sobota, 18 stycznia 2014

VI. Męskie decyzje

Upadam, wciąż upadam.[3]”
1 lipca 1998 r.
            Draco Malfoy czekał przed gabinetem Naczelnika Wizyt. Młody arystokrata ubiegał się o możliwość widzenia się ze swoim ojcem. Po wyjściu ze szpitala miał udać się do Hogwartu na Ogromnie Wyczerpujące Testy Magiczne, zwane potocznie OWUTEM – ami, których nie zdał ze względu na wojnę. Hogwart nie został jeszcze całkowicie odbudowany. Głównie skupiono się na naprawie najważniejszych sal i pomieszczeń. Blondyn testy napisał. Nie interesowało go wcale jak mu poszły. Chciał je po prostu zdać. Gdy tak czekał przed gabinetem na swoją kolej to zastanawiał się, jaka będzie reakcja ojca na jego postanowienie. Draco podjął decyzję, że nie poślubi Astori, a jego ojciec zostanie w Azkabanie na całe dziesięć lat. By mu jednak to przekazać, musiał uzyskać zgodę na widzenie się z ojcem. To nie było trudne. Przybył w zasadzie po otrzymanie specjalnej przepustki, którą miał okazać przy wejściu do więzienia. Po rozmowie z ojcem i zamknięciu ich spraw na dziesięć lat zamierzał porozmawiać z Mandy Weasley. Już wiedział gdzie pracuje, więc to nie powinno być trudne, żeby złapać ją po pracy. Najpierw musiał jednak uporządkować sprawy z Lucjuszem, który nawet zza krat próbował ułożyć mu życie. Nienawidził go za to. Musiał pokazać w końcu, że stracił nad nim władzę. W sprawie ślubu miał dwóch sprzymierzeńców: po pierwsze Astorię, która również nie widziała siebie w rodzinie Malfoy’ów. Kobieta, była najważniejszym graczem w całym jego planie. Gdy tylko usłyszał, jaką umowę zawarli między sobą ich ojcowie od razu przystąpiła do działania razem z Draco. Udawali, że o niczym nie wiedzą oraz, że dalej buntują się przeciwko zaręczynom. Wszystko w to wierzyli. Nikt nic nie podejrzewał. Drugim sojusznikiem był Blaise Zabini, który jeszcze nie wiedział o tym, że zostanie wciągnięty w grę. Miał się o tym wszystkim dowiedzieć za kilka godzin. Draco był z nim umówiony na spotkanie i wtedy zamierzał go we wszystko wtajemniczyć. Cała sprawa miała się rozegrać na przyjęciu, które organizowała Narcyza Malfoy. To właśnie tam cały misterny plan Lucjusza miał wziąć w łeb.
- Panie Malfoy, zapraszam – głos Naczelnika Wizyt przywrócił Dracona do świata żywych.
            Poprawił swoją białą koszulę i wszedł do gabinetu. Pomieszczenie było takie samo jak cała reszta w Ministerstwie. Jasne ściany, ciemne pułki, zawalone stosami papierów, pedantycznie ułożone rzeczy na biurku. Wszystko takie samo i mdłe. Blondyn rozdrażniony monotonnością wywrócił oczami. Zastanawiał się, czy pracownicy w tym urzędzie mają zakaz modyfikacji swojego miejsca pracy. O sam swoje biurko w firmie ojca całkowicie zmienił. Było w nim więcej światła i przestrzeni.
- Czym mogę pomóc Panie Malfoy? – Kolejny raz głos urzędnika sprowadził mężczyznę na ziemię.
            Szare oczy arystokraty spojrzały na Naczelnika. Od razu wiedział, z jakim człowiekiem ma styczność. Robert Persons uwielbiał alkohol. Był od niego uzależniony. Widać to było po wiecznie małych oczkach oraz twarzy, która wydawała się wiecznie nalana. Czerwony nos i spierzchnięte usta potwierdzały tylko tezę Dracona. Idealny obraz człowieka uzależnionego. Malfoy’em wstrząsnął dreszcz obrzydzenia, gdy ten człowiek uścisnął jego dłoń. Zastanawiał się, kiedy przełożeni urzędnik w końcu odkryją jego problem. Aktualnie było mu to na rękę, bo mógł w łatwy sposób osiągnąć to, co chciał.
