Kiedyś mu to nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie był z tego dumny. Jednak teraz miał coraz więcej wątpliwości czy dobrze robi.
 Blaise, zaklęciem otworzył drzwi i z wysoko uniesioną różdżką wszedł do środka domu, a za nim jego przyjaciele. Wszyscy mieli różdżki w pogotowiu na wszelki wypadek gdyby ktoś odkrył zgromadzenie i jakimś cudem rozbił dwudziestu nieobliczalnych Śmierciożerców.
- Zamknij drzwi – powiedział Zabini do Malfoy’a.
 W całym domu panował mrok, który rozświetlała jedynie różdżka Blaisa i szpara między drzwiami, a podłogą. Pansy, niepewnie nacisnęła klamkę i szybko pchnęła drewno. W środku czekali na nich wszyscy, którzy byli potrzebni. Stali w kole. Czarny Pan, dzielił ich na dwie strony. W środku okręgu leżały trzy skrępowane osoby. Była to rodzina mugoli. Matka, ojciec i pięcioletnie dziecko.
- Brawo. Jestem z was dumny. Skradaliście się powoli. Będziecie idealnymi Śmierciożercami – powiedział Lord Voldemort, a Pansy, zadrżała na całym ciele. – Pewnie już wiecie, po co was zawołałem – kiwnęli głowami na znak zgody. – To jest wasz ostatni test przed dniem, w którym wstąpicie do zacnego grona popleczników Czarnego Pana. Draco, zacznij.
- Mam ich zabić? – Spytał blondyn, starając się opanować drżenie głosu.
- Nie. Spraw im ból. Pomyśl, że to są osoby, które wiedzą coś, co nam jest potrzebne, ale nie chcą mówić. Zadaj cios w najczulszy punkt.
 Malfoy, kiwnął głową na znak, że rozumie. Machnął różdżką w stronę pięcioletniego chłopca. Więzy opadły, a dziecko, spojrzała na niego pełne nadziei i wdzięczności. Szybko jednak zaczęło krzyczeć i zwijać się z bólu. Draco, znowu użył zaklęcia niewybaczalnego. Po chwili dało się słyszeć krzyk rozpaczy matki, która błagała o litość dla swojego synka. Nią szybko zajęła się Pansy Parkinson. Nikt się nie wtrącał w spektakl trójki. Wszyscy najwierniejsi słudzy Czarnego Pana, patrzyli w milczeniu. Słuchać było tylko krzyki więźniów. Nikt nie stanął w ich obronie. Nikt im nie współczuł. Wszyscy sycili się tym widokiem. Wydawało się, że czerpią z tego energię jak pasożyty. Lucjusz Malfoy, był niezmiernie dumny ze swojego syna. To Draco miał za kilka lat zająć jego miejsce. Był jego zastępcą. Miał być dokładnie taki sam jak on. Bezwzględny, stanowczy i nieuznający półśrodków.
 W sercu młodego Ślizgona trwała wewnętrzna walka. Stare zasady kłóciły się z nowymi, których nauczył się od Mandy. Jednak to stara szkoła zwyciężyła. Gdy drgnęła mu ręka natychmiast przypomniał sobie zasady wpajane mu przez Ojca. Musiał udowodnić mu, że zasługuje na jego uznanie i akceptację, że może być z niego dumny. Teraz nie myślał o tym, jak spojrzy w zielone tęczówki, Weasley. Co zrobi, gdy skądś dowie się, że trójka mugoli zginęła w dziwnych okolicznościach? Czy Mandy powiąże jego nieobecność z tym wydarzeniem? To było teraz nie ważne. Teraz liczyła się akceptacja Ojca. Nie interesowało go jak Śmierciożercy pracujący w Ministerstwie Magii sprawili, że nikt nie zauważył, że trójka nieletnich czarodziei używa zaklęć poza obrębem uczelni i to na dodatek zaklęć niewybaczalnych. Teraz tylko walczył o uznanie Ojca.
Jedna kropla nasącza jadem całe nasze dobro. [4]
***
21 lutego 1996 r.
