„Czemu dałaś mi nie biorąc w zamian? [3]”
1 września 1996
r.
Mandy po uczcie
powitalnej udała się za uczniami swojego nowego domu. Była zbyt stremowana była
żeby podziwiać obrazy w zamku. Pocieszała się, że ma na to całe dwa lata.
Marzyła o tym, żeby znaleźć się tylko w dormitorium i położyć się spać. Nie
wiedziała czy z kimś będzie dzieliła sypialnię. Dzień był pełen emocji, wrażeń
i niepewności, więc wyczerpał ją całkowicie. Liczyła, że jej potencjalna
współlokatorka nie będzie tego dnia zbyt rozmowna. Tęsknota za Draco była
silna. Nie umiała sobie z tym poradzić. Pierwszy raz była w takiej sytuacji.
Pierwszy raz miała sobie z tym poradzić. Pierwszy raz miała złamane serce. W
końcu dotarli do kamiennej ściany. Prefekt domu powiedział głośno:
- Aby wejść do pokoju wspólnego
należy stuknąć różdżką w odpowiedniej kolejności kamienie. Za każdym razem, gdy
to tak zwane hasło będzie ulegało zmianie na stolikach w waszych komnatach
pojawi się odpowiedni list. Dwie w lewo jedna w górę i trzy po skosie w prawo
ku dołowi.
- Coś jak na Pokątnej - powiedziała sama do siebie Mandy.
- Sypialnie chłopców po lewej, a
dziewcząt po prawej. Na każdych drzwiach są nazwiska osób, które tam mieszkają.
Życzę wszystkim dobrej nocy.
Mandy skręciła w korytarz po lewo.
Szła spokojnie i bez pośpiechu szukała swojego nazwiska. Mijała grupki ludzi,
którzy wymieniali się wspomnieniami z wakacji. W końcu znalazła drzwi, w
których była złota tabliczka z napisem:
Sypialnia
panien
Marie Iris
oraz
Mandy Weasley
Rudowłosa wzięła głęboki oddech i
nacisnęła klamkę. Nienawidziła poznawać nowych ludzi. Czuła się wtedy jak w
klatce. Wywiad środowiskowy ją dobijał, a pytania w nim zawarte często
doprowadzały do rozpaczy i mdłości. Weszła do środka i rozejrzała się po
pokoju. Kolorami nie odbiegał od gryfońskiego, też barwy były czerwono – złote
z domieszką bieli. W środku była już współlokatorka. Była to niska blondynka o
zielonych roześmianych oczach i pucołowatych policzkach. Mandy odczuła ochotę
żeby zachować się jak jakaś ciotka i złapać za te policzki i powiedzieć, ‘ale słodka mała’. Ten pomysł wydawał się
jej zupełnie absurdalny, że od sama do siebie się uśmiechała i pierwszy raz od
dawna nie czuła, że robi to z musu. Blondynka nie zauważyła, że ktoś wszedł do
środka. Zajęta była rozpakowywaniem swojego kufra. Mandy chrząknęła delikatnie
tym samym ujawniając swoją obecność.
- No już myślałam, że się zgubiłaś
po drodze. Ty jesteś z pewnością, Mandy. Marie Iris – powiedziała dziewczyna i
podała Rudowłosej rękę, którą ta ścisnęła.
- Mandy Weasley.
- Przepraszam, że pytam, ale czy Mandy
nie jest skrótem do Amandy?
- Teoretycznie tak.
- Teoretycznie?
- Moja babcia od strony mamy miała
na imię Amanda. Nie zgodziła się tylko, żeby mnie tak dać na imię, więc rodzice
skrócili to do Mandy i zostałam Mandy.
- Oryginalnie.
Weasley ze zgrozą zauważyła
podobieństwo swojej nowej koleżanki do Lavender Brown. Podobnie jak ona musiała
wszystko wiedzieć i podobnie jak on była roztrzepana. Z tą różnicą, że od
blondynki biło ciepło i chęć przełamania lodów, a od panny Brown biła tylko
arogancja.