- Chciałbym otrzymać zgodę na widzenie się z moim ojcem – powiedział Malfoy.
- Kilka dni temu była u niego Pana matka.
- Moja matka nie jest mną, a ja nie byłem u ojca od czasu jego aresztowania – wyjaśnił spokojnie Draco. – Mam chyba do tego prawo?
- Oczywiście, że pan ma. Jaki byłby cel te wizyty? – Spytał Persons.
- Mam mu do przekazania informacje, które dotyczą funkcjonowania firmy – skłamał bez zmrużenia oka.
- Oczywiście, czy gdyby wizyta miała odbyć się jutro, to byłaby to przeszkoda dla pańskiego terminarza? – Spytał urzędnik, przeglądając papiery.
- Nie śmiałem prosić o tak szybką wizytę, ale nie będę ukrywał, że bardzo zależy mi na czasie – powiedział Draco i uśmiechnął się, bo rozmowa szła dokładnie w tym kierunku, w którym chciał.
            Naczelnik wyjął pergamin z szuflady i zaczął go wypełniać. Ręka mu się trzęsła i wiele kropelek atramentu wylądowało na biurku, które i tak było nimi pokryte.
- Miałbym do Pana jeszcze jedną sprawę – zaczął Draco.
- Jaką? – Spytał Robert Persons.
- Chciałbym prosić, aby nikt z wyjątkiem mojej matki i mnie, nie mógł odwiedzać ojca. Mama mówiła, że ojciec była rozdrażniony i należy mu się więcej spokoju – powiedział Malfoy.
- Ale ja nie mogę tego zrobić…
- Może Pan – przerwał mu Draco. – Chyba, że chce Pan, aby Minister dowiedział się o Pana drobnych problemach – dodał blondyn.
- Ja nie mam żadnego problemu.
- Owszem ma pan i dobrze o tym wiemy.
- Panie Malfoy… Pan sobie za dużo pozwala – powiedział oburzony urzędnik.
- Zróbmy tak: pan nie będzie wpuszczał do mojego ojca nikogo z rodziny, a ja zapomnę o pana problemie – powiedział Malfoy.
- Pana przepustka – rzekł Naczelnik.
- Robienie z panem interesów to czysta przyjemność – powiedział Draco i wyszedł z pomieszczenia.
            Poprawił marynarkę i zaczął kierować się do wyjścia z Ministerstwa. Magii. Kolejny raz uzyskał coś wykorzystując strach kogoś innego. Nie usprawiedliwiał się. Wiedział, że to, co zrobił było złe. Musiał to jedna zrobić by jego plan przebiegał bez żadnych zbędnych zakłóceń. Nie interesowało go zdanie matki. Nawet nie wtajemniczył jej w swój plan. Zdjął z marynarki plakietę, którą dostał przy wejściu do Ministerstwa i wyrzucił ją do kosza. Odetchnął świeżym powietrzem i zapiął guziki marynarki. Następnie swoje kroki skierował do biura. Żeby się do niego dostać musiał przejść obok szpitala św. Munga. Mijając przechodniów pilnował się by nie wpadać na ludzi. W wewnętrznej kieszeni marynarki miał schowaną różdżkę i nie uśmiechało mu się modyfikowanie pamięci gdyby różdżka wypadła poprzez zderzenie się z jakimś mugolem.
