środa, 16 kwietnia 2014

VII. Rozmowy, przyjęcie, zaręczyny

„Objął ją w pasie i pocałował z czułością, w którą włożył całą miłość, jaka rosła między nimi przez wszystkie lata. [5]”
16 lipca 1998 r.
            Mandy Weasley, przeglądała się właśnie w lustrze. Ubrana w brzoskwiniową sukienkę z syfonu, której góra była gorsetowa i usztywniona, a talię podkreślał szeroki pas z ozdobnie dopasowaną kokardą, dół to była szeroka i zwiewna spódnica, która sięgała do kolan. Rudowłosa przyglądała się uważnie swojemu odbiciu i nie wierzyła w to, co widzi. Wyglądała ładnie, ale chciała wyglądać pięknie. W końcu to ten wieczór, gdy mogła go zobaczyć i bez żadnych podejrzeń rozmawiać. To było przecież przyjęcie. Czegoś jej brakowało. Włosy upięte w ciasny kok, w którym Ginny umieściła konwalie. Jednak to nie fryzura była problemem. To coś innego. Jeszcze raz uważnie oceniła swoje odbicie w lustrze. Podeszła do biurka, na którym rano postawiła kasetkę z biżuterią. Szukała odpowiedniego naszyjnika, który dopełniłby całość kreacji. Zupełnie nie miała pomysłu, który byłby odpowiedni. Nagle w jej ręce trafił jedyny prezent, który dostała od Draco. Literka M, wisiała spokojnie na delikatnym łańcuszku. Jej kamienie dalej były zielone. Taki kolor przybrały jak tylko pierwszy raz ozdoba ułożyła się wygodnie na jej ciele. Odłożyła go ponownie do kasetki i szukała czegoś innego. Nie mogła założyć. Rodzina Jamesa była również zaproszona na przyjęcie do Malfoy Manor, a więc i tak była pod kontrolą, więc musiała się zachowywać i wyglądać przyzwoicie. Jako osobę towarzyszącą poprosiła Ginny, która niechętnie, ale zgodziła się towarzyszyć siostrze podczas jej pierwszego debitu w arystokratycznych progach.
- Mandy jesteś gotowa? – Spytała Ginny, wchodząc do pokoju.
- Prawie – odpowiedziała Mandy.
- Prawie? Zaraz mamy teleportować się przed Malfoy Manor – na dźwięk ostatnich dwóch słów młoda Weasley zrobiła krzywą minę.
            Zgodziła się towarzyszyć siostrze, bo czuła, że ta jej potrzebuje. Może i piała nad Jamesem i obsypywała go przy Mandy komplementami, mówiąc, że to świetna partia, ale od kilku dni zauważyła, że Norweg tyranizuje jej siostrę. Neville doniósł jej listownie, że był świadkiem kłótni młodych przed św. Mungiem. Ponoć mężczyzna szarpał kobietę i nie chciał słuchać jej wyjaśnień. To zaniepokoiło najmłodszą latorośl Weasley’ów. Kochała Mandy i może nie popierała wszystkich jej wyborów, ale też nigdy w życiu nie godziła się na takie traktowanie siostry. Na bankiet do Malfoy’ów przekonała ją mama. Użyła argumentu, który Ginny zawsze łamał serce „Ona nas potrzebuje. Jesteśmy jej rodziną”. Molly, zawsze stawiała ponad wszystko rodzinę i tego samego uczyła swoje dzieci. Z różnym skutkiem, ale zazwyczaj zdawało to egzamin. Dlatego Ginny, ignorując prośby Harry’ego, by nie pchała się do paszczy lwa zgodziła się towarzyszyć siostrze w tym bądź, co bądź dziwnym wydarzeniu, na jakie zaproszenie dostała, z powodu uratowania życia Ślizgonowi. Ginerva, przypatrywała się Mandy. Były do siebie podobne, ale różnił je kolor oczu. Tęczówki Mandy były zielone, a gdy nie padało na nie słońce szare i zawsze miały w sobie blask wschodzącego księżyca. Z kolei oczy Ginny miały kolor kory drzew. Ciemne, ale ciepłe i takim spojrzeniem zawsze obdarowywała ludzi.
- To jesteś gotowa, czy nie? – Spytała Ginny.
- Nie wiem, który łańcuszek założyć. Czegoś brakuje mi w tej kreacji – odpowiedziała Mandy, uparcie szukając czegoś, co pasowałoby do całości.   Ginny podeszła do siostry i zajrzała jej przez ramię.
- Załóż ten – powiedziała i podała jej literkę ‘M’.
- Nie mogę – wyszeptała Mandy.
- Dlaczego?
- James, go nienawidzi.
- Jamesa, tu nie ma, a ty masz wyglądać pięknie, zapomniałaś?  - Spytała młodsza Weasley i zapięła Mandy łańcuszek. – Teraz jest idealnie – powiedziała, gdy siostra odwróciła się w jej stronę.
W człowieku toczy się walka tego, co godne pochwały, z tym, co zasługuje na naganę. [1]
- Jesteś pewna?
- Na sto procent. Obiecaj mi, że zapomnisz tego wieczora o Jamesie. Co z tego, że będą tam jego rodzice – powiedziała śpiesznie Ginny, przeczuwając, że siostra chce jej przerwać. – Bądź tak piękna jak wtedy na balu na piątym roku. Zdobyłaś wtedy serce nie tylko Nicolasa i całej sali facetów. Zdobyłaś serce Dracona Malfoy’a i możesz chodzić z podniesioną głową. Wiem, że nie byłam najlepszą siostrą pod słońcem. Nawaliłam wtedy i teraz piejąc z zachwytu nad Jamesem, ale jeśli kiedykolwiek zdecydujesz się go zostawić, wiedz, że będę pierwszą, która stanie po twojej stronie i wydrapie oczy każdemu, kto powie o tobie wtedy złe słowo – zakończyła młodsza.
