„Jedna kropla zła nasącza jadem całe nasze dobro. [4]”
23
stycznia 1996 r.
Średniego
wzrostu Ślizgonka, siedziała w Wielkiej Sali i jadła śniadanie. Obserwowała
przy okazji wysokiego blondyna, który siedział naprzeciwko niej. Udawała, że
słucha tego, co on mówi, ale tak naprawdę myślami była gdzieś indziej. W tym
momencie nie interesował ją fakt, że Czarny Pan chce zabić Pottera, bo to było
dla niej oczywiste. Zarówno ona jak i Draco oraz Blaise w najbliższe wakacje
mieli dołączyć do grona Śmierciożerców. Jedno z nich miało dostać zadanie do
wykonania w Hogwarcie. Nie było wiadomo, kto, ponieważ Lord Voldemort cały czas
się nad tym zastanawiał i próbował wybrać najlepszą osobę. Pansy Parkinson zerknęła,
na Draco, a jej serce zaczęło bić dwa razy szybciej. Dalej go kochała i nic nie
mogła na to poradzić. Nie wiedziała też, w czym ta cała Mandy Weasley jest
lepsza od niej. Szukała w niej jednej rzeczy, która stawiała Gryfonkę wyżej niż
Ślizgonkę. Przecież była zdrajczynią krwi, a Pansy całkowicie popierała
Czarnego Pana. Brunetkę, bolał widok Draco z Mandy. Para rzadko pojawiała się
razem. Zazwyczaj trzymali się osobno, aby nie podsycać plotek na ich temat.
Widywani wspólnie byli tylko, kiedy szli na zajęcia z eliksirów, ale nawet
wtedy nie trzymali się za ręce. Po prostu szli obok siebie. Mimo braku
okazywania lub też obnoszenia się z uczuciem wszyscy wiedzieli, ze tę dwójkę
coś łączy. W końcu plotki po Hogwarcie roznosiły się z prędkością światła.
Pansy, bardzo starała się wyrzucić Draco ze
swojego serca, ale nie umiała. Uczucie do blondyna było bardzo silne i za nic w
świecie nie chciało jej opuścić. Ślizgonka, zastanawiała się czy ostrzec Mandy
przed prawdziwym obliczem blondyna. W końcu on bawił się kobietami i nigdy nie
traktował ich poważnie. Parkinson, słyszała jak jakaś Krukonka wypłakiwała
sobie oczy z powodu ujawniania związku jego i Mandy. Mieszkanka Domu Kruka,
twierdziła, że jeszcze na początku roku szkolnego spotykała się z Malfoy’em,
który wyjaśnił jej, że muszą ukrywać się ze swoim uczuciem i dlatego nie mogą
się spotykać przez jakiś czas. Biedna dziewczyna, nie wiedziała, że taka była
taktyka Ślizgona. Porzucić z palącą się nadzieją. Pansy, należała do Domu Węża
i mogła się wydawać osobą wredną i myślącą o sobie, ale posiadała też drugie
oblicze, które można nazwać trochę bardziej ludzkim. Postanowiła, więc ostrzec
Mandy przed Draco. Mogła go kochać i marzyć o jego dotyku, ale nie chciała żeby
inne dziewczyny cierpiały tak jak ona.
Nie
potrafię żyć bez twojej miłości
dla
jednego pocałunki
mogę
oddać wszystko.
Nie
ma słów, którymi mogę opisać
co
czuję głęboko w środku. [1]
Jej ciemne oczy skierowały się w stronę Domu
Lwa. Odszukała rude włosy i intensywnie zielone oczy. Siedziała w towarzystwie
Parvati i Lavender, ale nie uczestniczyła zbytnio w ich rozmowie. Przeglądała
jakieś notatki i czegoś w nich uparcie szukała. Czasami tylko od niechcenia
odpowiedziała coś. Pansy, była zdziwiona, ponieważ dziewczyna ani przez chwilę
nie zerknęła na Draco. Wydawało się, że kompletnie o nim zapomniała. Nawet, gdy
wstała od stołu i kierowała się w stronę wyjścia nie rzuciła ukradkowego
spojrzenia w stronę zielono – srebrnych flag. Ślizgonka, tak mocno zajęła się
swoimi myślami, że nawet nie słuchała dialogu między Draco a Blaisem. Kierowana
przez swoje ludzkie ‘ja’, wstała od stołu i ruszyła za Gryfonką. Była
zdecydowana i tu nie chodziło o to, że chciała w ten sposób odzyskać Draco, bo
wiedziała, że jeśli on nie będzie tego chciał to siłą czy też podstępem nic nie
zyska.
