niedziela, 20 października 2013

V. Tajemnice

„Z jednej strony chcieli czuć tę bliskość. Z drugiej prosili Boga, aby wyzwolił ich z tego pragnienia. [4]”
23 czerwca 1997 r.
            Rudowłosa robiła właśnie poranny obchód. Powinna była zajrzeć jeszcze tylko do jednego pacjenta. Stan Draco Malfoy’a poprawiał się z każdą godziną. Mężczyzna odzyskiwał przytomność, a poziom krwi wracał do normy. Jeśli w ciągu dwóch dni odzyskałby całkowicie świadomość to miał również opuścić św. Munga w ciągu kolejnych dwóch dób. Mandy spokojnie przemierzała korytarz, aż stanęła przed drzwiami sali Ślizgona. Wzięła głęboki oddech i nacisnęła klamkę. Drewniane drzwi otworzyły się. W pomieszczeniu panował pół mrok. Z wyjątkiem Malfoy’a nie było w niej innego pacjenta. Mężczyzna spał. Mandy machnęła różdżką, a na stoliku przy łóżku pojawił się pergamin ze wszystkimi adnotacjami. Ruda machnęła różdżką drugi raz i pojawiło się samopiszące piórko w kolorze wściekłego różu. Weasley pokiwała z dezaprobatą głową. Nienawidziła tego koloru i jak na złość umiała tylko takie pióru przywołać zaklęciem niewerbalnym.
- Pacjent nie ma gorączki. Kolor skóry powraca do normy. Blizno zaklęciu nie widać – powiedziała Mandy, a po chwili usłyszała skrobnie pióra.
            Draco leżał bez koszulki, bo niewiele zostało z tej, w której dotarł do szpitala. Na lewym przedramieniu widniał Mroczny Znak. Nie tak ciemny jak kilka tygodni temu. Słaby, ale dalej widoczny. Miał go mieć już zawsze. To miało być jego piętno. Jego przekleństwo.
Przekleństwo człowieka: wszystko, co człowiek robi, jest trwalsze od niego samego. [1]
            Mandy dotknęła opuszkami palców znaku, którego autorem był Czarny Pan. Ten, który sprowadził na ich świat mrok, chaos, krew, strach i śmierć. Mięśnie blondynka drgnęły pod wpływem dotyku kobiety, która natychmiast odsunęła rękę. Mężczyzna nie obudził się, więc dotknęła go jeszcze raz. Tym razem, gdy jego mięśnie poruszyły się nie cofnęła dłoni. Obrysowała dokładnie Mroczny Znak. Z czaski wychodził wąż. Znak ten przez lata był przekleństwem. Napawał strachem każdego. Nikt nie chciał go zobaczyć nad własnym domem. Niósł śmierć i rozpacz. Był postrachem każdego. Ludzie by go nie ujrzeć robili wszystko, nawet zdradzali najbliższych. Ci, co go nieśli byli przekonani o słuszności swoich czynów. Czarny Pan do swoich szeregów wybierał ludzi, którzy byli mu oddani całym sercem jak Bellatrix Lestrange – na samą myśl o tej kobiecie Weasley przeszedł zimny dreszcz. W szeregach Voldemorta byli i ci, którzy byli zbyt słabi by sprzeciwić się swojemu panu jak Glizdogon. Oboje nie żyli. Oboje zginęli kilka tygodni temu. Nie przeżyli. Umarli za coś, w co wierzyli lub musieli wierzyć. Nie tylko oni odeszli do lepszego świata. Zginęło wiele osób, które walczyły o obecny ład. Nie różnili się niczym od wyżej wymienionej dwójki. Podobnie jak oni byli zwykłymi ludźmi. Mandy wpatrywała się w twarz Dracona. Tak znaną i tak obcą jednocześnie. Nie zmienił się wiele. Dalej biła od niego duma, pewność siebie i ignorancja do otaczającego go świata. Dalej był tym samy Ślizgonem, którego poznała w Hogwarcie. Wierzyła, że dalej ma też drugą twarz, którą jej pokazał. Wierzyła, że nie zatracił tego, co wypracował w ciągu jednego roku.
            Westchnęła. Jej serce biło jak szalone. Mimo, że doskonale znała Mroczny Znak dalej badała jego kształt i strukturę. Możliwość poczucia skóry ukochanego była czymś cudownym. Tęskniła za nim. Potrzebowała go, ale nie mogła go mieć.
Nawet świat, który nas rzekomo rozdzielił, przestawał być już podzielony. [2]
            W pewnym momencie usłyszała cichy jęk, więc zabrała rękę i wróciła do rzeczywistości. To Draco odzyskiwał kolejny raz przytomność. Zastanawiała się czy tym razem na dłużej niż dwie minuty. Otworzył oczy i jęknął głośniej niż chwilę wcześniej.
- Merlinie, ktokolwiek mnie potraktował tym piekielnym zaklęciem musiał mnie zabić – powiedział zachrypniętym głosem.
- Nie tak szybko, Draco. Jeszcze pożyjesz na tym gnijącym świecie – stwierdziła Weasley. – Pacjent się wybudził – rzuciła do samopiszącego pióra.
- To ciekawe, dlaczego widzę ciebie – mruknął Malfoy. – Matko gadam do zjawy – dodał.