- Och, Ginny – powiedziała Mandy i przytuliła do siebie siostrę.
            Słowa, które usłyszała przed chwilą dodały jej otuchy i wiary w lepszy dzień. Prawie wiedziała, co powinna zrobić. Nie była jeszcze pewna, ale czuła, że innego wyjścia nie będzie miała.
- Chodź i nie płacz wariatko! Zepsujesz całą robotę Fleur! – Krzyknęła Ginny widząc łzy w oczach siostry.
            Zeszły na dół, trzymając się za ręce. Piękne panny z domu Weasley. Ci, którzy byli zgromadzeni na dole oniemieli. Dawno nie widzieli tak stanowczego wyrazu na twarzy Mandy. Jakby miała zaraz wykonać coś, co odmieni jej życie.
- Wyglądacie cudownie, ale idźcie już, idźcie. W złym tonie jest spóźniać się do arystokratów – powiedziała wzruszona pani Weasley i poklepała obie dziewczyny po plecach.
            Mandy z Ginny teleportowała się prosto przed Malfoy Manor. Stanęły przed wytworną rezydencją utrzymaną w jak najlepszy stylu. Obie wiedziały, że jeszcze kilka miesięcy temu rezydował tutaj Czarny Pan. Na samą myśl przez ich ciało przeszedł dreszcz obrzydzenia. Weszły przez czarną, ciężką bramę i spokojnie przemierzały drogę z kostki brukowej, która prowadziła do drzwi. Goście szli przed nimi, za nimi. Nie były jedyne, które zmierzały na tak wytworne przyjęcie. Czuły tremę, bo to przecież był ich pierwszy raz, ale wierzyły, że dobre wychowanie, jakim uraczyła je w dzieciństwie matka, zaprocentuje teraz i będzie wystarczające przy ludziach z tak wysokimi stanowiskami i statusami krwi. Weszły po szarych schodach i stanęły w pięknym wejściu. Salon, w którym byli już goście był w jasnych odzieniach beżu i bieli. Żyrandole były diamentowe i dawały przepiękne błyski, gdy się na nie spojrzało. Minęły dwóch lokajów stojących i odbierających płaszcze lub marynarki od gości. One nie miały nawet bolerka na ramionach. Stopy Mandy, na których miała limonowe czółenka z odkrytą pięta stąpały delikatnie i z gracją. Tuż za nią podążała Ginny, która podobnie jak siostra była oczarowana wystrojem.
- W końcu jesteś – piękny nastrój prysnął jak bańka mydlana. Tuż przed dziewczynami zmaterializowali się rodzice Jamesa. – Długo kazałaś na siebie czekać – usłyszała głos głowy rodziny Sandemo.
- O ile wiem, nie spóźniłam się – powiedziała słysząc odgłos bijącego zegara, który wskazywał siedemnastą.
- Gdyby był James…
- Ale go nie ma i towarzyszy mi za to moja cudowna siostra. Ginny, szampana? – Spytała Mandy zatrzymując kelnera.
- Chętnie – odpowiedziała speszona Ginerva.
            Mandy wzięła do ręki dwa wysokie i smukłe kieliszki, w których był trunek. Jeden podała siostrze i z gracją odeszła od przyszłych teściów. Siostra patrzyła na nią z podziwem. Kiedyś nie zrobiłaby tak. Jednak kiedyś było już czarną przeszłością.
- Jak się paniom podoba? – Usłyszały za sobą głos Narcyzy Malfoy i jak na komendę odwróciły się, stając na baczność.
- Eee.. No… Yyyy… Ładnie tu – wyjąknęła Ginny.
- Dziękujemy za zaproszenie pani Malfoy. To zaszczyt być u państwa w rezydencji, gdy jest tak pięknie oświetlona. Jest jak w bajce – ratowała sytuację Mandy.
- Och, dziękuję. A jak państwu się podoba? – Spytała Narcyza, Torę i Victora Sandemo, którzy postanowili chodzić za swoją przyszłą synową jak cień.
- Piękny dom. Od razu widać, co za rodzina tu mieszka – usłyszała gospodyni.
            Rozmowa toczyła się powoli i nieśpiesznie. Co jakiś czas do Narcyzy podchodzili goście i gratulowali przyjęcia, które już na początku zapowiadało się na bardzo udane. Z kolei kobieta ani myślała odejść od panien Weasley i one też nie bardzo wiedziały, jak mógłby to zrobić, więc stały grzecznie i sączyły szampana. To była dla nich zupełnie nowa sytuacja, której kompletnie się nie spodziewały i nie miały pojęcia jak z niej wybrnąć.
- Astorio, jak pięknie dziś wyglądasz. Częściej powinnaś chodzić w bieli – usłyszała Ślizgonka od gospodyni.
- Dziękuję pani.
