Odwaga to panowanie nad strachem, a nie brak strachu.”
[4]
2 maja 1998 r.
Siedziała
wtulona w Draco. Nie szlochała, ale łzy dalej spływały jej po policzkach. Im bardziej
rozglądała się po Wielkiej Sali tym więcej zauważała martwych ciał, które
znała. Lavender Brown, Remus i Nimfadora. Ranne były siostry Patil. Jednak
największą stratą była śmierć Freda. Czuła się za to odpowiedzialna. Uważała,
że gdyby razem z Georgiem nie przybyli po nią do Dumstrangu byłby w innymi
miejscu i nie zginąłby. Miała ogromne poczucie winy. Fred i George zawsze ją
rozumieli. To oni zamknęli ją w szopie podczas burzy. Na samo wspomnienie
zachichotała histerycznie, a potem znowu zaczęła płakać.
Dopiero teraz zrozumiała jak wielkim
szczęściem był jej pobyt w Dumstrangu. Tam nie było nauczających
Śmierciożerców. Nie było wioski czarodziejów pod rządami Czarnego Pana. Tak
naprawdę była zupełnie wyłączona z całej walki. To wszystko zbyt mocno ją
przerażało. Zbyt mocno zderzyła się z rzeczywistością. Było jak koszmar, z
którego miała nigdy się nie obudzić. Już nigdy miała nie usłyszeć wesołego
głosu Freda, poważnego wyrazu twarzy Lupina ani wiecznie zmieniającej wygląd
Tonks.
Oni już
bezpieczni są
Miękko ich
otula mrok […]
Ci, co ich
stracili w mrok
Byli złem, co
rodzi zło [1]
Wojna zabrała wiele osób, po których
zostaną tylko wspomnienia i kilka pamiątek w mieszkaniach. To nie był łatwy
okres dla nikogo. Wszyscy kogoś stracili. Pozostawała tylko myśl, że zginęli
walcząc o dobro.
- Macie jakieś rany do opatrzenia? –
Głos należał do jakiejś, Krukonki, która wzięła na swoje barki udzielanie
pierwszej pomocy.
- Nie – odpowiedziała Mandy.
- Tak. Ma skaleczone ramię – rzekł
Draco.
- Zostaw nas na chwilę.
Blondyn wstał i odszedł kilka kroków
dalej. Gruzy i krew. Wszystko mieszało się w jedno. Wyczuwał S T R A C H. Coś,
co uwielbiał Czarny Pan. Lord Voldemort kochał, gdy ludzie drżeli na sam jego
widok.
- Draco. Wszystko w porządku? – To
była Molly Weasley.
Na jej twarzy widniały ślady łez,
które tworzyły jasne ślady na policzkach. Ze wszystkich sił próbowała nie
płakać. Draco Malfoy podziwiał tę kobietę. Straciła syna. Sama również mogła
zginąć a wykazywała troskę o jego życie. Jego ojciec uczył, że troszczyć się i
martwić może tylko o samego siebie. W tym momencie widział, że to nie prawda.
- Tak. Wszystko w porządku –
odpowiedział.
Próbował się uśmiechnąć, ale wyszedł
mu tylko nie wiele podobny do tego grymas. Życzliwość ludzi nawet, gdy ich
życiu zagrażało niebezpieczeństwo było czymś, czego nie był w stanie pojąć. Nie
był w stanie zrozumieć.
- Draco – Mandy pojawiła się za jego
plecami.
- Już opatrzyli ci ranę?
- Tak. Tak wiele się zmieniło.
- Bardzo dużo.
- Jest coś, o czym musisz wiedzieć.
- O czym?
- W Dumstrangu nie było tak i nie
jest tak, że ja nikogo tam nie miałam. W zasadzie to zastanawiam się czy James
dotarł cało do zamku – zaczęła mówić.
- Jaki James?
- Sandemor. Draco musisz mnie
zrozumieć…
- Zrozumieć? To ja robię wszystko
żebyś była bezpieczna, a ty mi mówisz, że masz kogoś. Tak mnie kochałaś? Tak?
- Broniłeś mnie tak, że twoi koledzy
rozwalili wesele mojego brata. Gdyby nie to, że był James najprawdopodobniej
nie miałabym gdzie uciec.
- Nie nazywaj ich moimi kolegami –
wycedził przez zęby Malfoy.