Gryfonka, nie zorientowała się, że ktoś za nią
idzie do wieży. Dopiero, gdy Ślizgonka wciągnęła ją do pustego pomieszczenia
domyśliła się, że coś jest nie tak jak powinno. Wyciągnęła różdżkę i na wszelki
wypadek trzymała ją w pogotowiu. Uważnie wpatrywał się w brunetkę. Nie
wiedziała, czego może ona chcieć.
- Czego chcesz,
Parkinson? – Spytała, Mandy, nie siląc się nawet na miły ton.
- Ostrzec. Odczułam
chęć spełnienia dobrego uczynku – odpowiedziała Ślizgonka, a jej rywalka
prychnęła jak rozjuszona kotka.
- Ty, postanowiłaś
ostrzec mnie? Ciekawe, przed czym? Przed samą sobą?
- Przed Draco.
- O, nie! Nie będę
tego słuchać. Cały Hogwart wie, że kochasz go do szaleństwa. Może między mną, a
Draco nie jest idealnie, ale ty nie będziesz tą, która to rozbije – powiedziała
Mandy.
- Weasley, uspokój
się. Doceń moją dobrą wolę i wysłuchaj mnie. Draco, uwielbia bawić się
uczuciami. To jest jego hobby. Uwodzi, a potem w milczeniu zostawia.
- Nie interesuje mnie
to – powiedziała Mandy.
- A powinno.
- Nie interesuje mnie
to, ponieważ nawet, jeśli zostanę brutalnie rzucona, on nigdy nie zobaczy jak
płaczę z tego powodu.
Rudowłosa, spojrzała tylko przez chwilę na
rywalkę i wyszła z pomieszczenia.
Mandy,
udała się w stronę wieży. Przez zupełnie nie potrzebną rozmowę straciła sporo
czasu, a musiała jeszcze wziąć podręczniki na zajęcia. Weasley, nie wiedziała,
jaki był dokładnie cel Pansy, ale jeśli chodziło o zasianie wątpliwości w Rudej
to się jej udało. Gryfonka, nie wierzyła w szczerość jej intencji, bo w końcu
to był jej wróg, który na dodatek kochała jej mężczyznę. Dziewczyna, szybko
wzięła to, co musiała i wrzuciła do torebki, a następnie udała się na zajęcia z
Transmutacji. Wychodząc z Pokoju Wspólnego zauważyła Draco Malfoy’a, który
czekał na nią. Uśmiechnęła się delikatnie w jego stronę i podeszła nieśmiało.
Bywały takie chwile, kiedy onieśmielał ją. Nie wiedziała, czemu tak się dzieje.
Wielkimi krokami zbliżały się Walentynki. Mandy z mdłościami czytała o wyjściu
do Hogsmeade, z tego powodu. Nie lubiła tego święta. Wszystko wydawało jej się
wtedy bardzo sztuczne i jakby wymuszone. Wolała ten dzień spędzić jak każdy
inny. Domyślała się, że Draco ma to samo zdanie, co ona, dlatego nie poruszała
tego temu. Szli obok siebie. Czuła zapach jego perfum, które tak uwielbiała.
Nigdy nie zdarzyło się jeszczeż żeby Draco, odprowadzał ją na zajęcia.
- Nie spędzimy razem
Walentynek – usłyszała po chwili.
- Nawet nie
zamierzałam tego robić. Nie lubię tego święta.
- Nie będzie mnie w Hogwarcie.
Idę do Hogsmeade – w głowie Rudej, zapaliła się czerwona lampka, która
sygnalizowała ostrzeżenie.
- Draco, nie
interesuje mnie, co robisz. Jeśli jednak zamierzasz grać na dwa fronty i nie
chcesz tego ukrywać to daruj to sobie. Powiedz, to po prostu wrócimy do starego
układu – powiedziała Mandy i przyśpieszyła kroku.
Nie chciało jej się płakać. Wiedziała, że czas
na łzy przyjdzie. Teraz po prostu zebrała w sobie ostatki silnej woli. Nie
uszła daleko, ponieważ Draco zastąpił jej drogę.
- O czym rozmawiałaś
z Parkinson? – Spytał.