            Nie wiedziała, co się dzieje. Narcyza jadła jej z ręki. Astoria porwała jej młodszą siostrę, a zawsze, gdy państwo Sandemo, chcieli coś wtrącić o Jamesie, gospodyni przerywała i zmieniała temat. Miała wrażenie, że bierze udział w jakiejś farsie i za chwile zostanie wyśmiana za zbyt wielką wiarę w ludzi. Na parkiecie tańczyli goście. Wszyscy ubrani w koktajlowe stroje, wcale niepasujące do bankietu, co pozwoliło jej odetchnąć, bo nie wyglądała dziwnie. To wszystko zaczynało ją coraz bardziej zaskakiwać i nie bardzo wiedziała, co powinna zrobić. Stała i uśmiechała się, chociaż marzyła, aby państwo Sandemo w końcu ją zostawili w spokoju.
            Nagle pojawił się on. Przystojny i wysoki. Idealnie ułożone blond włosy, stanowcze spojrzenie, Malfoy’ów, z którym przyszedł na ten świat. Witając się z gośćmi, każdej kobiecie ucałował dłoń, w tym i Mandy. Jej serce zaczęło bić dwa razy szybciej, gdy spojrzenie Draco spoczęło na wisiorku, który miała na szyi. Od raz pożałowała tego, że go założyła. Czuła się, przed nim naga. Uśmiechnął się do niej i stanął między nią, a swoją matką. Poczuła woń jego perfum i cały świat zawirował. Już dawno ich nie czuła. Gdy przyjęli go do Munga, śmierdziało do niego alkoholem i niczym więcej. Teraz wyglądał tak jak na gospodarza przystało. Idealnie. Uśmiechał się i rzucał dowcipem. Chętnie odpowiadał na pytania. Idealnie wczuł się w rolę, którą zawsze pełnił jego ojciec. Mandy miała niedoparte wrażenie, że Draco robił to z lekkością i wrodzoną gracją. Nie omijał żadnego gościa, nawet, gdy kogoś nie lubił, poświęcał mu chwilę. To nie był ten sam, Draco, którego znała z Hogwartu. Ten wydoroślał. Stał się mężczyzną, za którym oglądały się kobiety. Na samą myśl, dziewczyna poczuła dziwny ból. Domyślała się, że lada chwila zostaną ogłoszone zaręczyny mężczyzny, którego kochała, a wtedy i ona zdecyduje się zostać panią Sandemo, nawet kosztem wyrzeczenia się pracy, którą kochała.
Cóż, nie potrafię zapomnieć tamtego wieczoru
Ani wyrazu Twej twarzy, kiedy odchodziłeś
Zgaduję, że to tylko sposób, w jaki toczy się ta historia
Zwykle się śmiałeś, lecz w Twych oczach widniał smutek
Tak, widniał w nich [2]
- Mandy, zatańczysz? – Spytał Draco wyciągając do niej swoją dłoń, tak jak kilka lat temu w Hogwarcie.
- Taaak – przeciągnęła samogłoskę, drżąc na całym ciele.
            Ujęła dłoń Draco i pozwoliła prowadzić się na parkiet. Nie bardzo wiedziała, co robi. Jednak chciała się poczuć dokładnie tak samo jak wtedy, gdy wirowali w Wielkiej Sali. Miała wrażenie, że od tego momentu minęło tak wiele czasu. Jednak pamiętała każdy gest, jaki posłał wtedy w jej stronę. Pamiętała wszystko, co się wtedy wydarzyło tak jakby to miało miejsce dopiero wczoraj. Tańczyli i roztaczali wokół siebie cudowny czar. Wpatrzeni w swoje oczy wydawali się nie widzieć nikogo innego poza sobą. Draco, pokusił się o delikatny uśmiech w stronę swojej partnerki. On również pamiętał tamten dzień, gdy w ich sercach narodziła się miłość tak silna, trwająca cały czas. Goście w Malfoy Manor rzucali na nich ukradkowe spojrzenia. Rudowłosa czuła, że w końcu odnalazła szczęście i cieszyła się tym momentem, bo wiedziała, że za kilka dni wróci do niej James i cały nastrój pryśnie jak bańka mydlana. Nie wiedziała jak to możliwe, żeby jej mężczyzna tak się zmienił. To nie był ten sam człowiek, którego poznała w Dumstrangu. To był James, jakiego nie znała. Bała się go. Drżała na samą myśl o spotkaniu z nim. Jego oczy przestały patrzeć na nią z miłością. Wiedziała, że to jej wina, bo nie umie go kochać tak jak na to zasługuje, że nie umie docenić tego, co on chce jej ofiarować. Ze wszystkich sił próbowała, aby wszystko w ich związku było tak jak powinno, ale jej przeszłość była jak kamień w bucie – uwierała niemiłosiernie i uniemożliwiała normalne funkcjonowanie.
- Drżysz – usłyszała głos mężczyzny, który doprowadzał ją do szaleństwa samą swoją obecnością. – Zimno Ci? – Spytał.
- Nie – odpowiedziała, krótko. – O co tu chodzi? – Spytała po chwili.
- Nie rozumiem.
- W co pogrywasz Malfoy? – Wycedziła przez zęby.
- W nic. Uwierz mi, że w nic. Nawet nie wiedziałem, że moja matka organizuje ten bankiet, a gdy już mnie poinformowała nie mogłem nic zrobić. – Patrzył na nią, ale ona wydawała się nie wierzyć w jego słowa. – Uwierz mi. Nic o tym nie wiedziałem. Jednak cieszę się, że jesteś tu – wyszeptał jej do ucha, które musnął delikatnie swoimi wargami.