            Draco gdy musiał przemieszczać się po Londynie wybierał spacer. Tłumaczył to dbaniem o formę oraz możliwością dotlenienia mózgu. Przechodząc obok szpitala zauważył, kłócącą się parę. Najprawdopodobniej minąłby tych ludzi z wyrazem obojętności na twarzy, gdyby nie fakt, że kobieta miała rude włosy. Zwolnił trochę by lepiej przyjrzeć się jej twarzy. Wielkie było jego zdziwienie, gdy okazało się, że jest to Mandy Weasley. Stała z dużo wyższym od siebie mężczyzną, który wyglądał na bardzo niezadowolonego. Miał włosy w kolorze ciemnego blond, zielone lub niebieskie oczy – z odległości, w jakiej stał Malfoy nie bardzo był w stanie odróżnić. Przez zieloną koszulkę mężczyzny delikatnie przebijało się idealnie wyrzeźbione ciało. Trzymał rękę mocno zaciśniętą na przedramieniu Mandy, która próbowała mu się wyrwać. Jej długie włosy idealnie falowały na wietrze. Tłumaczyła coś mężczyźnie i wcale nie zamierzała odpuszczać i zmieniać swojego zdania. Draco przeszła przez głowę myśl, że nic się nie zmieniła, że dalej była tą samą, pewną siebie i hardą Gryfonką, którą znał z Hogwartu. Gdy widział, że jest szarpana przez obcego mężczyznę miał ochotę podjeść do niego i obić mu twarz, a następnie zamknąć, Weasley w swoich ramionach. Jednak robienie bury na ulicy pełnej mugoli nie było dobrym pomysłem, dlatego stanął z boku i udając, że a kogoś czeka, obserwował całą scenę. Zamierzał ewentualnie wkroczyć do akcji, gdyby zachowanie mężczyzny stało się jeszcze bardziej agresywne w stosunku do Mandy.
Szczęście jest zdrowe dla ciała, ale to troska rozwija siły ducha. [1]
            Jednak już po chwili cała sytuacja uspokoiła się i para przytuliła się czule. Draco pokręcił głową i wrócił do wędrówki. Do swojego biura dotarł po pięciu minutach. W głowie dalej miał scenę, którą widział pod św. Mungiem. Nie rozumiał, dlaczego Weasley pozwala się tak traktować i to jeszcze na dodatek w miejscu publicznym. Było to dla niego nie zrozumiałe. Niby sprzeciwiała mu się, ale blondyn odnosił wrażenie, że trochę bała się swojego partnera. To go trochę zaniepokoiło. Przecież Mandy nie bała się stanąć twarzą w twarz z Czarnym Panem. Idąc do swojego biura, wziął od sekretarki korespondencję i poprosił, aby nikt mu nie przeszkadzał. Kobieta chciała coś jeszcze mu powiedzieć, ale uciszył ją gestem ręki. Wszedł do gabinetu, który był czarno – biały, a podłoga była w kolorze ciemnego drzewa. Przy oknie stało biurko o raz krzesło. W pomieszczeniu było również miejsce na rozmowy z kontrahentami przy kawie. Była szklana ława z białą kanapą i czarnymi fotelami. Jedna ze ścian była zajęta przez szafę, w które znajdywały się dokumenty z całego okresu trwania firmy. Papiery czekały, aż spadkobierca rodu Malfoy’ów będzie raczył je przejrzeć.
- Malfoy, czy ty jesteś całkowicie pozbawiony mózgu? – Blondyn drgnął i skierował swój wzrok na kanapę, a tam w najlepsze leżał sobie Blaise Zabini.
- A ty pomyliłeś gabinety? – Odpowiedział, pytaniem na pytanie Draco.
- Chcę tylko wiedzieć czy jesteś tylko skończonym gnomem czy tylko takiego udajesz – powiedział Zabini.
- Ja? Ale, o co ci chodzi? I nie wiem czy wiesz, ale w złym tonie jest ubliżanie swojemu wspólnikowi – rzekł Malfoy i usiadł na jednym z foteli a korespondencję położył na szklanej ławie.
- Posłuchaj, nie wiem czy pamiętasz, ale miałeś odkręcić to całe zamieszanie ze ślubem z Astorią.
- Bardzo dobrze, że zacząłeś ten temat. Kupiłeś już pierścionek zaręczynowy? Jeśli nie to masz cztery dni, żeby wybrać odpowiedni.
- Co ty pieprzysz Draco?