- Jesteś w św. Mungu – wyjaśniła Mandy, a mężczyzna kolejny raz jęknął. –Blaise cię uratował, więc masz, za co mu dziękować.
- Jak zawsze. Ale co ty tu robisz?
- Pracuję. Wyleczyłam twoje cięty rano. Ktoś cię musi nienawidzić Draco.
- Mało mam wrogów? Pewnie jakiś szaleniec postanowił się zemścić.
- Jak zwykle uroczy i dyplomatyczny – skomentowała Weasley i poczuła jak jej dłoń splata się z ręką mężczyzny.
- Jakbyś mnie nie znała – mruknął. – Kiedy stąd wyjdę? – Spytał.
- Za dwa dni. Możesz mnie puścić? Mam jeszcze innych pacjentów.
- Mogą poczekać.
- Nie bądź egoistką! – Krzyknęła kobietą.
Gdybym nie był sobą, gdybym w mojej bitwie miał kogoś -
Czy bym wtedy zwątpił i wciąż stał?
Gdyby każda strata mogła zysk dać i na mojej drodze,
Gdyby każdy kolec różę miał... [3]
- Mandy… - nie skończył, bo ktoś z impetem otworzył drzwi.
Z jednej strony chcieli czuć tę bliskość. Z drugiej prosili Boga, aby wyzwolił ich z tego pragnienia. [4]
            W progu stała wysoka kobieta o czarnych jak smoła włosach i oczach w kolorze bursztynu. Miała na sobie gustowny kombinezon w kolorze chłodnego błękitu, granatowe buty na gigantycznym obcasie oraz czarną kopertówkę, którą trzymała w lewej ręce. Łapała łapczywie powietrze, jakby przed chwilą uciekała przed wściekłym hipogryfem.
- Pani jest… - spytała Mandy i wyrwała rękę z uścisku Dracona.
- Astoria… - jęknął Malfoy i zamknął oczy.
- Musimy porozmawiać – powiedział gość. – Czy długo będzie jeszcze badany? – To pytanie skierowała do Weasley.
- Właśnie skończyłam. Proszę wejść – poinformowała lekarka i wyszła.
- Astorio, czego chcesz? – Spytał blondyn.
- Jak dobrze, że się wybudziłeś. Muszę ci coś ważnego powiedzieć.
- Nie będzie żadnego ślubu – zaznaczył Malfoy.
- Na Merlina! Nie chcę brać z tobą ślubu, aż tak zdesperowana nie jestem – powiedziała oburzona Astoria.
            Panna Greengrass była niewątpliwie piękną kobietą. Długie, czarne włosy opadały falami na plecy. Duże oczy w kolorze bursztynu otoczone były kurtyną gęstych, czarnych rzęs. Usta w kolorze dojrzałej maliny zachęcały do niewinnego flirtu. Astoria była młodsza od swojej siostry Dafne, ale pod względem fizycznym była bardziej idealna. Długie nogi, płaski brzuch, wcięcie w talii oraz nie za duży, ale i nie za mały biust. Wiele dziewcząt w Hogwarcie zazdrościło jej takiej figury. Ona sama miała świadomość swoich atutów i często je podkreślała. Dla niej Draco wcale nie był kolejnym cudem świata. W Hogwarcie nie należała do grona jego wielbicielek. Był dla niej zbyt pewny siebie i oślizgły jak wąż. Nawet nie wiedziała skąd jej się wzięło to określenie. Po prostu dla niej Draco Malfoy był tylko kolejnym arystokratycznym dupkiem. Za nic w świecie nie zamierzała go poślubić. Nawet, jeśli miało to dla niej oznaczać spadek w hierarchii arystokratycznej śmietanki.
- Jak miło usłyszeć komplement na ‘dzień dobry’ – skomentował blondyn.
- Twój widok z samego rana z kolei nie jest niczym przyjemnym.
- Już. Starczy tych uprzejmości, bo jeszcze Blaise wpadnie w odwiedziny i zazdrości za te uprzejmości skopie mi tyłek – powiedział Draco.
- Świat byłby mu za to wdzięczny – mruknęła sama do siebie Astoria.
- Mówiłaś coś?
- Nie. Nic.
            Nie było tajemnicą, że panna Greengrass i panicz Zabini mają się ku sobie. Wszyscy to widzieli z wyjątkiem seniora rodu Greengrassów. Blondyn zastanawiał się, czemu jego najlepszy przyjaciel nie zafundował mu pobytu w Mungu wcześniej niż ten wariat, który zaatakował ich kilka dni temu. Blaise był potwornie zazdrosny o Astorię i gdy tylko dowiedział się, że do stołu podano mu czarną polewkę [5] spotkał się z Draconem i zapowiedział mu, że jeżeli weźmie ślub z Astorią to będzie wąchał kwiatki od spodu już tydzień po swoim ożenku. Malfoy za bardzo nie przejął się słowami przyjaciela, bo za nic w świecie nie zamierzał stawać na ślubnym kobiercu z brunetką. Mało go też obchodziła wola ojca zamkniętego, w Azkabanie. Lucjusz Malfoy miał zapewnione dziesięć lat w celi. Draco żałował tylko, że w ograniczono rolę dementorów. Byli oni tylko przy wejściach do Azkabanu. Z kolei nie mieli prawa wejść do środka i nękania więźniów. Jego ojciec nie był dobrym człowiekiem. Nigdy go nie uderzył, ani też nie potraktował bolesnym zaklęciem, ale gnębił go psychicznie i tego młody Malfoy nie zamierzał mu nigdy wybaczyć. Wpajanie mu przekonania, że tylko słabsi okazują uczucia doprowadziło go do tego, że stracił jedyną istotę, na której mu zależało.