            Dziewczyna momentalnie odsunęła się od niego. Miała wrażenie, że cała płonie. Nie tak, to powinno wszystko wyglądać. Nie tak. Nie powinna się wcale do niego zbliżać. Stali tak pośród tańczących par i patrzyli sobie w oczy. Ileż to razy mierzyli się w ten sam sposób, w Hogwarcie na korytarzach czy w klasie? Ileż to razy mieli ochotę rzucić na siebie jakieś okropne zaklęcie? Teraz jednak w tym spojrzeniu było coś, co powodowało, że ich serca pękały na jeszcze drobniejsze kawałeczki. Wszystko było tak bardzo rzeczywiste. Byli tak blisko siebie, ale nie mogli ze sobą być, bo dzieliło ich wszystko, a łączyła tylko miłość.
- Draco, już czas – w tym momencie podszedł do Ślizgona ojciec Astorii.
- Już czas? – Spytała cicho Mandy.
- Tak. Czas na to, aby poprosił o rękę moją córkę. Rozmawiał o tym ze mną dwa dni temu.
            Nie chciała w to wierzyć. Jakaś część jej świadomości naiwnie miała nadzieję, że między nimi może jeszcze coś być, bo przecież się kochają. A on tak nagle postanowił oświadczyć się, Astorii. Mimo, że gazety przygotowywały ją na ten moment od dawna to jednak miała wrażenie, że cały świat umyka jej spod stóp. Wycofała się kilka kroków do tyłu, by nie stać w pierwszym rzędzie, gdy mężczyzna jej marzeń i największa miłość na jej oczach poprosi o rękę inną kobietę. Ktoś stanął za nią. Spojrzała za siebie i to był Blaise Zabini. Zmierzyła go tylko pełnym pogardy wzrokiem i udała, że jest zainteresowana tym, co się dzieje na środku parkietu. Jednak w środku była rozbita na tysiące małych kawałeczków. Nie wiedziała, która część ciała boli ją bardziej. Była jednym wielkim bólem, którego nie mogła w żaden sposób zneutralizować, bo do tego potrzebny był czas. Potrzebowała czasu by przyzwyczaić się do tego bólu, który w tym momencie ją paraliżował i nie pozwalał swobodnie oddychać.
- Weasley, nie zapominaj, że musisz oddychać – usłyszała głos Zabiniego.
- Zamknij się – warknęła, starając się opanować drżenie głosu.
            Nie mogła wybiec z Malfoy Manor, bo była otoczona przez innych ludzi. Jak na złość chcąc być gdzieś z tyłu wybrała najlepsze miejsce do obserwacji. Stał na parkiecie. Wysoki, dobrze zbudowany z idealną fryzurą. Król jej serca. Pan jej życia. Człowiek, bez którego nic nie miało najmniejszego sensu. Stał z lampką szampana i obserwował gromadzący się tłum. Z jego twarzy nic nie można było wyczytać. Był jak głaz. Zimny i nieprzystępny dla nikogo. Patrzył na wszystkich z wyższością. Zajął miejsce swojego ojca. Teraz to on był Panem w Malfoy Manor. Teraz to wszystko było jego. Do kompletu brakowało tylko idealnej kobiety, ale już za kilka chwil. Już za chwilę miał ją mieć. Miała powiedzieć mu ‘tak’ na oczach tych wszystkich ludzi. Mieli mieć tylu świadków swojej bliskości. Wśród nich wszystkich ona. Mandy Weasley, ze złamanym i krwawiącym sercem. Tak jak wtedy, gdy usłyszała, że on zostaje w Hogwarcie.        Przełknęła głośno ślinę. Wzięła głęboki oddech i spojrzała pewnie przez siebie. Nikt nie mógł zobaczyć jej słabości i tego, że cały świat, jaki budowała od dwóch lat runął jak domek z kart. Po chwili zrobiło się cicho jak makiem zasiał. Wszyscy w napięciu oczekiwali przemówienia Draco Malfoy’a, jedynego spadkobiercy rodzinnego majątku.
- Dziękuję wszystkim za przybycie – zaczął dość oficjalnie. – Dziękuję mojej matce za to, że zorganizowała ten wspaniały bankiet. Jest cudowny, jak za dawnych lat – powiedział i wzniósł do góry kieliszek z szampanem. Mandy, czuła łzy napływające do jej oczu. Nie mogła płakać. Wiedziała, że nie może sobie na to pozwolić. Nie tu i nie w tym momencie, musiała poczekać, aż znajdzie się w Norze i spokojnie wybuchnie płaczem, a ból dalej będzie taki sam. – Wiele się zmieniło, ja również się zmieniłem. Powinienem w tym momencie poprosić o rękę Astorię Greengrass, ale nie mogę tego zrobić. Dawny Draco byłby posłuszny woli rodziców, ale nowy ja, który we mnie się rodzi musi żyć w zgodzie z własnym sumieniem. Dlatego Blaise, czyń swoją powinność – powiedział Draco z lekkim śmiechem, a senior rodu Greengrass był w zbyt wielkim szoku by zareagować.           
            Zabini, podszedł do ubranej w olśniewającą biel Astorii i ujął ją za rękę, a następnie delikatnie poprowadził na środek. Stanęli kilka kroków od Dracona. Wpatrzeni w siebie jak w obrazek. Byli tak bardzo różni od siebie, a tak podobni. Z ich spojrzenia biła miłość. Mandy, kompletnie nie wiedziała, co się dzieje. Zresztą nie tylko ona. Wszyscy w wielkim napięciu oczekiwali tego, co się dalej stanie. Zabini przyklęknął na jedno kolano, ujął lewą dłoń Astorii i zadał jej pytanie, które każda kobieta chciałaby usłyszeć.
