niedziela, 21 lipca 2013

III. Dyżur

„Przerażona do szaleństwa, szlochała ze strachu i współczucia, tak, że aż drżała na całym ciele.” [3]
22 czerwca 1997 r.
            Praca w św. Mungu była czymś, co od razu pokochała. Jako początkujący magomedyk zajmowała się obserwacją starszych kolegów, ale do łatwiejszy przypadków była wysyłana. Mandy w końcu robiła to, co lubi. Pomagała innym, bo sama tego chciała. Przechadzając się po korytarzach szpitala, podczas nocnego dyżuru rozmyślała o wszystkim, gdy nagle ujrzała przed sobą patronusa, który wzywał ją do sali przyjęć. Przyśpieszyła kroku i zeszła na dół po schodach. Patronusy to był sposób na wzywanie magomedyków. Kiedyś używano słów, ale było z tym więcej bałaganów, niż co warte.
- Co się dzieje? – spytała Mandy wchodząc do sali przyjęć.
- Mężczyzna został przytransportowany przez swojego kolegę. Masa ran, która cały czas krwawią. Prawdopodobnie dostał jakimś zaklęciem  - usłyszała od pielęgniarki.
- Kto go przyprowadził?
- Przyjaciel.
- Przekażcie mu, że ma poczekać – powiedziała Mandy i skierowała się w stronę łóżka, na którym leżał pacjent.
            Jej serce na sekundę przestało bić. To był Draco. Blond włosy w nie ładzie, na ciele była cała masa ran, z których nieustannie leciała krew. Wiedziała, jakim zaklęciem dostał. Już raz ktoś nim go potraktował. Wtedy ten ktoś zupełnie nie wiedział, jakie działanie ma to zaklęcie, a przynajmniej tak mówiły Hermiona i Ginny. Harry był po prostu zafascynowany używanym podręcznikiem do eliksirów i po prostu nie słuchał dobrych rad. Mandy nie chciała wierzyć, że Potter zrobiłby coś takiego drugi raz, ale z innej strony był człowiekiem nieobliczalnym, który długo nosił w sobie urazę. Wyjęła różdżkę z kieszeni fartucha i zaczęła szeptać zaklęcie Vulnera sanentur.
Okazuje się, że wolność oznacza jedynie tęsknotę za Tobą
Żałuję, że nie rozumiałam, co miałam, gdy byłeś mój
Wracam myślami do grudnia, zawracam
I sprawiam, że wszystko jest w porządku
Wracam myślami do grudnia cały czas.[1]
            Mimo, że rany goiły się natychmiast to i tak stracił dużo krwi i dlatego Mandy zleciła przygotowanie eliksiru, który powodowałby przyśpieszenie produkcji krwi.
- Gdy się obudzi proszę mu podać eliksir. Nawet łyk, ale podać. Teraz proszę go przenieść na szóste piętro na oddział urazów pozaklęciowych.
            Z trudem opanowywała drżenie rąk. Pierwszy raz widziała Draco w takim stanie. Gdy Harry zaatakował go Sectusemprą, ona wtedy żyłą w Dumstrangu i uczyła się żyć bez niego. Nie mogła mu bardziej pomóc. Teraz należało czekać aż się budzi i będzie można podać eliksir i czekać, aż poziom krwi wróci do normy, a tego nie dało się załatwić czarami. Magia nie było w stanie zdziałać wszystkiego.
- Idę porozmawiać z jego przyjacielem  - powiedziała do pielęgniarki.
            Wyszła z sali i od razu zauważyła Blaise’a Zabiniego. Nic się nie zmienił przez ostatnie lata, gdy się nie widzieli. Przybyła mu jedna poważna blizna, którą już ktoś się zaopiekował.
- Opatrzyć cię?  - Spytała, bo to było pierwsze pytanie, jakie przyszło jej do głowy.
- Nie trzeba, Weasley. Ty jesteś magomedykiem?
- Jak widać. Czemu liczyłam, że Malfoy zmienił przyjaciela? – Powiedziała bardziej sama do siebie niż do Zabiniego.
- Powinno mi być przykro, że cię rozczarowałem? Niestety tak nie jest – powiedział z wrednym uśmieszkiem.