- Przyjaciele. Lepiej? Czy myślisz,
że gdybym kochała Jamesa to szukałabym cię dziś jak szalona i pozwalała, aby
trafiały we mnie zaklęcia. Zresztą Draco, może ty byłeś mi wierny jak sowa? [2]
- Byłem. Nie miałem czasu na flirty.
- Było wyjechać ze mną, a nie mieć
pretensje, że próbowałam sobie ułożyć życie. Zresztą – spod bluzki wyjęła
wisiorek – jest zielony.
- Zdradziłaś mnie!
- Tak. Zrobiłam to Draco, ale byłam
sama i nowy zamek.
- Trzeba było napisać list.
Cokolwiek.
- A odpowiedziałbyś? Nie. Przykro mi
Draco, że cię zra… - nie dokończyła, bo usłyszała głos Czarnego Pana.
- PRZYJDZICIE! ZOBACZIE JAK SKOŃCZYŁ
WAS WYBRANIEC!
Zobaczyła, że Ginny biegnie, jako
pierwsza. Pobiegła za nią. Nie mogła pozwolić, żeby siostra stanęła twarzą w
twarz z całą zgrają Śmierciożerców i Lordem Voldemortem. Mało ważne było, że
Ginny już była opętana przez tego czarodzieja. Mandy wykonała po prostu odruch,
jakim dysponował każdy, kto miał młodsze rodzeństwo. Chciała ją chronić nawet
kosztem własnego życia. O mały włos nie wpadła na siostrę, ale wyminęła ją i
stanęła przed nią. Dopiero po chwili dobiegł do nich Draco i zasłonił Mandy.
- Jesteście. Cudownie. – Na sam
dźwięk głosu Lorda Voldemorta po plecach Mandy przeszedł dreszcz. –
Spodziewałem się, że sami wydacie Pottera, ale to on wydał sam siebie. Uczynił
jedyny szlachetny uczynek przed śmiercią, jaki mógł.
Harry’ego na rękach trzymał nie, kto
inny jak Hagrid, która płakał. Okulary Złotego Chłopca wisiały na jednym
drucie, a szkła były popękane. Miał rany, z których płynęła krew.
- COŚ TY MU ZROBIŁ?! – To była
Ginny.
- Ja? Byłem po prostu lepszy.
Posłuchacie teraz uważnie. Macie jeszcze szanse ocalić swoje życie. Mówię tu o
czystej krwi. Szlamy i tak zginą. A szlachetnych rodów czarodziejów szkoda. Każdy,
kto przejdzie na moją stronę zostanie ocalony, a z nim, jeśli sobie będzie
życzył jego rodzina. – Nastąpiła dłuższa chwila milczenia. – Draco zmieniłeś
drużynę?
- Draco chodź tu – powiedziała
Narcyza.
- Opamiętaj się – syknął Lucjusz.
Blondyn tylko się cofną by być bliżej
Mandy. Ona jednak podniosła rękę i popchnęła go mocno do przodu.
Nie znam innego
sposobu umacniania miłości niż poświęcenie dla miłości. [3]
- Idź – szepnęła.
Skoro jedno z nich mogło być
bezpieczne i nie walczyć to powinno z tej szansy skorzystać. Mandy miała
świadomość, że skoro Harry nie żyje to ich samych nic nie uratuje. Wiedziała,
że wszyscy tu obecni będą walczyć do ostatniej kropli krwi. Zbyt wiele stracili
przez tyranię Lorda Voldemorta. Mężów, żony, rodziców, synów, córki, braci,
siostry, drugie połówki, przyjaciół. Chociaż ze względu na sam fakt pamięci o
nich ludzie chcieli walczyć. Ona sama miała do pomszczenia brata, którego
kochała.
- O jaka jesteś szlachetna. Chronisz
Draco. Możesz być spokojna młoda damo. Ocaleje. Ma za czystą krew – powiedział
Czarny Pan. – A może również chcesz żyć? Stań po naszej stronie a
wspaniałomyślnie wybaczę ci wszystko c złego wobec mojej władzy uczyniłaś.
Zastanów się. Możesz żyć obok niego.