            Gdy wojna się skończyła, próbował dowiedzieć się czegoś o Mandy, ale z wyjątkiem drobnych wzmianek w prasie o jej związku z norweskim arystokratą nie wiedział nic nowego. Nie mógł dotrzeć do miejsca jej pracy. Wydawało się, że ktoś skutecznie zaciera za nią wszelkie ślady. Bolał go fakt, że w ciągu dwóch lat w Dumstrangu znalazła sobie kogoś innego. Gdy Lucjusz wylądował w końcu w Azkabanie, jego syn nie zamierzał zmarnować szansy na zaplanowanie swojego życia zgodnie z własnymi pragnieniami. Na początku zaczął od szukania Mandy Weasley. Oczywiście mógł udać się do Nory, ale przypuszczał, że jej bracia od samego progu potraktują go jakąś paskudną klątwą.
            Odnalazł ją. Pracowała tak blisko jego biura. Paradoks tej sytuacji polegał a tym, że był przykuty do łóżka, a ona była jego medykiem prowadzącym. Nie chciała z nim kilka chwil temu rozmawiać. Uciekła, gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja. Trzymała go na dystans. Przez te kilka minut przebywania w jednym pomieszczeniu wyczuł, że ona nie zamierza łamać pewnych granic, które ustalili nawet nie wiedział, kiedy.
Gdybym dostrzegł cię u mego boku w mojej bitwie wcześniej
Wtedy czułbym, że nie jestem sam. [3]
- Co chcesz mi powiedzieć? – spytał Draco
- Twój ojciec i mój dogadali się w sprawie naszego ślubu – powiedziała Astoria.
- Tak się dzieje od wieków – przypomniał jej mężczyzna.
- Mój ojciec obiecał, że gdy weźmiemy ślub to mój posag poświęci na kaucję za twojego ojca.
            Draco poczuł jakby ktoś strzelił mu w twarz. Miał nawet wrażenie, że na którymś policzku widnieje ślad ręki. Fakt był taki, że Lucjusz Malfoy wylądował na dziesięć lat w Azkabanie, ale mógł wyjść wcześniej za sprawą kaucji. W przypadku seniora Malfoy’a kwota ta przewyższała wartość firmy, która była w rodzinie od pokoleń. Narcyza próbowała coś zdziałać w Ministerstwie, ale cały czas słyszała: albo kaucja, albo mąż wyjdzie z Azkabanu za dziesięć lat. W końcu poddała się, bo nawet gdyby sprzedała firmę to i tak brakowałoby jeszcze jedna czwarta kwoty, którą miała.
- Czy twój ojciec wie ile to jest? – Spytał Draco.
- Chyba nie zamierzasz się zgodzić na ten cały ślub? – Odpowiedziała pytaniem na pytanie, przerażona Astoria.
- Nie! Na gacie Merlina, nie! Po prostu moja matka chciała sprzedać firmę ojca, a i tak brakowałoby jej jedna czwarta kwoty, którą otrzymałaby za przedsiębiorstwo. Dlatego zrezygnowała. Przecież musimy za coś żyć. Firma jest Malfoy’ów, ale jest ojciec sporo włożył, jako jej posag, żeby się rozwinęła.
- Mówisz poważnie? – Spytała Astoria.
- Tak. Całkiem poważnie. Mój ojciec to całkiem okazały Śmierciożerca. Ma nie jedno za uszami i czarodzieje rozpętaliby piekło za zbyt niską kaucje. Większą dostałaby tylko moja ciotka, która na szczęście nie żyje – powiedział Draco.
- Nie możemy dopuścić do tego ślubu – stwierdziła Astoria.
- Nie będzie żadnego ślubu. Mój ojciec nie wyjdzie z Azkabanu – powiedział stanowczo Dracon.
_________________________
[1] Anna Kamieńska
[2] Janusz Leon Wiśniewski
[3] LemOn – „Nice”
[4] Janusz Leon Wiśniewski
[5] Gdy podawano kawalerowi czarną polewkę był to znak, że odmawia mu się ręki panny z tego domu. 
Witam! 
Czy uwierzycie mi, że naprawdę miałam być wcześniej? Tym razem to mój organizm postanowił się zbuntować i zażyczył sobie wizytę w szpitalu. Zupełnie nie wiem po co. Co prawda byłam tam tylko kilka dni, ale zdecydowanie wystarczyłoby zburzyć cały harmonogram. Ze mną już lepiej. W piątek jak się okazało ostatni raz odwiedziłam chirurga. Teraz tylko rana musi się zrosnąć, więc trzeba robić opatrunki. 
Z rozdziału jestem zadowolona. Chyba powraca dawny Draco. Błędy sprawdzę jutro, bo mam jeszcze całą masę rzeczy do zrobienia, a nie chciałam przeciągać o kolejny tydzień. 
Widzimy się za trzy tygodnie. 
Aaaa i chciałabym Was zaprosić jeszcze tutaj, gdzie możecie śledzić postępy w pisaniu nowych rozdziałów i spodziewać się krótkich fragmentów w ramach zapowiedzi. 
Pozdrawiam, 
Lady Spark 