            Mandy pokiwała głową z niedowierzaniem. Zachowywali się jakby byli dalej w Hogwarcie. Nie mogła w to uwierzyć. Nic nie wydorośleli. Dalej dzielił ich podział klasowy. Jednak tak byli wychowani. W takim świecie dorastali, a nie jest łatwo nagle zmienić swoje poglądy. Do tego potrzeba sporo czasu i co najważniejsze chęci, a tego im brakowało. Mandy zastanawiała się czy nie powinna po prostu wezwać pani Malfoy i to jej powiedzieć, w jakim stanie jest jej jedyny syn. Jednak po upadku Czarnego Pana, Ministerstwo Magii zaostrzyło swoje przepisy. Magomedycy mieli obowiązek informować aurorów o każdym niepokojącym wypadku, a już zwłaszcza o takim, przy którym były używane mało znane, ale niebezpieczne zaklęcia. A zaklęcie Secusempra nigdy nie zostało zaakceptowane przez Ministerstwo, więc było nielegalne. Obowiązkiem Mandy było spisanie odpowiedniego raportu i wysłanie go do Ministerstwa.
- Zapraszam do gabinetu – powiedziała i ruszyła w stronę swojego pokoju.
- Zabrzmiało jakbyś miała wlepić mi szlaban – stwierdził Blaise.
            Otworzyła białe drzwi, usiadła przy biurku, a gestem reki wskazała wychowankowi Domu Węża gdzie ma usiąść, i zaczęła szukać odpowiedniego wzoru raportu.
- Co ty robisz? – Spytał.
- Dobrze wiesz, że trzeba spisać raport. Takie przepisy.
- Zapomniałem.
- Zabini, musisz też poinformować Narcyzę Malfoy. Nie wiem, kiedy Draco odzyska przytomność, nie wiem też czy życzy sobie był była jego magomedykiem prowadzącym. W takim układzie decyzję może podjąć tylko jego rodzina.
- Yhym. Poinformuję ją, ale uważam, że Draco byłby zachwycony gdyby wiedział gdzie pracujesz.
- Ta ironia była zbędna Zabini – powiedziała chłodno Mandy.
- To nie by…
- Kiedy i gdzie miał miejsce wypadek?
- Dziś w nocy, ulica Śmiertelnego Nokturnu.
- Co tam robiliście tak późno? – Rudowłosa nie patrzyła na swojego rozmówcę tylko notowała.
- Przyjaciel Draco mieszka kilka ulic dalej. Wracaliśmy z przyjęcia. Uprzedzam twoje następne pytanie: nie było innej drogi powrotu.
- Kto pierwszy zaatakował?
- Atak był z jakiegoś ciemnego kąta. Draco szedł pierwszy i to on dostał. Upadł na ziemię i zaklęcie zostało rzucone jeszcze dwa razy, z czego raz we mnie, ale upadłem i mnie minęło. Upadając uderzyłem o jakiś ostry kamień lub kawałek szkła i rozciąłem sobie policzek.
- Jak wyglądał oprawca?
- Do jasnego groma nie wiem. Ciemno było!
- Nie unoś się Zabini. Takie pytania muszę zadawać. Czy podejrzewasz, kto może stać za atakiem? Może to nie wy stanowiliście cel?
- Zaklęcie to zna każdy Śmierciożerca i członkowie ich rodzin. Ministerstwo wszystkich nie złapała, więc to mógł być każdy.
- Czyli nie wiesz, tak? – Spytała dla pewności Mandy.
- Dokładnie nie wiem. Potter też to zaklęcie znał.
 - Wiem, Zabini, ale jego go wpiszę to z pewnością zaczną badać głębiej sprawę. Potter jest jednym z lepiej zapowiadających się aurorów.
- Ja tylko odpowiadam na twoje pytania, a ty wiesz, co musisz tam wpisać – mężczyzna wzruszył ramionami.
- Zacytowałam to, co powiedziałeś. Podpisz na dole i możesz wracać do domu. Kup sobie maść ze skóry węża na ranę to blizna nie zostanie – rzekła, gdy sama złożyła podpis i zakleiła raport.
- Dzięki. Draco z tego wyjdzie, prawda?
- Tak, ale stracił dużo krwi. Musi się wszystko unormować. Magia nie działa na wszystko. Mugole i tak mają gorzej, bo takich ran nie wyleczą w pół godziny. Z tydzień będzie gościem tego szpitala – powiedziała Mandy.
- Do zobaczenia Weasley – powiedział Blaise i skierował się w stronę drzwi. – Wiesz, on… a zresztą nie ważne – skończył i wyszedł.
- Dowidzenia Zabini.
Miłość istnieje w każdej chwili swojego trwania, wiecznie. To jedynie przelotne spojrzenie w wieczność, jakie jest nam dane. [2]