- Astorio Greengrass czy zostaniesz moją żoną?
            Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem i nie mogła wydusić słowa. Po raz pierwszy w życiu Astorii zabrakło słów. Ta zazwyczaj wygadana dziewczyna, która w Hogwarcie od zawsze szkoliła swój język na osobie Draco Malfoy’a nie wiedziała, co powiedzieć. Była zaskoczona. Nie spodziewała się tego. Kochała Zabiniego. Był przeciwieństwem Draco. Z jego wzroku nie bił chłód, a ciepło i uczucie, był cyniczny, ale w sposób przyjazny i dający się lubić. Był inny. Miał swój szyk i klasę, za którą go pokochała. Miał w sobie miłość. Może i ukrytą, może i nie pokazywał tego, ale dla niej zawsze był ideałem. Ona nie musiała toczyć z nim walki tak jak Mandy z Draco. Ona nie musiała walczyć o to by pokazał jej miłość. Ona ją dostała. Od kiedy skończyła piętnaście lat i została przez niego zauważona. Od tego czasu adorował ją, ale w taki sposób by nikt nie widział. Nie mogli, bo przecież ona została przyrzeczona już w dzieciństwie Draconowi. Z kolei, Mandy Weasley musiała walczyć o to by Draco otworzył przed nią serce i pokazał, że potrafi kochać. Ona nie umiałaby tak. Nie miała w sobie tyle siły.
Nie potrafię żyć
Jeżeli mam żyć bez Ciebie
Nie potrafię żyć
Nie potrafię już nic z siebie dać
Nie potrafię żyć [2]
- Tak – wydusiła przez łzy, a na jej palcu znalazł się śliczny złoty pierścionek z czerwonym oczkiem.
- Nie! – Krzyknął senior rodu Greengrassów, dokładnie w tym samym czasie, gdy jego córka zgadzała się zostać panią Zabini.
W salonie nagle zrobiło się zamieszanie. Mandy czuła, że co chwila jest trącona przez innych ludzi. Nie mogła znaleźć, Ginny. Chciała wrócić do Nory. Nie wierzyła w to, co się stało. Przecież to Draco miał zostać mężem Astorii. A jednak nie został. Nie rozumiała tej całej szopki. Zupełnie straciła rachubę w tym, co się stało. Rozglądała się za Ginny. Siostra zaginęła gdzieś w tłumie osób, które próbowały zobaczyć to, co dzieje się na środku salonu. Ją to nie interesowało. Nie chciała nawet patrzeć. Postanowiła poszukać Ginny w ogrodzie. Siostra Mandy uwielbiała orchidee, a Narcyza Malfoy słynęła z tego, że miała najpiękniejsze w swoim ogrodzie. Istniało duże ryzyko, że Ginny korzystając z zamieszania poszła po prostu zobaczyć na własne oczy to, co było chlubą pani Malfoy. Noc była dość chłodna, a ona nie miała ze sobą nawet marynarki. Nie chciała jednak wracać do środka, skąd było jeszcze słychać krzyki. W myślach krążyło jej tylko zdanie ‘Nie poprosił jej o rękę’. Nie mogła w to uwierzyć. Jednak to niczego nie zmieniało. Ona dalej była z Jamesem. Zresztą nawet nie miała pewności, że Draco chciałby z nią być.
Jako małe dziecko marzyła o tym by być już dorosłą czarownicą. Jednak, gdy już nią była, pragnęła tylko o tym, by ponownie być dzieckiem. Wtedy, chociaż mogła płakać bez powodu i znaleźć ukojenie w ciepłych ramionach matki. Wtedy jej cały świat był łatwiejszy. Nie musiała martwić się o nic. Otoczona miłością i licznym rodzeństwem czuła, że ma wszystko. Jednak od czasów beztroskiego dzieciństwa zmieniło się tak wiele. Wszyscy dorośli, skończyli szkoły, przeżyli wielką wojnę, stracili Freda. Wszystko się zmieniło. Nie byli tymi samymi ludźmi. Wojna zostawiła w nich swoje piętno i nawet piękne i wystawne bankiety nie są w stanie przywrócić życia sprzed kilku lat. Nikt już nie był sobą. Mandy to wiedziała. Ona sama się zmieniła i to bardzo. Zatraciła gdzieś poczucie własnej godności. Pozwoliła, żeby ktoś rządził jej życiem. Opierała się temu, ale z każdą chwilą jej opór słabł. Nie miała siły. Czuła, że jeszcze kilka tygodni i zgodzi się na warunki stawiane przez rodzinę Jamesa. Nie miała siły walczyć, skoro z góry była skazana na porażkę. Na piątym roku walczyła o Draco i nawet sądziła, że wygrywa, ale przegrała. Porażka była tak bolesna, że narodziła się nowa Mandy, która bała się tego, co przyniesie jej nowy dzień i w przypływie słabości zgodziła się zacząć nowy związek. To nie było fair w stosunku do nikogo. Ale szczególnie nie dla niej.
Spojrzała w gwiazdy. Było ich pełno na niebie. Uwielbiała obserwować niebo nocą. Wtedy najlepiej się jej myślało. Była tylko ona i gwiazdy, w których ludzie kryli swoje marzenia. Jej największym było bycie szczęśliwą u boku człowieka, którego kocha. Jednak nie mogła. Musiała iść przez życie sama.
- Tu jesteś – usłyszała za sobą dobrze znany męski głos.