 Mandy, razem z Hermioną, Ginny, Luną i Padmą, kierowały się w stronę stadionu Quidditcha. Nie towarzyszyli im ani Ron ani Harry, którzy dalej mieli za złe Mandy, że spotyka się z Draco. Sama Ruda, nie wiedziała, czemu, ale ostatnio ich stosunki uległy pogorszeniu. Malfoy, stał się bardzo drażliwy. Ciężko było się z nim porozumieć, a ostatnio więcej czasu spędzał na treningach. Weasley, udawała, że nic ją to nie obchodzi. Nie chciała zniżać się do poziomu tych wszystkich dziewczyn, które błagają o miłość.
 Im bliżej były stadionu tym bardziej dało się wyczuć atmosferę niecierpliwości i sportowego entuzjazmu. Wszyscy z przejęciem rozmawiali na temat, kto wygra mecz. Ślizgoni czy Krukoni? Ci pierwsi, jeśli chcieli utrzymać punktowy kontakt z przeciwnikiem, czyli Gryfonami musieli wygrać mecz. Dla Krukonów nie było już szans na wyjście z ostatniego miejsca. Mandy, mimo swojej nienawiści do Ślizgonów, to właśnie im kibicowała. Wiedziała, że Draco to nie interesuje, ale ona naiwnie wierzyła w to, że da mu to jakieś psychiczne wsparcie. Wmieszane w tłum usiadły w miejscu przeznaczonym dla Domu Lwa. Większość uczniów ubrana była w kolory Ravenclawu.
 Ledwo zdążyły usiąść, a mecz się zaczął, a na trybunach zapanowała wrzawa. Wszyscy próbowali przebić się przez tłum. Ciężko było nawet usłyszeć komentującego Lee Jordana, który od początku pokazywał, że kibicuje niebiesko – brązowym barwom. Wszędzie było pełno transparentów, a ktoś miał na głowie wielkiego kruka. Gdy zawodnicy unieśli się w powietrze na trybunach zrobiło się jeszcze głośniej – o ile to w ogóle możliwe. Mecz Quidditcha, był jedynymi momentami gdzie ludzie zapominali o swoich problemach i o tym, że zło wychodzi z kryjówki, a Ministerstwo nic sobie z tego nie robi. Atmosfera była magiczna. Krzyk, który oznaczał doping, świst latających mioteł, widok zaciętych i zdeterminowanych min zawodników dawał cudowny efekt, który większość uczniów uwielbiała. Mandy, wolała grać niż kibicować, ponieważ zawsze twierdziła, że akcję, która nie wyszła zrobiłaby lepiej. Jedna teraz cały czas obserwowała, Draco, który szukał znicza, a Cho siedziała mu na ogonie. Ruda, zastanawiała się, co teraz musi myśleć Potter, który spotykał się z ową dziewczyną.
 W pewnym momencie, Draco, ruszył w pościg za zniczem, a przynajmniej tak się wszystkim wydawało. On jednak postanowił wyprowadzić w Polę Krukonkę i gdy zbliżał się do ziemi, natychmiast poderwał miotłę. Dziewczyna, lecąc tuż za nim dosłownie w ostatniej chwili powtórzyła manewr Ślizgona, co wywołało ogromny podziw publiczności. W tym samym momencie, gdy, Krukonce, udało się ustabilizować pozycję, złoty znicz zamigotał tuż nad głową starszej z panien Weasley. Blondyn, natychmiast zaczął kierować się w tamtą stronę, a Mandy nie wiedziała, co się dzieje. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że latająca, złota piłeczka jest tuż nad jej głową. Przerażona, wpatrywała się w to, co robi Malfoy. Gdy przeleciał tuż nad nią z wysoko uniesioną ręką w górze zorientowała się, o co chodzi. Wszyscy krzyczeli z radości albo z rozpaczy – to po prostu zależało od przynależności do danego domu. Mandy, oddychała głośno ze strachu, ale była bardzo szczęśliwa z wygranej Ślizgonów. Jednak dalej nie wiedziała, czemu Draco, znowu stał się wobec niej oschły. Wszystko miało się jednak wyjaśnić w najbliższych miesiącach.
____________________________
[1] Celine Dion – „A song for you”
[2] Kasia Kowalska – „Nie mów mi”
[3] Bolesław Prus
[4] William Shakespeare