            Reszta dyżuru minęła jej spokojnie. Rano zostawiła karty pacjentów, którzy przyjęła w nocy w recepcji. Czuła się zmęczona. Spotkanie z Draco było ponad jej siły. Teleportowała się do Nory gdzie od razu udała się do swojego łóżka, aby odespać noc. Nie lubiła nocnych dyżurów. Miała wrażanie, że nie może później znaleźć odpowiedniego rytmu dnia. Weasley Nie spała jednak długo. Z dołu obudziły ją wzburzone głosy albo któregoś z domowników albo gości. Nikt chyba nie zamierzał uszanować ciszy i spokoju, jakiego potrzebowała. Niechętnie wstała i narzuciła na piżamę fioletowy szlafrok. Schodząc na dół po schodach była w stanie rozróżnić poszczególne głosy. Ten najbardziej wzburzony należał do Pottera. Próbował coś komuś wytłumaczyć.
- Co to za hałasy? – Spytała, wchodząc do pomieszczenia, gdzie jak się okazało było ¾ rodziny Weasly’ów, Hermiona Harry oraz James.
- Mówiłam, że macie być ciszej Mandy miała dziś w nocy dyżur  - powiedziała Molly Weasley. – Mandy, kawy?
- Dziękuję, ale nie chcę mamo.
- Cześć kochanie – powiedział James i pocałował Mandy w policzek.
- Hej – odpowiedziała mu z uśmiechem i doszła do wniosku, że tęskniła za nim przez te kilka dni, gdy się nie widzieli.  – Dobrze, że już wróciłeś - dodała i pogłaskała go po policzku.
- Na razie koniec z delegacjami – obiecał.
- Więc co to za hałas? – spytała Mandy i usiadła na oparciu fotela, w którym siedział James.
- Harry dostał dziś wezwanie do Szefa Aurorów. Jest na niego donos – wyjaśnił Hermiona zwykłym tonem, jakby odpowiadała u profesor McGonagall.
- Donos?
- Co jesteś taka zdziwiona? Ty się pod nim podpisałaś  - rzucił Potter.
- Chodzi ci o ten raport, który wysłałam nocy. Musiałam. Zaklęcie, którym potraktowano Malfoy’a należało do niebezpiecznych i na dodatek niezarejestrowanych przez Ministerstwo. Gdyby nie szybko udzielona pomoc mógłbyś być podejrzany nie o atak, a o morderstwo. Wiesz, jakie są teraz procedury – wyjaśniła Mandy.
- Nie musiałaś, pisać mojego nazwiska w raporcie – powiedział Harry.
- Zabini je wymienił, więc musiałam. Harry ja również mam swoje obowiązki, które musze zrobić. Powiesz im gdzie byłeś w nocy. Oni to potwierdzą i będziesz czysty. Przecież ty zrobiłbyś to samo. Wszyscy pamiętamy dobrze, co ostatnio przeżyliśmy.
- Ten raport może zaważyć na mojej przyszłości.
- Jesteś pewnie czysty jak zła, więc skończ gadać głupoty. Nie zawiesza cię w obowiązkach czy nie wyrzucą ze szkolenia dopóki nie wezmą zeznań Malfoy’a pod lupę. A nie wiadomo, kiedy on się obudzi, bo stracił dużo krwi – powiedziała Weasley i wyszła z pokoju.
            Za Mandy wyszedł James, którego mina i nastrój diametralnie uległ zmianie. Stał się niezadowolony i opryskliwy.
- Pracujesz w Mungu – powiedział do jej pleców.
- Tak. Dobrze wiedziałeś, że to będę robić. Jeszcze, w Dumstrangu o tym mówiłam.
- Nie wyraziłem swojej zgody na to.
- Nie jesteś moim ojcem, żeby się zgadzać lub nie. To jest moje życie.
- Jesteś ze mną, więc powinnaś brać moje zdanie pod uwagę.
- Brać pod uwagę, a nie robić wszystko to, co chcesz. Nie rozumiesz, że cię kocham? Kocham cię, ale nie możesz wymagać ode mnie żebym żyła w klatce. Ja też jestem człowiekiem i mam własne cele.
- Swoim zachowaniem nie pokazujesz, że mnie kochasz – powiedział tonem ostrym jak nóż.
- Jesteś bezcelny. Kocham cię, a ty uważasz, że dowodem mojej miłości ma być uległość wobec ciebie? – Spytała.
- Szacunek do mojego zdania, mojej osoby i rodziny.
- Nie pokazuj mi się na oczy – powiedziała i z płaczem pobiegła do pokoju.
Przerażona do szaleństwa, szlochała ze strachu i współczucia, tak, że aż drżała na całym ciele. [3]