- Szukałam Ginny – odpowiedziała i odwróciła się w jego stronę, a serce zaczęło bić szybciej.
- Jest w środku.
- Miałeś poprosić Astorię o rękę – zauważyła.
- Miałem, ale nie mogłem… Nie mogę pozwolić, żeby mój ojciec wyszedł z więzienia. – Mandy spojrzała na niego zdziwionym wzrokiem. – Gdybym poprosił Astorię o rękę to wtedy jej ojciec wpłaciłby kaucję i Lucjusz wyszedłby na wolność – dodał.
Słowem nie wspomniał o tym, że ją kocha. Patrzył na nią tylko swoimi szarymi oczami i milczał. Nie wiedziała, czemu, ale poczuła zawód. Sądziła, że coś dla niego znaczyła, że była ważna. Przecież łańcuszek był dalej zielony. Jednak nie. Szanował to, że wybrała innego mężczyznę. Szanował to, że nie czekała na niego. Odwróciła wzrok, by nie widział jej łez. Pogubili się w tym wszystkim. Mandy odniosła wrażenie, że stracili swój czas.
Jestem tu dla Ciebie, jeśli tylko ci jeszcze zależy
Dotknęłaś mojego serca, dotknęłaś mojej duszy.
Zmieniłaś moje życie i wszystkie moje cele.
A miłość jest ślepa i wiedziałem to, gdy
Moje serce było zaślepione przez Ciebie.
Całowałem twoje usta i dotykałem Twego policzka
Dzieliłem z Tobą sny, dzieliłem z Tobą łóżko
Znam Cię dobrze, znam Twój zapach.
Uzależniłem się od ciebie [3]
- Ojciec Astorii nie był zadowolony – powiedziała i zadrżała z zimna.
- Musieliśmy go wyprowadzić, bo gotów był zdemolować cały dom. Nawet, jeśli wydziedziczy Astorię, to Blaise nie da jej zginąć – rzekł Draco, uważnie lustrując kobietę.
- Szczęściara z niej – wydusiła Mandy.
- Zazdrościsz jej? – Spytał zdziwiony.
- Tak. Zazdroszczę jej tego, że może być z mężczyzną, którego kocha. Że nie dzielą ich poglądy, społeczeństwo. Zazdroszczę jej tego, że codziennie będzie się budziła obok tego, którego pokochała – wyszeptała Mandy.
- Sądziłem, że to my możemy tobie zazdrościć. – Powiedział poważnie i podszedł bliżej dziewczyny. – Ty wiesz, co to znaczy miłość, bliskość. Umiesz docenić przyjaźń i wiesz, co to znaczy rodzina. My tego nie znamy. Każdy z nas wychowywany był na ten zimny i arystokratyczny sposób. Moja matka wielokrotnie dawała mi dowody miłości, ale zawsze ją odtrącałem, bo nie chciałem być słaby. Rozumiesz to? Słaby. Mój ojciec, wmawiał mi, że jakiekolwiek uczucia są dla ludzi słabych. – Dotknął jej ramienia i zorientował się, że drży. – Załóż to – powiedział i nałożył na jej ramiona swoją marynarkę.
- Dziękuję – powiedziała i przyłożyła do nosa czarny materiał. Zatopiła się w perfumach ukochanego.
- Unikasz mnie – stwierdził krótko.
- Nie prawda – zaprzeczyła zbyt mocno i zbyt szybko by mógł w to uwierzyć.
- Unikasz. W Mungu z wyjątkiem tego jednego obchodu cię nie widziałem, a potem zawsze towarzyszył ci ten cały James lub ktoś z twojej rodziny. Chciałem tylko porozmawiać.
- Nie mamy, o czym Draco. To, co było to już przeszłość i dobrze o tym wiesz.
- Może znowu stać się naszą teraźniejszością i przyszłością. Nic nie stoi nam na przeszkodzie – powiedział mężczyzna.
            Stali blisko siebie, że ktokolwiek by im się przyglądał przysiągłby, że Draco szeptał Mandy coś na ucho. Nie dotykał jej, ale między nimi od razu dało się wyczuć bliskość, tęsknotę i miłość, której nie mogli sobie dać.
- Stoi – powiedziała stanowczo.
- Ja czy James? Jeśli ja, to zmieniam się. Nie jestem już tym samym mężczyzną, którego znałaś od początku Hogwartu.
- Ty nie umiesz się zmienić, Draco. Na dodatek jestem z Jamesem – powiedziała.
            Mandy nie mogła od tak po prostu zostawić Sandemo i powędrować w ramiona Malfoy’a. Jej sumienie i poczucie odpowiedzialności nie pozwalały na to. Wiedziała, że skoro coś zaczęła to musi to skończyć. Jednak panicznie bała się momentu, w którym Norweg uklęknie przed nią z pierścionkiem zaręczynowym. Nie umiała sobie wyobrazić tego. Nie potrafiła. W swoich marzeniach widziała siebie, z Draconem. Kochała go. Kochała jak nigdy nikogo. Ta miłość ją niszczyła. Niszczyła wszystko, co napotkała na swojej drodze. Niszczyła jej relację z Jamesem, z jego rodziną i co najgorsze z jej. Nikt jej nie rozumiał. Wszyscy z ulgą przyjęli wiadomość, że Mandy znalazła sobie kogoś innego, kogoś, kto nie ma tak marnej reputacji jak Malfoy. Nikt nie zaważał na jej cierpienie. Nikt z wyjątkiem Molly Weasley, która była gotowa zaakceptować blondyna, byle tylko jej najstarsza i upragniona córka uśmiechnęła się tak jak to robiła kilka lat temu z tym błyskiem w oku i radością w każdym ruchu. Obecna Mandy nie była sobą. Była kimś, kto próbował ze wszystkich sił zadowolić wszystkich z wyjątkiem siebie. Molly nie wiedziała jak ma porozmawiać o tym z córką, a zawsze, gdy tylko zaczynała ten temat młoda Weasley szybko ucinała rozmowę mówiąc, że to bez sensu. Nie chciała żeby ktokolwiek się nad nią użalał, a przyjaciele byli na tyle ślepi, że wierzyli w ten uśmiech, który przykleiła sobie na twarzy. Tylko matka, osoba, która nosiła ją dziewięć miesięcy pod sercem była w stanie rozpoznać, że ona udaje. Nie umiała jej pomóc i to ją bolało.