- Skąd wiesz, że z
nią rozmawiałam? – Odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Pytam się, o czym z
nią rozmawiałaś.
- Czy ja się pytam,
po co idziesz do Hogsmeade? Nie, więc daruj sobie to przesłuchanie, Malfoy –
powiedziała Mandy i wyminęła go.
Draco, patrzył na odchodzącą dziewczynę i
zastanawiał się, co nagadała jej Pansy, że Weasley tak zareagowała na to
pytanie. Wiedział, że nie były to żadne pochwały dotyczące jego osoby. W tym
tygodniu nie daleko wioski czarodziejów miało dobyć się spotkanie popleczników
Czarnego Pana, na którym on, Blaise i Pansy, mieli być. Obawiał się, że Weasley
wie o tym i doniesie o wszystkim dyrektorowi.
I
nie mów mi, co czujesz, bo
nikt
lepiej, tylko ja nam bólu smak,
tę
gorycz bycia złą.
I
nie mów mi pamiętam to
i
każdej nocy strach jak przerwać
te
pogoń:
on
czy kto? [2]
***
14
lutego 1996 r.
Nadszedł
dzień Walentynek. Mandy, zgodnie z postanowieniem została w zamku. Usiadła w
Pokoju Wspólnym i zagłębiła się w księdze przyniesionej z biblioteki. W
pomieszczeniu nie panował zbyt wielki ruch, ponieważ większość uczniów
skorzystała z możliwości wyjścia poza obręb Hogwartu, a ci, którzy nie mogli
jeszcze pójść do wioski zamieszkałej przez samych czarodziejów przebywali na błoniach
i urządzali sobie bitwy na śnieżki.
Mandy, próbowała odgonić od siebie myśli o
tajemniczym spotkaniu Draco. Ich związek był nie tylko dziwny pod względem
okazywania uczuć, ale też ze względu na to, że nie próbowali siebie sprawdzać.
Jeśli jedno nie chciała powiedzieć gdzie idzie, drugie nie nalegało i szło w
drugą stroną. Mandy, często zastanawiała się czy tak powinien wyglądać normalny
związek między dwójką młodych ludzi. Rozmawiali na wiele tematów. Wymieniali
swoje pogląd. Draco, trochę otworzył się przed Gryfonką. Opowiedział o sobie, o
rodzinie i o sobie, o tym jak został wychowany, jakie zasady mu wpajano. Teraz
zaczynała rozumieć jego zachowanie. On teraz był zagubiony. Zetknął się z osoba
wychowaną zupełnie inaczej. Zobaczył, że można wybaczyć nawet największemu
wrogowi.
Mandy, dzięki niemu nauczyła się do końca
walczyć o swoje. Wcześnie zdarzyło się jej czasem się poddać, ale teraz do
końca walczyła o związek, który składał się z dwóch przeciwieństw. Brakowało
tylko wsparcia u najbliższych, a bez tego bardzo trudno żyć, ale ona wiedziała,
że im nie chodzi o jej dobro tylko o bezpieczeństwo Zakonu. Nie ufali jej, a to
bolało. Zwłaszcza, że Ginny, należała do tej grupy. Mimo tego, że kiedyś sobie
ufały bezgranicznie i nie miały przed sobą tajemnic.
Jej rozmyślania przerwała Ginny, która usiadła
obok.
- Porozmawiamy? – Spytała
młodsza Weasley.
- Na jaki temat?
- Ogólnie. Chyba
jestem ci winna przeprosiny – powiedziała Ginny.
- Nie tylko ty –
stwierdziła Mandy i odłożyła księgę.
- Mandy, przepraszam.
Przez to, że nie powiedziałam tego, co myślę, mogłam zniszczyć naszą przyjaźń.
- A co myślisz?
- Że Ron, jest
skończonym kretynem. Nie powinniśmy cię tak oceniać i oskarżać o zdradę.
Mandy, wpatrywała się w młodszą
siostrę i zastanawiała się, do czego ta rozmowa może prowadzić.
- Tylko to chciałaś
mi powiedzieć?
- Nie. Chcę
powiedzieć, że życzę ci szczęścia i wierzę, że nie pisnęłaś Draco, ani słowa…
- Ginny…
- I wiesz, co?
Brakuje mi naszych rozmów – powiedziała młodsza Weasley i uśmiechnęła się do
siostry.
- Cieszę się, że nie
odwróciłaś się ode mnie.