            Całej rozmowie przysłuchiwała się Molly Weasley. Lubiła Jamesa, ale jak każda matka nie mogła znieść, gdy jej dziecko płakało. Nie podobało jej się również to, w jaki sposób James mówił do jej najstarszej córki. Mandy zawsze była dumna tego, co osiągała sama. Zawsze była bardzo niezależna. Była tak szczęśliwa, gdy dowiedziała się, że dostała prace w Mungu bez żadnych dodatkowych szkoleń. Była to nagroda za jej ciężką prace wciągu całych siedmiu lat nauki. Początkowo związek z Jamsem wydawał się całej rodzinie błogosławieństwem. Norweg był zupełnym przeciwieństwem Ślizgona. Wydawało się, że Mandy również to zauważa. Jednak nie do końca sprawiała wrażenie szczęśliwej. Zwłaszcza ostatnio, kiedy to bardzo rzadko spotykała się z Jamesem tłumacząc to brakiem czasu. Po usłyszeniu kłótni między młodymi wiedziała, że prawda jest zupełnie inna. Norweg nie akceptował tego, że Weasley próbowała być samodzielna i niezależna. Chciała pójść za córką do pokoju, ale powstrzymał ją Ron.
- Jest list do Mandy  - powiedział i wręczy kobiecie kopertę.
- Kiedy przyszedł?
- Przed chwilą. To chyba musi być ze szpitala, bo tylko ich sowy mają fioletowe obrączki – powiedział Ron.
- Zaniosę jej to – kobieta weszła po schodach, a gdy znalazła się przy drzwiach córki zapukała delikatnie. Otworzyła drzwi i zastała córkę leżącą na łóżku i płaczącą.
- Chcę być sama – powiedziała Mandy ocierając łzy.
- Przyszedł list do ciebie. Chyba ze szpitala – poinformowała ją Molly.
            Mandy wzięła list i od razu zaczęła go czytać. Jej zielone oczy szybko przesuwały się po tekście. Była bardzo skupiona i zajęta tym, co robi. Molly chciała już zrezygnować z rozmowy z córką, ale coś mówiło jej, że Mandy angażuje się w toksyczny związek.
- Muszę za chwilę być w szpitalu.
- Po co? Przed chwilą z niego wróciłaś.
- Matka Draco chce rozmawiać z lekarzem, który go opatrywał. Może nie zauważyłam i urwałam mu rękę, albo głowę – powiedziała rudowłosa.
- Myślę, że to być zauważyła – powiedziała ze śmiechem Molly. – Mandy czy między tobą a Jamesem wszystko w porządku?
- Tak, a dlaczego pytasz? – Odpowiedziała pytaniem na pytanie Mandy.
- Słyszałam waszą rozmowę pod drzwiami.
Ofiarowałeś mi całą swoją miłość
A wszystkim, co dostałeś ode mnie, było pożegnanie. [1]
- Podsłuchiwałaś?  - Spytała z niedowierzaniem Weasley.
- Nie. Stałam blisko drzwi w pokoju, z którego wyszliście.
- Nie jest w porządku – przyznała w końcu Mandy.
- Czemu?
- Wszystko zaczęło się psuć, gdy powiedziałam Jamesowi o Draco. Chciałam być w końcu szczera. Przecież o to chodzi, żeby być ze sobą szczerymi, prawda? Powiedz mamo, że właśnie o to chodzi.
- O to chodzi w każdym związku kochanie. Harry był szczery z Ginny od początku, kiedy musiał w końcu stawić się czoła złu i dzięki temu teraz są ze sobą szczęśliwsi.
- Powiedziałam mu wszystko. On poczuł się urażony, że miałam przed nim jakiekolwiek tajemnice, ale ostatecznie wybaczył mi. Stał się jednak zaborczy, zazdrosny i zaczął stawiać warunki razem ze swoją rodziną.
- Warunki?
- Tak. Miałam nie pracować. Być jego ozdobą i próbować dorównać im we wszystkim. To się głównie kłócimy. Nie zgodziłam się na bycie uzależnioną od niego. Nie chce być czyjąś własnością – powiedziała.
- Draco też cię tak traktował?
- A co ma do tego Draco? To przeszłość.
- Kochanie jeśli nie chcesz być z Jamesem, bo to cię męczy to zakończ ten związek. Rodzina będzie może i zła, ale to jest woje życie i to ty masz być szczęśliwa. Nawet, jeśli miałabyś być z kimś, kogo nie akceptujemy.
___________________________
[1] Taylor Swift – „Back to december”
[2] Thornton (Niven) Wilder
[3] Margit Sandemo
***
Dziś już witam Was jako Pani Licencjat. Cieszę się, że ten chory okres kończenia pierwszego stopnia studiów mam już za sobą. 
Przepraszam, że mnie tyle nie było, ale wena kompletnie mnie opuściła. Zupełnie nie wiedziałam jak opisać to co miałam w planach. 
Wierzę, że zrozumiecie. 
Pozdrawiam. 
PS Zaległości nadrabiam, a teraz znowu będzie tydzień wolnego, ponieważ jadę na mały wypoczynek. 
Wasza Lady Spark