Matka byłaby zdolna wymyślić szczęście, aby je dać swoim dzieciom. [4]
- Mogę ci udowodnić, że się zmieniłem – powiedział.
- Jak? – Zapytała ze śmiechem, który go zabolał.
            Nigdy tak się do niego nie odezwała. Nigdy nie słyszał z jej ust tak szyderczego śmiechu jak ten. Nigdy. Zawsze go szanowała i nawet wtedy, gdy się nienawidzili w Hogwarcie. Teraz zaszydziła z niego. Nie wierzyła w niego. Czy miała prawo? Nie wiedział. Zranił ją kilka lat temu, ale chciał ją chronić. To był jego priorytet.
- Spędź ze mną cały jeden dzień. Udowodnię ci, że się zmieniłem. Odpowiem na każde twoje pytanie.
- James…
- Nie myśl o nim. Pomyśl o sobie. Wiem jak on cię traktuje.
- Draco… - nie skończyła, bo mężczyzna zamknął jej usta pocałunkiem.
            Nie mógł się powstrzymać. Stała tak blisko niego, jego perfumy drażniły jego nozdrza. Bliskość jej skóry doprowadzała go do szału. Oddała pocałunek. Nie sprzeciwiała się. Stęskniona jego ust pozwoliłaby ich języki rozpoczęły namiętny taniec. Trzymał swoje dłonie na jej talii, tak by nie mogła mu uciec. Zapomnieli o wszystkim i wszystkich. Nie pamiętali gdzie są. Mandy trzymała się ramion mężczyzny i pragnęła, aby ta chwila trwała wiecznie. Chciała, żeby ktoś zatrzymał czas na zawsze. Chciała, żeby nikt ich już nie rozdzielał. Może nie wierzyła w jego słowa, że się zmienił, ale kochała go takim, jakim był. Nie potrzebowała jego zmian. Potrzebowała tylko jego. Jego bezpiecznych ramion, szarych oczu i tego cynicznego uśmiechu, którym obdarowywał wszystkich. Pierwszy raz od kilku miesięcy znowu poczuła się szczęśliwa. Taka jak powinna być zawsze. Tylko z nim. Mimo, że byli tak bardzo różni, to jednak umieli dać drugiej osobie to, czego potrzebowała. Dawali siebie.
Objął ją w pasie i pocałował z czułością, w którą włożył całą miłość, jaka rosła między nimi przez wszystkie lata. [5]
Draco uwielbiał w niej wszystko. Każdy pieg na jej twarzy, lekko zadarty nos oraz brzoskwiniowe usta. Rude włosy były najpiękniejsze na świecie, a zielone oczy dawały nadzieje na lepsze jutro. Tęsknił za nią. Zraniła go, gdy związała się z Jamsem, ale miała prawo sądzić, że nic dla niego nie znaczy. Nie napisał przez dwa lata nawet najmniejszego listu. Nie dostała od niego nawet najmniejszego słowa wyjaśnienia. Jednak nawet to, że była z innym nie zmieniło jego miłości. Zawsze jego serce miało należeć do niej. Kochał ją, ale nie umiał jej tego powiedzieć. Mógł dać jej wszystko, czego zapragnie, ale nie mógł wypowiedzieć tego jednego zdania, na które ona czekała. Nie umiał spojrzeć w te zielone oczy i wyznać miłości.
I kiedy ruszysz na przód, pamiętaj o mnie
Pamiętaj nas i o tym, czym byliśmy.
Widziałem jak płaczesz, widziałem jak się śmiejesz.
Obserwowałem Cię gdy spałaś
Mógłbym być ojcem Twojego dziecka.
Mógłbym spędzić z Tobą całe życie.
Znam Twoje lęki, a Ty znasz moje.
Mieliśmy wątpliwości, ale teraz jest dobrze
I kocham Cię, przysięgam, że to prawda.
Nie potrafię bez Ciebie żyć. [3]
Bądź przeklęty Lucjuszu’ przebiegło Narcyzie Malfoy przez głowę, gdy obserwowała scenę w ogrodzie.
________________________
[1] Mikołaj Gogol
[2] Mariah Carey – „Without You”
[3] James Blunt – “Goodbye My Lover”
[4] Madeleine Delbrer
[5] Karen Kingsbury
_________________________________________________________________
Witam.
Nawaliłam, ale miałam poważny kryzys jeśli chodzi o pisanie. Nadal go mam, ale w ciągu ostatnich trzech tygodni coś mnie tknęło i otwierałam Worda z plikiem na to opowiadanie. Pisałam mozolnie i bardzo powoli, czasem zdanie dziennie, ale w końcu ukształtowało się coś co chciałam. 