3 komentarze:

  1. No takiego Draco to i ja lubię! Będzie walczył o Mandy, prawda? Niech tylko spróbuje nie. I najważniejsza rzecz - tak, ślubu żadnego nie będzie! Nie z Astorią! Nic dziwnego, ze ojciec Draco tak nalega na ten ślub - marzy mu się słodka wolność, ale nie doczekanie! Będzie tam siedział do końca swojego wyroku i co ważniejsze nie przeszkodzi Mandy i Drago zawalczyć o siebie!

    Nie choruj nam już więcej :*

    OdpowiedzUsuń
  2. O jak fajnie, że pojawiła się Astoria. Cieplutko zrobiło m się na moim serduszku :) I cieszę się, że znów trafiłam na osobę, która nie traktuje Astorii jako zimnej suki, która tylko chce siłą uzyskać względy Dracona. Ach... tu aż mi się miło czytało, że jednak nie zamierza za niego wyjść... bo wiadomo, Draco musi walczyć o Mandy:)
    Aż mnie zatkało, że aurorzy wypuszczą Lucjusza za bardzo dużą ilość galeonów. Nie sądzę, aby ślub Astorii i Dracona w czymś tu by pomógł. Niech ten Lucjusz sobie tam siedzi i gnije te dziesięć lat :)

    Cieszę się, że już jesteś już chora i przetrwałaś dni w szpitalu;)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sorrka... miało być: Cieszę się, że nie jesteś już chora ;)

      Usuń