5 komentarzy:

  1. No i mamy spotkanie bliższego stopnia, co prawda Draco był nieprzytomny, ale w końcu jak się przebudzi, i nawet jeśli jego matka nie będzie chciała, żeby Mandy dalej go prowadziła, to mimo wszystko będzie chciał wiedzieć kto go uratował - ponownie. A James z każdym rozdziałem coraz mniej mi się podoba, a matka dziewczyny ma rację - niech jak najszybciej kończy ten związek i układa sobie życie na nowo.

    Jeszcze raz gratuluję obrony, a teraz miłego odpoczynku :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktycznie trochę Cię nie było, ale widać, że ta przerwa się opłacała, skoro jesteś Panią Licencjat;) Gratuluję;* Na odpoczynek zdecydowanie zasłużyłaś;*

    Rozdział był dobry. Nie sądziłam, że Mandy, początkująca pani megomedyk, będzie zajmować się przypadkiem Secstusempry, to jednak bardzo trudne zaklęcie - no chyba, że nasza Mendy jest tak doskonała^^ To przykre, co spotkało Dracona. Ciekawe kto to zrobił. Raczej Harry by tego nie zrobił, ale nie dziwię się, że wspomniała to nazwisko - przepisy to przepisy, niestety. Ale w sumie na miejscu Harry'ego też byłabym wkurzona.
    A Mandy powinna zerwać z James. Taki związek nie ma szans, skoro chłopak traktuje ją jak czyjąś własność.
    I, kochana, zauważyłam sporo literówek oraz błędów interpunkcyjnej. Trochę przez to źle się czytało. Myślę, że może będzie lepiej, jakby ktoś Ci sprawdzał rozdziały przed publikacją. Mam nadzieje, ze nie jesteś na mnie zła, że zwróciłam na to uwagę, raczej chcę pomóc ;)

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Serdecznie zapraszam na nowy Rozdział 014 „sukces przepełniony porażką” na adres bloga: http://pokochac-lotra.blogspot.com! Życzę przyjemnej lektury!!

    Przepraszam że tutaj!
    Nie masz Spamownika.

    OdpowiedzUsuń
  4. W całości przeczytałam dopiero wczoraj wieczorem, za co bardzo przepraszam. Jakoś natchnienia na czytanie nie mam ostatnio. Ale juz jestem i gratuluję obrony (bo to się broni, no nie?) licencjatu. Zuch dziewczyna ;)

    Faktycznie Draco mało ruchawy w tym rozdziale ;p Ale za to jest Blaise, moja druga ulubiona ślizgońska postać. Podoba mi się, że u Ciebie też nadal są przyjaciółmi, nawet jeśli Blaise jest jeszcze wredniejszy od Dracona.

    Spotkanie Dracona było dla Mandy wielkim przeżyciem. To tak, jakby przeszłość nie pozwalała o sobie zapomnieć. James wcale w rym nie pomaga - sceny zazdrości w bardzo ślizgońskim stylu. Tak w ogóle, James na początku jawił się jako ten skrzywdzony przez złą Mandy, a teraz pokazuje rogi. Wredna maszkara się z niego zrobiła, ot co.

    Cieszę się, ze wróciłaś.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. A to mnie zaskoczyłaś! Nie spodziewałam się, że Dracon zostanie pacjentem Mandy. Przeżyje nie lada szok, gdy się ocknie i zobaczy, kto pomógł mu w powrocie do zdrowia.
    Nie lubię Harry'ego. Wydaje się sztuczny i dba tylko o siebie. Pasowałby do Jamesa, który jest taką samą kanalią.

    OdpowiedzUsuń