- Wiesz, widać, że
jesteś szczęśliwa, ale czemu nie jesteś z Draco w Hogsmeade? W końcu są
Walentynki.
- To samo pytanie
mogę zadać tobie, w końcu są Walentynki, a z tego, co wiem to nie możesz
opędzić się od adoratorów – powiedziała Mandy ze śmiechem.
- Nie chcę iść z
byle, kim.
- Tak. To już wiem.
Kochasz, Harry’ego.
- Właśnie, ale on
poszedł z tą całą Cho. Ehhh… No trudno. Powiedz, a gdzie Malfoy?
- Nie wiem. Nie
chciał powiedzieć gdzie idzie, a ja nie chciałam nalegać. Ufamy sobie.
- On też nie chce
wiedzieć gdzie ty chodzisz bez niego? – Gdy zauważyła, że siostra kiwa
przecząco głową dodała. – Dziwne. Zawsze wydawało mi się, że on ma dominujący
charakter.
- I tu się mylisz.
Może i jest bezczelny, arogancki i pewny siebie, ale wobec mnie jest inny.
Takiego Draco chyba nikt nie zna. Dziwnie to zabrzmi, ale on mnie rozumie i
wspiera. Kiedy trzeba to jest obok i potrafi przytulić – Mandy podczas tej
rozmowy, czuła jakby odzyskała przyjaciela.
Prawdziwy
przyjaciel jest zwierciadłem, w którym odbija się dusza nasza. On jest otwartą
księgą naszych myśli, czynów i upodobań, podczas gdy inni obojętni ludzie są
księgami w grubą skórę oprawnymi i zamkniętymi na kłódki. [3]
***
Draco,
razem z Blaisem i Pansy, dokładnie pół godziny temu opuścili Hogsmeade.
Kierowali się właśnie w stronę opuszczonego domu, oddalonego od wioski
czarodziejów. Żadne z nich nie wiedziało, czemu Lord Voldemort postanowił ich
zwołać w lutym i to na dodatek nie daleko Hogwartu. Fakt, że Ministerstwo Magii
uparcie twierdziło, że Czarny Pan wcale nie powrócił, a Harry Potter i Albus
Dumbledore, kłamią i są chorzy psychicznie. Aby to udowodnić jeszcze bardziej
do Szkoły Magii i Czarodziejstwa została wysłana Dolores Umbridge, która miała
donosić Korneliuszowi Knotowi, o tym czy ktoś rozpowszechnia informacje o
rzekomym odrodzeniu Tego – Którego – Imienia – Nie – Wolno – Wymawiać. Powołała
nawet specjalną Inkwizycję, która miała jej pomóc wyłapać młodych ludzi, którzy
sprzeciwiają się woli Ministerstwa. Specjalna Inkwizycja, składała się głównie
z uczniów Slytherinu, którzy śmiali się z tego, że poplecznicy Czarnego Pana
mogą spokojnie grać na nosie samemu Knotowi.
Wracając do trójki uczniów, którzy już dawno
opuścili wioskę. Od razu zauważyli opuszczony dom, w którym czekali na nich
inni Śmierciożercy. Blondyn, nie wiedział czy dobrze robił. Coś w nim się
buntowało przed kolejnym sprawdzianem, który czekał jego i jego towarzyszy. Nie
miał wątpliwości, że znowu będą musieli torturować ludzi, którzy nie są
magicznego pochodzenia. Był to ulubiony widok Czarnego Pana. Zawsze, gdy ktoś
chciał dołączyć do jego grona musiał przejść kilka testów psychologicznych.
Musiał udowodnić, że nie posiada czegoś takiego jak wyrzuty sumienia lub
współczucie. Musiał być bezwzględny i bystry, a także bezwarunkowo oddany
Czarnemu Panu. W zasadzie, jeśli ktoś przyszedł na pierwsze spotkanie był już
skazany na bycie poplecznikiem samego Lorda Voldemorta lub na okrutną i bolesną
śmierć. Draco, nie miał wyjścia. Musiał zostać Śmierciożercą. Jego los został
przesądzony przy jego narodzinach. Kiedyś mu to nie przeszkadzało, a wręcz
przeciwnie był z tego dumny. Jednak teraz miał coraz więcej wątpliwości czy
dobrze robi.