- Nigdy. Zbyt wiele szacunku mam dla
osób, które zginęły przez ciebie. Możesz to wygrać, ale ludzie nigdy nie będą
ci wierni. Będzie wielu, którzy będą chcieli cię zabić. Tak to bywa, gdy do
władzy dochodzi ktoś zakompleksiony z powodu tego, że w połowie jest mugolem. Właśnie,
dlatego nie masz prawa oceniać, kto jest czystej krwi a kto nie. Sam zawsze
będziesz gorszy od samego, Longbottoma, który pochodzi z szanowanej rodziny
czarodziejów.
Draco
patrzył na nią zaskoczony. Zastanawiał się czy przypadkiem w Dumstrangu ktoś
jej nie podmienił. Dawna Mandy nie odezwałaby się tak stając oko w oko z pewną
śmiercią. Nie nazywał tego odwagą, lecz głupotą. Nie umiał tego inaczej nazwać.
Przecież powinna błagać o litość. Oni wszyscy powinni to robić. Patrząc na ich
twarze widział zaciętość. Matka delikatnie przeciągnęła go w swoją stronę.
Odwaga to
panowanie nad strachem, a nie brak strachu. [4]
- Odważna. Szkoda, że zginiesz jak
twój przyjaciel – powiedział Voldemort.
- Nie bądź taki pewny siebie –
powiedział Potter, którego Hagrid położyła ziemi, gdy dostał rozkaz od seniora
Notta.
- On żyje! – Za plecami Mandy
rozległy się zdziwione okrzyki, a rodzina Malfoy’ów korzystając z powstającego
zamieszania uciekła.
Nie było jednak czasu na radosne
powitania, bo zaraz na nowo rozpoczęła się walka. Śmierciożercy zagonili
broniących Hogwart w ruiny. Tym razem Mandy walczyła z całych sił. Wydawało
się, że fakt, iż Harry żyje dodał wszystkim skrzydeł. Jakby nikt nie wątpił w
zwycięstwo.
- Expelliarmus! – Krzyknęła Weasley, a zaklęcie ugodziło w Bellatrix
Lestrange. – Czarny Pan nie nauczył, że nie atakuje się od tyłu? – Spytała.
- Kolejna Weasley. Chcesz dołączyć
do swojego brata?
- Nie. Protego!
Walka z ciotką Dracona wymagała
więcej uwagi niż z innym Śmierciożercą. Była bardziej nieobliczalna i
zdecydowanie najszybciej z nich wszystkich rzucała zaklęcia. Próbowała
zaskakiwać przeciwniczkę, ale nie było o łatwe.
- Sądzisz, że znaczyłaś coś dla
Dracona?
- To o sądzę to nie twoja sprawa
Lestrange!
- Byłaś dla niego tylko zabawką.
Kimś nic nieznaczącym.
- Expelliarmus! Zginiesz w piekle Bello!
- Jesteś taka naiwna. A za chwilę
dołączysz do Freda! – Bellatrix idealnie wycelowała w Weasley zaklęcie
rozbrajające, które odrzuciło ją na gruzy.
- Ałaaa…
- Jesteś za słaba dziewczynko. –
Powiedziała popleczniczka Czarnego Pana. – Twoja odwaga podczas tego
przemówienie była imponująca. Ocaliłaś mojego siostrzeńca, ale mimo to nie
unikniesz śmierci. – Wyszeptała prosto do ucha Rudej, a następnie zrobiła zamach,
aby ugodzić ją śmiertelnym zaklęciem, ale to Mandy tym razem była szybsza i
odrzuciła od siebie rywalkę, która uderzył głową o posadzkę i więcej nie wstała.
Weasley patrzyła zszokowana. Nie
docierało do niej, że kogoś zabiła. Że ma na swoich dłoniach ludzką krew. Nagle
usłyszała jeden wielki huk, który długo jeszcze dźwięczał jej w uszach. Zakryła
głowę rękami w obawie, że był to odgłos rozsadzanego muru i za chwilę dostanie
jakimś odłamkiem. Gdy jednak nic się nie działo rozejrzała się dookoła. Część
osób walczyła jeszcze, ale część patrzyła w inną stronę, gdzie jak się
domyśliła swój pojedynek obywali Harry i Voldemort. Widzieli tylko Pottera.
Stał na środku i sam nie bardzo wiedział, co się stało. Gdy ostatki
Śmierciożerców zorientowały się, że ich Pan i Władca zniknął z powierzchni
ziemi natychmiast się ulotnili. Mandy dalej nie wiedziała, co się dzieje.