- Może trochę kultury, co? Ja tu ci się usuwam z drogi, a ty we mnie błotem rzucasz. Zero kultury – stwierdził Draco.
- Zero kultury mógłbyś mi zarzucić, gdybym obił ci twarz zamiast najpierw porozmawiać – rzekł Blaise.
- Łaskawca z ciebie, Zabini.
***
9 lipca 1998 r.
            Draco szedł za niskim urzędnikiem, który miał go zaprowadzić do pomieszczenia, w którym miał spotkać się z własnym ojcem. Mimo, że dementorzy nie mogli już przebywać w murach więzienia, nadal czuło się ich obecność. Malfoy miał wrażenie, że wszelkie szczęście go opuściło i nigdy już nie będzie szczęśliwy. Zaczęły go nachodzić czarne myśli. Z całych sił próbował zatrzymać jakikolwiek promyk nadziei, który miał w sobie. W myślach powtarzał sobie, że musi po prostu jakoś przebrnąć przez rozmowę z seniorem rodu. Został wprowadzony do nie dużego pokoju, w którym dominował kolor szary. Na samym środku pomieszczenia stał stolik i po jego jednej stronie stało puste krzesełko, a po drugiej już siedział Lucjusz Malfoy. Senior rodu wyglądał na wyczerpanego. Brudne i potargane włosy, zarost, który zdecydowanie dodawał mu lat. Lucjusz Malfoy w Azkabanie nie mógł liczyć na tak dobre jedzenie jak w Malfoy Manor, co skutkowało tym, ze schudł. Jedna rzecz jednak nie uległa zmianie. Były to oczy. Dalej biła z nich pewność siebie i wiara w to, że za kilka tygodni opuści to miejsce.
Bo w oczach taki siła duszy. [2]
- Macie godzinę – powiedział strażnik.
- Aż tyle nie będzie potrzeba – głos Dracona był chłodny i stanowczy jak na członka rodu Malfoy’ów przystało.
- Co skłoniło cię do odwiedzić Draconie? – Spytał Lucjusz, gdy strażnik zostawił ich samych.
- Muszę ci coś powiedzieć – Draco usiadł na wolnym krześle i rozpiął swoją butelkowo zieloną marynarkę.
- Co takiego? Poczyniłeś już postępy w związku z oświadczynami?
- Ogromne, ojcze – zapewnił go. – Ogromne.
- To, kiedy ślub? – Spytał Lucjusz.
- Gdy Astoria i Blaise o ustalą – odpowiedział Draco.
- Co? Co ty mówisz?!
- To, że nigdy nie poślubię Astori, a ty spędzisz najbliższe dziesięć lat w więzieniu.
- Nie masz prawa…
- Mam pełne prawo, żeby ci się sprzeciwić. Twoje rządy w moim życiu już dawno się skończyły – powiedział Draco i wstał z krzesełka.
- Jesteś niewdzięcznym smarkaczem! – Krzyknął Lucjusz i rzucił się na swojego syna.
            Strażnicy, których zaalarmował krzyk z pokoju, którego pilnowali natychmiast weszli do środka i jednym zaklęciem obezwładnili Lucjusza.
- Wszystko w porządku? – Zapytał jeden z nich?
- W idealnym. Do widzenia.
            Blondyn był dumny z tego, co zrobił, bo w końcu rządy jego ojca w jego życiu dobiegły końca, a na dodatek za swoje zachowanie Lucjusz zostanie ukarany kilkumiesięcznym zakazem jakichkolwiek wizyt.
Upadam, wciąż upadam
I długo lecę w dół
Podnoszę, się podnoszę
Tak wiele muszę mieć sił
Barwy dnia - ja w nich tonę
Myśli wirują po głowie
Chcę się swobodnie unosić
Zrzucam tę betonowe buty. [3]
____________________
[1]  Marcel Proust
[2] Paulo Coelho
[3] Lipali – „Upadam”
____________________
Znowu zniknęłam na tak długo. Wiem, ale po prostu mam masę spraw na głowie. 
A teraz na dodatek sesja. Rozdział już dawno był napisany, ale nie było kiedy go dodać. 
Nadrobię zaległości u Was po 31 stycznia
Zawsze Wasza Lady Spark