- Zajęłam to łóżko. Robi to ci jakąś
różnicę? Jeśli tak to zajmę tamto – powiedziała Marie i zaczęła przenosić swoje
rzeczy.
- Spokojnie – Mandy uniosła ręce
jakby chciała powstrzymać dziewczynę, ale było to niemożliwe z powodu dzielącej
ich odległości. – Mogę spać na tamtym. Przynajmniej słońce nie będzie mi
świeciło po oczach samego rana.
- Uf. Ja uwielbiam poranne promienie
słoneczne. Tu w Dumstrangu i tak nie budzą nas za często, bo dzień bardzo późno
się zaczyna.
- Rozumiem – odpowiedziała Mandy i
poczuła, że ona i Marie mogą być dobrymi przyjaciółkami.
Nie
przyzwyczajać się, lecz w tym, co znane, odnajdywać nowe – oto droga
wzbogacająca codzienność. [1]
2 września 1996
r.
Marie Iris za
zadanie numer jeden postawiła sobie, że wprowadzi Mandy w świat Dumstrangu i od
samego rana przedstawiała Rudowłosą swoim znajomym. Weasley mieszały się już
imiona: James, Peter, James, Wiola, Wiktor, James. Dostawała już karuzeli w
głowie. Do śniadania poznała około dwudziestu paru osób. Wszystko to działo się
w drodze do Wielkiej Sali. Nie była jednak zła na blondynkę. Odczuwała do niej
niewielką nić sympatii. Marie wystarczyło, że ktoś słuchał jej gadania. Pod
pozorem ciągłej i czczej gadaniny kryła się inteligentna dziewczyna.
- W końcu coś zjem – powiedziała Mandy,
gdy usiadła przy stole Żywiołu Ognia.
- Głodna jesteś? – Spytała Marie i
pomachała jakiemuś chłopakowi.
- Jak hipogryf – odpowiedziała.
- Kto by pomyślał, że taka
niepozorna kobieta może mieć taki apetyt – usłyszała za sobą głęboki, miły
męski głos.
Odwróciła głowę i ujrzała wysokiego
szatyna o przystojnej twarzy. Był dobrze
zbudowany i wydawało się, że dziewczęta z Dumstrangu cały czas pożerała go
wzrokiem. Wyjątkiem była tylko nowa koleżanka Mandy, która przywitała się z nim
i wróciła do uwodzenia jakiegoś chłopaka z roku.
- Mandy Frances Agnes Weasley –
powiedziała była Gryfonka i podała nieznajomemu rękę.
Zanim nadejdzie
chwila ta
zanim się
skończy cały świat
Chcę jeszcze
dotrzeć do tych miejsc
gdzie czeka na
mnie lepszy dzień [2]
- James Sandemo. Przyjaciel Marie –
powiedział i pocałował dłoń Rudej. – Mogę usiąść obok?
- Oczywiście.
- Domyślam się, że ta wariatka już
poznała cię z połową naszego roku.
-Tylko nie wariatka, James – rzuciła
Marie.
- Też cię Wielbie siostro. Widzisz
ja i Marie jesteśmy przyjaciółmi i tylko nimi.
- Dlaczego mi to mówisz?
- Bo wiele osób sądzi inaczej. W
sumie jesteśmy nierozłączni i może to, dlatego wychodzą takie pomysły. Jednak
mamy zbyt odmienne charaktery, żeby być razem. Mówię ci to, bo pewnie dołączysz
do naszej dwójki, więc żebyś nie czuła się głupio.
- Wiesz przeciwieństwa się czasem
przyciągają i tworzą całkiem udane związki.
- Wiesz z własnego doświadczenia? – Spytał.
- Powiedzmy – rzuciła i zajęła się
jedzeniem.