Podczas obrony nie zwracała uwagi na innych. Zbyt mocno chciała żyć. To, że nie
widziała Czarnego Pana nie przekonywało jej, że zginął. Nie wierzyła w to. Zbyt
wiele zła było na świecie przez tą jedną osobę by tak łatwo uwierzyć, że to
koniec. Jednak wszystko na to wskazywało.
Siedziała
na swoim miejscu, gdy tłum wiwatował. Głowę oparła o kolana. Nie miała siły
krzyczeć z radości. Była zbyt mocno zmęczona. Doskonale zdawała sobie sprawę,
że zwycięstwo w tej wojnie jest zasługą wszystkich, ale w szczególności
Pottera. Mogła go nie lubić, mógł ją denerwować, ale to on pokonał Voldemorta.
To on wyzwolił świat czarodziejów. Była szczęśliwa, że znowu zapanuje wolność.
Jednak ponownie straciła Draco, a to zmniejszało jakąkolwiek radość. Wiedziała,
że tym razem nieodwracalnie. Blondyn był zraniony. Wiedziała, że robiła źle
spotykając się z Jamsem, ale chciała ruszyć ze swoim życiem do przodu. Rodzice
lubili Sandemo. Byli dla niego mili i dawali odczuć, że jest wymarzonym
kandydatem dla ich córki. Ona sama wiedziała, że jest tylko tanim zamiennikiem
Malfoy’a. Ona doskonale wiedziała, że aby być w pełni szczęśliwa potrzebuje
pewnego siebie, aroganckiego, pyskatego i chamskiego potomka Lucjusza. Bez
niego nie była sobą. Ich związek dzięki tak dwóm różnym charakterom był
ciekawszy. Mia swoje barwy, które tylko oni rozumieli. Draco potrafił być
również czuły, ale musiał mieć obok siebie idealną kobietę.
- Mandy – to Artur Weasley znalazł
swoją najstarszą córkę. – Myślałem, że coś ci jest.
- Wszystko w porządku. Tylko nie mam
siły wstać.
- Najważniejsze, że nic ci nie jest.
- Tato. Ja zabiłam – powiedziała ze
łzami w oczach.
- Mandy, kogo?
- Ją – odpowiedziała i głową
wskazała na leżącą dalej Lestrange. – Nie chciałam. Ona chciała zabić Lunę
celując jej w plecy. Odciągnęłam ją i walczyłyśmy. – Cały czas płakała. – Ona rzuciła
mnie na kamienie. Chciała zabić. Udało mi się rzucić zaklęcie odrzucające.
Upadła i nie wstała. Nie chciała. Tato, nie chciałam – łzy spływały jej po
brudnych policzkach.
- Mandy. Spokojnie. Już dobrze –
podobnie jak wtedy, gdy była małą dziewczynką tulił w ramionach i głaskał po
włosach. – Broniłaś się. Nie miałaś
wyjścia.
- Jestem taka jak oni! Zabiłam.
- Nie prawda. Jesteś od nich lepsza.
Pokazałaś to dziś. Uratowałaś Draco. To wymaga więcej odwagi niż zabijanie.
- Nie mogłam pozwolić żeby walczył z
własną rodziną.
- I właśnie, dlatego jesteś lepsza.
- Nie jestem. Zabiłam. Nie miałam
prawa pozbawiać jej życia.
- Mandy, posłuchaj mnie. Jesteś
najdzielniejszą dziewczyną, jaką znam. To, co dziś zrobiłaś. Ta przemowa,
uratowanie Draco i Luny. To sprawiło, że pokazałaś, iż nie myślisz tylko o
sobie, ale i o innych.
- Fred nie żyje przeze mnie.
- Co?
- Fred i George przybyli do mnie do
Dumstrangu. Gdyby tego nie zrobili on by żył.
- Przestań. To nie twoja wina.
Strata Freda boli wszystkich, ale nie możesz się obwiniać.
Zachowanie Mandy Weasley było czymś
normalnym dla kogoś, kto nagle twarzą w twarz stanął ze śmiercią. Gdy nagle
musiał walczyć o to, aby żyć. Nie chciała być taka jak jej oprawcy, a
pozbawienie kogoś tchu powodowało, że za takiego kogoś właśnie się miała. Wojna
i ostateczna bitwa nie tylko odcięła swe piętno ma młodej Weasley, ale również
na pozostałych uczestnikach. Nikt z nich już nie miał być taki jak przedtem.