7 komentarzy:

  1. No proszę tylko pochwalić Draco za to jak skrupulatnie i co najważniejsze sukcesywnie robi kolejne kroki jeśli chodzi o wcześniej opracowany przez siebie plan. No i załatwił sprawę najważniejszą - ojca! Lucjuszowi należało się właśnie takie, a nie inne potraktowanie. Ja na miejscu Draco pewnie bym się nie powstrzymała od jakieś małej, aczkolwiek bardzo bolesnej uwagi. No to teraz czekać nam tylko na kolejne części planu Draco i zaręczyny Astorii z Blaisem :D

    Niech moc będzie z Tobą :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział był bardzo fajny :)
    Podobał mi się fragment z urzędnikiem. Nie ma to jak dobre oko Dracona. Przejrzał na wylot zachowanie mężczyzny, przez co załatwił dość istotne sprawy. Trochę szantażem, ale co tam.
    I dobrze, że w końcu Draco postawił się ojcu. Niech Lucjusz ma za swoje i niech siedzi te dziesięć lat za kratami.
    Blaise i Astoria? Nie spodziewałam się...

    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam serdecznie na ostatni już Rozdział 028 „Tajemnica Johna Smitha” na adres bloga : WWW.pokochac-lotra.blogspot.com! Autorka życzy przyjemnej lektury!

    OdpowiedzUsuń
  4. Brakowało mi Mandy w tym rozdziale, ale chyba w sumie nie była potrzebna. To był czas dla Dracona, pokazania jego charakteru i skupienia się na nim. Ten rozdział doskonale pokazuje, jak bardzo się zmienił podczas ostatnich wydarzeń. To już nie ten sam chłopak co przed laty. Teraz to mężczyzna gotowy walczyć o swoje marzenia.
    Dobrze, że Dracon zdecydował się nie brać ślubu z Astorią. Razem tylko wzajemnie by się unieszczęśliwili, a tak obydwoje mają szansę znaleźć szczęście z kimś innym. Mam nadzieję, że w następnym rozdziale znajdzie się jakaś rozmowa Mandy i Dracona ;)
    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam serdecznie na Epilog : „Koniec jest zawsze początkiem czegoś nowego” o adresie http://pokochac-lotrab.blogspot.com! Życzę przyjemnej lektury!

    OdpowiedzUsuń
  6. Omg omg cudo ;d bardzo lubie twojego bloga :*
    Zapraszam do siebie www.niebieskookiecudo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj,

    zagościłaś u mnie, zostawiłaś piękny komentarz... postanowiłam ( z resztą to robię ) zajrzeć do ciebie. I wiesz co ci powiem? Również nie żałuję! Blog bardzo ładny, szablon genialny, a opowiadanie jeszcze lepsze. Podoba mi się ten pomysł, z datami - ciekawe.
    Jak ja nienawidzę LUCJUSZA -,- nie dziwię się Draconowi....
    Jak na razie przeczytałam jeden rozdział, mam nadzieję, że niedługo nadrobię poprzednie ;))
    WENYYYY + dodałam do obser. i linków.

    OdpowiedzUsuń