Mimo woli przypomniała sobie siebie i
Draco. Byli różni – a przynamniej tak im się wydawało, – ale stworzyli coś
magicznego. Ręka powędrowała na szyję. Łańcuszek był na swoim miejscu. Gdy rano
patrzyła w lustro jego kamienie były zielone. Bała się dnia gdyby okazały się
innego koloru i to nie, dlatego, ze ona przestałaby go kochać, ale gdyby to on
stracił swoje uczucia. Cała ta tęsknota i niepewność przyszłości raniły ją jak
nóż. Udawała tylko, że nic się nie dzieje. Chciała wiedzieć, co się u niego
dzieje. Obiecała sobie, że nie będzie z nim szukać kontaktu. Chciała w tym
wytrać.
***
20 listopada
1996 r.
Dla Draco
Malfoy’a ten rok miał być wyjątkowy. Dostał zadanie od Czarnego Pana, które
musiał wykonać, jeśli chciał żyć. Jeśli chciał żeby jago matka i ojciec tkwiący
w Azkabanie też żył. Dziękował tylko Merlinowi, że udało mu się Mandy wynieść z
Hogwartu. Każda myśl o niej sprawiała, że czuł się winny każdej łzy, którą
wylała w Hogwarcie – nawet, jeśli to nie on był jej sprawcą. Starał się żyć tak
jakby nigdy nie istniała. Nie wyobrażać sobie, że być może jakiś inny mężczyzna
trzyma ją w swoich ramionach. Że ktoś inny słyszy i widzi jej radosny śmiech.
Wpadłem w dzień
kolejnych kłamstw,
Szczęście inną
drogą gna. […]
Złapać świat
ten w garść,
Odrzucić
daleko. [3]
Ta świadomość rozsadzała go od
środka. Miał wrażenie, że otacza go ciemność i na nikogo nie może liczyć.
Blaise zawracał mu głowę jakimiś głupotami, a on myślał tylko o tym jak
naprawić tą przeklętą szafę w Pokoju Życzeń. Musiał to zrobić, bo czas naglił,
a życie jego najbliższych wisiało na włosku. Mimo, że odrzucił od siebie Mandy
to jednak nie był pewny czy Czarny Pan nie dowie się o tym uczuciu.
- Znowu o niej myślisz – warkną pod
nosem.
Możliwe, że i Draco Malfoy nie
okazywał swoich uczuć. Możliwe, że był zamkniętym w sobie, ziemnym draniem. Ale
miał uczucia. Potrafił się bać o innych, o siebie. Umiał czuć, że ktoś jest dla
niego ważny. Być może umiał kochać, ale nigdy się do tego nie przyznawał, bo
przecież tylko słabi kochają – według ojca. Umiał być zazdrosny o kobietę,
która była setki kilometrów od niego, która była sama w obcym zamku i wśród
obcych ludzi. To wszystko była jego wina. Czuł się winny. Nigdy nie sądził, że
w nim samym może siedzieć tyle sprzecznych emocji. Zastanawiał się czy
łańcuszek był jeszcze zielony. Czy może zmienił kolor?
Zazdrość to
cień miłości. Im większa miłość, tym dłuższy cień. [4]
Musiała odejść. Musieli cierpieć. Tak
było lepiej i bezpiecznie. Odpowiedzialność, jaka spoczywała na ramionach Draco
była wielka. Dlatego gdy nadarzyła się okazja odepchnął od siebie Mandy.
Musiał. Jednak nie wiedział czy ktokolwiek uwierzyłby, że zrobił o, bo chciał
ją chronić? Czy ktokolwiek uwierzyłby w jego dobre intencje? Rozmyślania
młodego Ślizgona przerwał Blaise Zabini, który wpadł do dormitorium jak
rozwścieczony smok.
- Tu jesteś. Wszędzie cię szukam.
- Czego chcesz Zabini?
- Pogadać.
- O czym?
- O wszystkim. Słuchaj Draco
ostatnio nie jesteś sobą. Zachowujesz się dziwnie.
- A co ci to nagle zaczęło
przeszkadzać? Co ty moja matka jesteś? – Spytał Malfoy.