Wszystko, cały świat uległ nieodwracalnej zmianie. Śmierć bliskich jest czymś,
z kim nie każdy sobie radzi nawet po upływie czasu. Jednak w wypadku tych ludzi
tylko czas może przyzwyczaić do całego bólu.
Bo
nic nie będzie już takie samo.
[1] Varius Manx – „Nowy York i My”
[2] czarodziejski
odpowiednik powiedzenia “Być wiernym jak pies”
[3] Antoine de Saint – Exupery
[4] Mark Twain
Koniec tomu
Pierwszego!
Ilość
rozdziałów: 30
Ilość stron: 203
Ilość słów: 55 992
***
Witam Was!
Znowu nawaliłam, ale tym razem to wina studiów. Piszę pracę licencjacką i po prostu przeraża mnie to jak mało informacji - w sensie książek - jest na mój temat. Troszkę panikuję. Wiem.
Wyjaśniam, że zainspirowała mnie do tworzenia ciągu dalszego tego bloga Dusia, a w zasadzie jej blog o Draco i Astori. Może nie wszyscy się cieszą, ale troszkę Was jeszcze pomęczę. Myślę, że drugi tom będzie o połowę krótszy niż pierwszy, więc coś około piętnastu rozdziałów się szykuje.
Jeśli mam być szczera to gdy pisałam ten rozdział byłam z niego zadowolona. Jednak gdy przepisywałam go do Worda nagle wydał mi się kiczowaty. Nie wiem sama dlaczego...
Pozdrawiam, całuję i za trzy tygodnie jestem z nowym rozdziałem.
Zawsze Wasza, Lady Spark
Ja tam się bardzo, bardzo cieszę, że będzie drugi tom! No proszę ile my tu mieliśmy dramaturgii. Walka pomiędzy tym co trzeba a miłością, walka pomiędzy dobrej i złem. Na szczęście to dobro zwyciężyło, chociaż nie obyło się bez ofiar. Jednak mimo wszystko najbardziej szkoda mi Mandy i Draco - oni tak idealnie do siebie pasują, a tutaj wszystko sprzeciwia się przeciwko nim. Dziękuję kochana za ten pierwszy tom i z niecierpliwością czekam te trzy tygodnie na rozpoczęcie drugiego :*
OdpowiedzUsuńPowiedz mi czy Ty kiedyś się nie cieszyłaś gdy ja zaczynałam pisać? Nie. No właśnie :P.
UsuńMnie też ich szkoda, ale takie jest życie w tym świecie czarodziejów. No po prostu dramat! Jednak może ten drugi tom będzie lepsiejszy ;)
Podobało mi się to zakończenie. Było tyle akcji, no i przede wszystkim tyle wiążących się emocji, które krążyły w czasie bitwy.
OdpowiedzUsuńMendy ma ogromną odwagę. Pokazała to chroniąc Dracona oraz Lunę. Nie co zaskoczyłaś mnie tą nagłą zmianą. Nie sądziłam, że to ona zabije straszliwą Bellatrix.
No i jestem ciekawa już drugiego tomu. Cieszę się bardzo z tego, bo wiem, że to dzięki mnie postanowiłaś kontynuować opowieść o Draconie i Mendy. Miło mi bardzo z tego powodu;)
Pozdrawiam:*
Dziękuję :*.
UsuńTwoje słowa wiele znaczą, bo już bałam się, że ten rozdział jest tak powolny jak ślimak. Jednak odczułam to dopiero gdy przepisywałam. Gdy pisałam bardzo wczułam się w Mandy i jej odczucia. Byłam nią, że tak powiem.
Nie wiem czy zaskoczenie z Bellatrix było pozytywne czy negatywne, ale to wydarzenie będzie miało duży wpływ nie tylko na samą Weasley, ale również na Draco i ich wspólne relacje.
Zainspirowałaś mnie i to bardzo.
Pozdrawiam :*
Serdecznie zapraszam na Rozdział 002 „Niemoralna propozycja” na http://pokochac-lotra.blogspot.com
OdpowiedzUsuńp.s.
wybacz że tutaj ale nie widziałam spamownika