Blaise, zaklęciem otworzył drzwi i z wysoko
uniesioną różdżką wszedł do środka domu, a za nim jego przyjaciele. Wszyscy
mieli różdżki w pogotowiu na wszelki wypadek gdyby ktoś odkrył zgromadzenie i
jakimś cudem rozbił dwudziestu nieobliczalnych Śmierciożerców.
- Zamknij drzwi –
powiedział Zabini do Malfoy’a.
W całym domu panował mrok, który rozświetlała
jedynie różdżka Blaisa i szpara między drzwiami, a podłogą. Pansy, niepewnie
nacisnęła klamkę i szybko pchnęła drewno. W środku czekali na nich wszyscy,
którzy byli potrzebni. Stali w kole. Czarny Pan, dzielił ich na dwie strony. W
środku okręgu leżały trzy skrępowane osoby. Była to rodzina mugoli. Matka,
ojciec i pięcioletnie dziecko.
- Brawo. Jestem z was
dumny. Skradaliście się powoli. Będziecie idealnymi Śmierciożercami –
powiedział Lord Voldemort, a Pansy, zadrżała na całym ciele. – Pewnie już
wiecie, po co was zawołałem – kiwnęli głowami na znak zgody. – To jest wasz
ostatni test przed dniem, w którym wstąpicie do zacnego grona popleczników
Czarnego Pana. Draco, zacznij.
- Mam ich zabić? – Spytał
blondyn, starając się opanować drżenie głosu.
- Nie. Spraw im ból.
Pomyśl, że to są osoby, które wiedzą coś, co nam jest potrzebne, ale nie chcą
mówić. Zadaj cios w najczulszy punkt.
Malfoy, kiwnął głową na znak, że rozumie. Machnął
różdżką w stronę pięcioletniego chłopca. Więzy opadły, a dziecko, spojrzała na
niego pełne nadziei i wdzięczności. Szybko jednak zaczęło krzyczeć i zwijać się
z bólu. Draco, znowu użył zaklęcia niewybaczalnego. Po chwili dało się słyszeć
krzyk rozpaczy matki, która błagała o litość dla swojego synka. Nią szybko
zajęła się Pansy Parkinson. Nikt się nie wtrącał w spektakl trójki. Wszyscy
najwierniejsi słudzy Czarnego Pana, patrzyli w milczeniu. Słuchać było tylko
krzyki więźniów. Nikt nie stanął w ich obronie. Nikt im nie współczuł. Wszyscy
sycili się tym widokiem. Wydawało się, że czerpią z tego energię jak pasożyty.
Lucjusz Malfoy, był niezmiernie dumny ze swojego syna. To Draco miał za kilka
lat zająć jego miejsce. Był jego zastępcą. Miał być dokładnie taki sam jak on.
Bezwzględny, stanowczy i nieuznający półśrodków.
W sercu młodego Ślizgona trwała wewnętrzna
walka. Stare zasady kłóciły się z nowymi, których nauczył się od Mandy. Jednak
to stara szkoła zwyciężyła. Gdy drgnęła mu ręka natychmiast przypomniał sobie
zasady wpajane mu przez Ojca. Musiał udowodnić mu, że zasługuje na jego uznanie
i akceptację, że może być z niego dumny. Teraz nie myślał o tym, jak spojrzy w
zielone tęczówki, Weasley. Co zrobi, gdy skądś dowie się, że trójka mugoli
zginęła w dziwnych okolicznościach? Czy Mandy powiąże jego nieobecność z tym
wydarzeniem? To było teraz nie ważne. Teraz liczyła się akceptacja Ojca. Nie
interesowało go jak Śmierciożercy pracujący w Ministerstwie Magii sprawili, że
nikt nie zauważył, że trójka nieletnich czarodziei używa zaklęć poza obrębem
uczelni i to na dodatek zaklęć niewybaczalnych. Teraz tylko walczył o uznanie
Ojca.
Jedna
kropla nasącza jadem całe nasze dobro. [4]
***
21 lutego 1996 r.
Mandy, razem z Hermioną, Ginny, Luną i
Padmą, kierowały się w stronę stadionu Quidditcha. Nie towarzyszyli im ani Ron
ani Harry, którzy dalej mieli za złe Mandy, że spotyka się z Draco. Sama Ruda,
nie wiedziała, czemu, ale ostatnio ich stosunki uległy pogorszeniu. Malfoy,
stał się bardzo drażliwy. Ciężko było się z nim porozumieć, a ostatnio więcej
czasu spędzał na treningach. Weasley, udawała, że nic ją to nie obchodzi. Nie
chciała zniżać się do poziomu tych wszystkich dziewczyn, które błagają o
miłość.