Nowy szablon... Jak Wam się podoba? 
Obiecuje, że skończę to opowiadanie. Mam już zamysł ostatniego rozdziału. Już go widzę. Muszę tylko przebrnąć jeszcze przez cztery rozdziały, w których wyjaśnię sprawę napadu na Draco, bo wbrew pozorom to jest dość istotne. 
Zaległości nadrabiam u Was. Został mi chyba tylko jeden blog. 
Pozdrawiam z ciepłych Włoch, Lady Spark

7 komentarzy:

  1. Uwielbiam ten rozdział, wiesz? Uwielbiam! Zapytasz się za co? Już mówię - za samą końcówkę i tak, tak pocałunek! Pocałunek prawdziwej miłości, bo wiesz, że ja mam nadzieję, że Mandy i Draco będą razem, prawda? Oni są sobie pisani! Są dla siebie stworzeni i nic nie może tego zmienić, więc mam nadzieję, że Mandy oleje Jamesa i będzie szczęśliwa. No i oczywiście zgodzi się na ten dzień z Draco! Musi się na niego zgodzić :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, tak. Zdecydowanie końcówka najlepsza i przyznam się, że czekałam na ten moment. Mam nadzieje, że Draco w końcu zrozumie, jak ważna była dla niego Mandy i tym razem ją nie rzuci. No i niech Mandy rzuca Jamesa, niech się nie dusi w tym związku, skoro kocha Dracona. A jak James będzie miał jakie "ale", to Draco z pewnością wybije mu te słowo "ale" i będzie po kłopocie ^^
    I fajne zaskoczenie wśród wszystkich, gdy nie Draco a Blaise oświadczył się Astorię. Myślę, że to dobrze zostało wykombinowane, a Astoria (moja kochana Astoria) zasługuje na miłość :)

    I tak... Rozdział trochę raził błędami... Od braku przecinków w odpowiednich miejscach (jeśli chodzi o interpunkcję, jestem na nią uczulona), do wszelkich powtórzeń i nadużywania zaimków dzierżawczych. Może czas pomyśleć o jakiejś Becie? http://betowanie.blogspot.com/

    A nowy szablon śliczny :) Choć brakuje tam uroczego Dracona ;)

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam serdecznie na Rozdział 001 „Na zakręcie” na adres bloga : amara-ultionis.blogspot.com! Życzę przyjemnej lektury.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dotarłam do tego posta i jestem zachwycona.
    Bardzo lubię Mandy za jej świetne podejście do życia. Bliźniaczka Ronalda, współczuję (nie lubię go xD). Moim skromnym zdaniem Mandy powinna w końcu zapomnieć o Jamesie, najlepiej z nim skończyć, przecież to nie do pomyślenia, że on traktuje ją jak własność, jak rzecz, którą wkażdej chwili może odłożyć na półkę!
    Draco wydaje się byćinny niż w Hogwarcie i mam szczerą nadzieję, że tak jest i że się zmienił. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)
    [obrot-spraw]

    OdpowiedzUsuń
  5. Uch, jestem. Ja to dopiero nawaliłam, mam prawie trzy miesiące spóźnienia ;) Ale już jestem i nadrobiłam wszystkie zaległości.

    James nawet kiedy się nie pojawia, jest coraz bardziej irytujący. Opisujesz go tak potwornie, że coraz bardziej się zastanawiam, dlaczego właściwie Mandy wciąż z nim jest. Bo nie mogę uwierzyć, że go kocha ani tym bardziej, że robi to, żeby nie zawieść rodziny. Przecież tak jakby ma już w tym zawodzeniu rodziny wprawę - najpierw związała się z Draconem, a potem przeniosła do Durmstrangu na własne życzenie. Cała ta rodzina Jamesa jest tak despotyczna i sztywna, że kompletnie nie mogę pojąć, jakim cudem Weasleyowie mogą ich w ogóle tolerować, nie mówiąc nic o lubieniu - zawsze ciepła i serdeczna pani Weasley, nieco ciapowaty, ale dobroduszny pan Weasley, Ginny, która nie da sobie w kaszę dmuchać. To nie do pojęcia.

    O, proszę, Draco w końcu pojawił się w bardziej aktywny sposób ;p Już się denerwowałam, że ciągle będzie tylko leżał i prawie-umierał. Ale jest i nawet ma genialny plan. Który wyszedł mu całkiem zgrabnie, to muszę przyznać. Choć osobiście jestem zdziwiona wprowadzonym przez Ciebie parringiem - pierwszy raz spotykam się z połączeniem Blaise'a Zabiniego i Astorii Greengrass. Ale przynajmniej Draco wciąż jest wolny ;p

    Zdaje mi się, że miałam jeszcze kilka "mądrych uwag" na temat kilku ostatnich rozdziałów, ale niestety wyleciały mi z pamięci. Zwłaszcza, że niektóre czytałam wczoraj lub nawet przedwczoraj (niestety, brak czasu na nadrabianie ciągiem :/). Następnym razem lepiej się postaram, obiecuję.

    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam na nowy Rozdział 003 „Odnaleźć siebie” na adres http://amara-ultionis.blogspot.com życze przyjemnej lektury!

    OdpowiedzUsuń
  7. Serdecznie zapraszam na Rozdział 004 „Kłopoty to moja specjalność, Malfoy” na bloga : http://amara-ultionis.blogspot.com!
    Życzę przyjemnej lektury!

    OdpowiedzUsuń