8 komentarzy:

  1. Draco! A już myślałam, że się zmienił. Że Mandy wystarczająco wpłynęła na jego życie, a tu mi się pomiędzy wódkę a zakąskę wpycha jego ojciec! On nie może, po prostu nie może zniszczyć tego co pomiędzy tą dwójką się wydarzyło i zrodziło. Ehhh a miało być tak pięknie, ale ja wiem, że Ty już coś tam kombinujesz jeśli chodzi o Mandy i Draco, prawda? Cuuuuudo! I ja już nie mogę doczekać się następnego odcinka. Ściskam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ktoś się musi wepchnąć! Ojciec, to ojciec. Zawsze ambitny i pragnący aby syn był najlepszy, a tu taka Granger czy taki Potter mu wchodzą w paradę. Ale on dalej kocha Mandy... On to wie, tylko ciężko przeciwstawić się własnemu ojcu.

      Usuń
  2. dzisiaj komentarz nie będzie zbyt interesujący, ani pomocny, bo jakoś nie mam do tego głowy. podobało mi się. robi się mrocznie i jakoś tak niebezpiecznie! draco balansuje na granicy! może być naprawdę ciekawie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najbardziej się cieszę, że skomentowałaś, bo moje gadu ostatnio wariuje. Balansuje na granicy i będzie czekał go ciężki wybór w najbliższym czasie ;).

      Usuń
  3. Zastanawia mnie Pansy. Wiele osób pokazuje ją jako pustą, w ogóle nie myślącą osobę, inni jako harpię, psychopatkę, która jest nieobliczalna. Ty w całkiem innowacyjny sposób zmodyfikowałaś tą postać, dając jej własną osobowość. To m i się bardzo podoba.
    Draco... Wydaje mi się, że jest nieopodal miejsca, gdzie leży droga. Droga utracenia własnego człowieczeństwa. Zaskakująco łatwo to zrobić, ale odzyskać.. Czy w ogóle się da? Rozumiem, że chłopak walczy o akceptację
    Najbliżsi Mandy są stanowczo zbyt niesprawiedliwi względem niej, ale... Czy mogliby inaczej? Gdyby tak zrobili, to oznaczałoby, ze są zupełnie pozbawieni instynktu samozachowawczego. W końcu nawet Gryfoni powinni się uczyć na własnych błędach i nie ufać wszystkim.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postanowiłam w jakiś sposób coś zmienić w stereotypach bohaterów. I cieszę się, że udało mi się to na przykładzie Panys. Co do Draco, to akceptacja ojca niszczy całe jego człowieczeństwo. Ostrożność nakazuje im nie ufać Mandy. Giny i Hermiona, po prostu im jest ciężko patrzeć jak dziewczyna musi ze wszystkim radzić sobie sama, a dodatkowo są lub byli przyjaciółmi, a tego tak łatwo się nie zapomina.

      Usuń
  4. Staram się zrozumieć Draco. Od wielu lat analizuję dokładnie jego osobowość i stwierdzam, że wychowanie odgrywa kluczową rolę w jego postępowaniu. Można sobie spoglądać na Dracona jak się chce, ale nie można zapominać o silnym wpływie starego Lucjusza.

    Ucieszyło mnie, że Ginny w końcu postanowiła "przebaczyć" siostrze. A raczej, że w końcu przejrzała na oczy. Z wszystkich Weasleyów to ona zawsze wydawała mi się najbardziej... hm, tolerancyjna. Nie wiem, jak to powiedzieć i liczę, że mnie zrozumiesz.

    Mandy musi mieć duuużo cierpliwości do Dracona. Trudno zrozumieć kogoś, kto tak rzadko pokazuje uczucia. Oschłość, szorstkość - okazuje się, że oznacza to nie tyle osłabienie uczuć, co problemy z samym sobą.

    Dobra, nie zwracaj uwagi na moje brednie. Czytałam ostatnio "Miasto upadłych aniołów" i dlatego wciąż siedzi mi w głowie Jace. Tak bardzo są do siebie z Draco podobni!...

    Pozdrawiam,

    [serce-smoka]

    OdpowiedzUsuń
  5. Pansy zazdrosna o Mandy i Draco. Ciekawe. I w dodatku jeszcze ostrzega przed Malfoyem jego dziewczynę. Kurczę. Albo ma kobieta tupet albo naprawdę obudził się w niej człowiek. Ehh, Draco był bezwzględny. Zero wspólnych walentynek. Mógł powiedzieć prawdę. Ale na szczęście Ginny pogodziła się z siostrą. Chociaż jedno dobre po tych samotnych walentynkach.Ale powoli Draco nie jest za tym, by zostać Śmierciożercą. Powoli zaczynają budzic się w nim ludzkie odruchy. I w dodatku wygrana ślizgonów. Tu to dopiero będzie się działo.

    OdpowiedzUsuń