Im bliżej były stadionu tym bardziej dało się
wyczuć atmosferę niecierpliwości i sportowego entuzjazmu. Wszyscy z przejęciem
rozmawiali na temat, kto wygra mecz. Ślizgoni czy Krukoni? Ci pierwsi, jeśli
chcieli utrzymać punktowy kontakt z przeciwnikiem, czyli Gryfonami musieli
wygrać mecz. Dla Krukonów nie było już szans na wyjście z ostatniego miejsca.
Mandy, mimo swojej nienawiści do Ślizgonów, to właśnie im kibicowała.
Wiedziała, że Draco to nie interesuje, ale ona naiwnie wierzyła w to, że da mu
to jakieś psychiczne wsparcie. Wmieszane w tłum usiadły w miejscu przeznaczonym
dla Domu Lwa. Większość uczniów ubrana była w kolory Ravenclawu.
Ledwo zdążyły usiąść, a mecz się zaczął, a na
trybunach zapanowała wrzawa. Wszyscy próbowali przebić się przez tłum. Ciężko
było nawet usłyszeć komentującego Lee Jordana, który od początku pokazywał, że
kibicuje niebiesko – brązowym barwom. Wszędzie było pełno transparentów, a ktoś
miał na głowie wielkiego kruka. Gdy zawodnicy unieśli się w powietrze na
trybunach zrobiło się jeszcze głośniej – o ile to w ogóle możliwe. Mecz
Quidditcha, był jedynymi momentami gdzie ludzie zapominali o swoich problemach
i o tym, że zło wychodzi z kryjówki, a Ministerstwo nic sobie z tego nie robi.
Atmosfera była magiczna. Krzyk, który oznaczał doping, świst latających mioteł,
widok zaciętych i zdeterminowanych min zawodników dawał cudowny efekt, który
większość uczniów uwielbiała. Mandy, wolała grać niż kibicować, ponieważ zawsze
twierdziła, że akcję, która nie wyszła zrobiłaby lepiej. Jedna teraz cały czas
obserwowała, Draco, który szukał znicza, a Cho siedziała mu na ogonie. Ruda,
zastanawiała się, co teraz musi myśleć Potter, który spotykał się z ową
dziewczyną.
W pewnym momencie, Draco, ruszył w pościg za
zniczem, a przynajmniej tak się wszystkim wydawało. On jednak postanowił
wyprowadzić w Polę Krukonkę i gdy zbliżał się do ziemi, natychmiast poderwał
miotłę. Dziewczyna, lecąc tuż za nim dosłownie w ostatniej chwili powtórzyła
manewr Ślizgona, co wywołało ogromny podziw publiczności. W tym samym momencie,
gdy, Krukonce, udało się ustabilizować pozycję, złoty znicz zamigotał tuż nad
głową starszej z panien Weasley. Blondyn, natychmiast zaczął kierować się w
tamtą stronę, a Mandy nie wiedziała, co się dzieje. Nawet przez myśl jej nie
przeszło, że latająca, złota piłeczka jest tuż nad jej głową. Przerażona,
wpatrywała się w to, co robi Malfoy. Gdy przeleciał tuż nad nią z wysoko
uniesioną ręką w górze zorientowała się, o co chodzi. Wszyscy krzyczeli z
radości albo z rozpaczy – to po prostu zależało od przynależności do danego
domu. Mandy, oddychała głośno ze strachu, ale była bardzo szczęśliwa z wygranej
Ślizgonów. Jednak dalej nie wiedziała, czemu Draco, znowu stał się wobec niej
oschły. Wszystko miało się jednak wyjaśnić w najbliższych miesiącach.
____________________________
[1] Celine Dion –
„A song for you”
[2] Kasia Kowalska – „Nie
mów mi”
[3]
Bolesław Prus
[4]
William Shakespeare
Draco! A już myślałam, że się zmienił. Że Mandy wystarczająco wpłynęła na jego życie, a tu mi się pomiędzy wódkę a zakąskę wpycha jego ojciec! On nie może, po prostu nie może zniszczyć tego co pomiędzy tą dwójką się wydarzyło i zrodziło. Ehhh a miało być tak pięknie, ale ja wiem, że Ty już coś tam kombinujesz jeśli chodzi o Mandy i Draco, prawda? Cuuuuudo! I ja już nie mogę doczekać się następnego odcinka. Ściskam
OdpowiedzUsuńNo, ktoś się musi wepchnąć! Ojciec, to ojciec. Zawsze ambitny i pragnący aby syn był najlepszy, a tu taka Granger czy taki Potter mu wchodzą w paradę. Ale on dalej kocha Mandy... On to wie, tylko ciężko przeciwstawić się własnemu ojcu.