- O ile wiem od zawsze byliśmy
przyjaciółmi. A teraz wielki panicz Malfoy ma przede mną jakiś sekret.
- Dobrze wiesz Diable, że mam
zadanie do wykonania. Inaczej Lord Voldemort mnie zabije. Dobrze wiesz również
jak niebezpieczne jest bycie jego poplecznikiem. Zwłaszcza tu w Hogwarcie gdzie
wszyscy donoszą staremu dyrektorowi.
- Ale…
- Żadnego, ale. Nie zamierzam się
afiszować swoją misją. Ja chcę żyć – wysyczał Draco.
- Nagle chcesz żyć? Bo co? Bo Mandy?
Bo ta cała Weasley jest na drugim końcu świata? Nie bądź śmieszny.
- Jej w to nie mieszaj. Czy ja ci
mówię żebyś nie spotykał się z Milicentą? Czy mówię, że jest paskudna, a twoja
matka jej nienawidzi? Widzisz Zabini i ja mam na ciebie mały haczyk –
powiedział triumfująco Draco.
- Ale ja, chociaż nie zachowuje się
dziwnie, a ty jesteś po prostu inny. Potter już to zauważył.
- A co mnie Potter interesuje?
- To jest pierwszy pupilek
Dumbledorea.
- Zostaw mnie w spokoju Zabini –
warkną Smok i wyszedł z pokoju.
____________________
[1] Maria Szyszkowska
[2] Jula – „Lepszy
dzień”
[3] Ich Troje –
„Mandy”
[4] Magdalena
Samozwaniec
***
Błąd na błędzie, błędem poganiany - wiem. Jednak za dwie godziny wyjeżdżam, a jeszcze nawet się nie ogarnęłam. Bardzo zależało mi żeby przed wyjazdem coś Wam tu wrzucić. Spartaczyłam końcówkę. Kłótnia miała wyglądać zupełnie inaczej. Chciałam to opowiadanie zakończyć na trzydziestym rozdziale, ale chyba mój plan niestety się nie powiedzie - ba ja to wiem.
Powiadamiam Was, że pracuję nad nowym projektem. Będzie on krótki - około czternastu rozdziałów. Myślę, że powinien Wam się podobać. Nie będzie on jednak z wątkiem Draco. Ta postać nie pasowała mi tam kompletnie.
Pozdrawiam.
Rozdział dobry:) Rzeczywiście zauważyłam trochę błędów w tym rozdziale, głównie literówek. ALe zdarza się przecież, prawda.
OdpowiedzUsuńPodobały mi się najbardziej opisy myśli Mendy i Dracona, jak o sobie myślą:)
Zastanawia mnie ten James. Zdaję mi się, że on będzie chciał startować do Mendy:)
Kłótnia Dracona i Blaise'a nie była taka zła:)
Pozdrawiam:*
Podoba mi się takie wprowadzenie Mandy w rzeczywistość Durmstrangu.Niewątpliwie jest jest teraz ciężko, bo to już nie tylko rozstanie z ukochanym, ale też rozłąka z rodziną, szkołą, domem i wszystkim, co miało jakiekolwiek znaczenie, ale kto wie, może akurat w tym przypadku wyjdzie jej to na dobre?
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Dracona. Wojna i jej okrucieństwo niewątpliwie błyskawicznie odciskają się na jego psychice.
nie przejmuj się, że nie wyrobisz się w trzydziestu kilku rozdziałach z całą historią. Ja na BwH planowałam około pięćdziesięciu, a teraz wiem, że będzie jeszcze co najmniej pół razy tyle.
Pozdrawiam.
No i stało się. Mendy w Durmstrangu z dala od domu, rodziny, przyjaciół i Draco. Będzie próbowałą ułożyć sobie jakoś życie i zapomnieć, ale tak się nie da. Tym bardziej, że i on nie potrafi zapomnieć o niej. I tylko czekać, aż ta tęsknota będzie ich wyniszczała od środka. A swoją drogą nie podoba mi się ten cały James.
OdpowiedzUsuń