Usuńdzisiaj komentarz nie będzie zbyt interesujący, ani pomocny, bo jakoś nie mam do tego głowy. podobało mi się. robi się mrocznie i jakoś tak niebezpiecznie! draco balansuje na granicy! może być naprawdę ciekawie!
OdpowiedzUsuńNajbardziej się cieszę, że skomentowałaś, bo moje gadu ostatnio wariuje. Balansuje na granicy i będzie czekał go ciężki wybór w najbliższym czasie ;).
UsuńZastanawia mnie Pansy. Wiele osób pokazuje ją jako pustą, w ogóle nie myślącą osobę, inni jako harpię, psychopatkę, która jest nieobliczalna. Ty w całkiem innowacyjny sposób zmodyfikowałaś tą postać, dając jej własną osobowość. To m i się bardzo podoba.
OdpowiedzUsuńDraco... Wydaje mi się, że jest nieopodal miejsca, gdzie leży droga. Droga utracenia własnego człowieczeństwa. Zaskakująco łatwo to zrobić, ale odzyskać.. Czy w ogóle się da? Rozumiem, że chłopak walczy o akceptację
Najbliżsi Mandy są stanowczo zbyt niesprawiedliwi względem niej, ale... Czy mogliby inaczej? Gdyby tak zrobili, to oznaczałoby, ze są zupełnie pozbawieni instynktu samozachowawczego. W końcu nawet Gryfoni powinni się uczyć na własnych błędach i nie ufać wszystkim.
Pozdrawiam.
Postanowiłam w jakiś sposób coś zmienić w stereotypach bohaterów. I cieszę się, że udało mi się to na przykładzie Panys. Co do Draco, to akceptacja ojca niszczy całe jego człowieczeństwo. Ostrożność nakazuje im nie ufać Mandy. Giny i Hermiona, po prostu im jest ciężko patrzeć jak dziewczyna musi ze wszystkim radzić sobie sama, a dodatkowo są lub byli przyjaciółmi, a tego tak łatwo się nie zapomina.
UsuńStaram się zrozumieć Draco. Od wielu lat analizuję dokładnie jego osobowość i stwierdzam, że wychowanie odgrywa kluczową rolę w jego postępowaniu. Można sobie spoglądać na Dracona jak się chce, ale nie można zapominać o silnym wpływie starego Lucjusza.
OdpowiedzUsuńUcieszyło mnie, że Ginny w końcu postanowiła "przebaczyć" siostrze. A raczej, że w końcu przejrzała na oczy. Z wszystkich Weasleyów to ona zawsze wydawała mi się najbardziej... hm, tolerancyjna. Nie wiem, jak to powiedzieć i liczę, że mnie zrozumiesz.
Mandy musi mieć duuużo cierpliwości do Dracona. Trudno zrozumieć kogoś, kto tak rzadko pokazuje uczucia. Oschłość, szorstkość - okazuje się, że oznacza to nie tyle osłabienie uczuć, co problemy z samym sobą.
Dobra, nie zwracaj uwagi na moje brednie. Czytałam ostatnio "Miasto upadłych aniołów" i dlatego wciąż siedzi mi w głowie Jace. Tak bardzo są do siebie z Draco podobni!...
Pozdrawiam,
[serce-smoka]
Pansy zazdrosna o Mandy i Draco. Ciekawe. I w dodatku jeszcze ostrzega przed Malfoyem jego dziewczynę. Kurczę. Albo ma kobieta tupet albo naprawdę obudził się w niej człowiek. Ehh, Draco był bezwzględny. Zero wspólnych walentynek. Mógł powiedzieć prawdę. Ale na szczęście Ginny pogodziła się z siostrą. Chociaż jedno dobre po tych samotnych walentynkach.Ale powoli Draco nie jest za tym, by zostać Śmierciożercą. Powoli zaczynają budzic się w nim ludzkie odruchy. I w dodatku wygrana ślizgonów. Tu to dopiero będzie się działo.
OdpowiedzUsuń