poniedziałek, 29 grudnia 2014

VIII. Szczerością zwojujesz jej serce

„Ostatni już raz sprawiłem, że jej oczy płaczą.” [1]
22 lipca 1998 r.
            Zgodziła się spotkać z Draco, bo czuła, że jest mu to winna. Powinna dać mu szansę wyjaśnić, co czuł podczas tych dwóch lat. Jak wiele cierpienia włożył w próbę zabicia Albusa Dumbledore’a. Wiedziała, że dla Draco to wszystko było czymś strasznym. Może i nie miał miłości rodziców, ale Mandy uruchomiła w nim pewien proces, który sprawił, że nie stał się zły. Plan starego Trzmiela wypalił i to było najważniejsze. Rudowłosa teleportowała się przed bramę Malfoy Manor. Trio z Hogwartu opowiadało jej, co tu miało miejsce. Czuła te emocje. Ten ból, który wydzierał się z każdego miejsca tego domu. Podczas bankietu było w nim więcej ludzi, którzy swoim nastawieniem zagłuszali to wszystko. Stała jednak przed samotnym dworem, który zamieszkały był przez człowieka, którego kochała. Rozdarta między tym, czego chce serce, a to, co doradza rozum przeszła przez czarną bramę. Szybciej niż chciała znalazła się przed ciężkimi drzwiami. Dwa razy podnosiła rękę by zastukać mosiężną kołatką i za każdym razem cofała dłoń. Bała się. Nie wiedziała czy jest gotowa zmierzyć z prawdą. Nie chciałaby to, co usłyszy zmieniło jej zdanie o Draco. W końcu jednak zebrała się w sobie i uniosła kołatkę by zastukać dwa razy.
            - Mandy Weasley, ja byłam umówiona z Draco Malfoy’em – powiedziała do kamerdynera, który otworzył jej drzwi.
            - Panicz zapowiedział pani przyjście. Proszę wejść – mężczyzna otworzył szerzej drzwi, a Weasley przekroczyła próg Malfoy Manor. W holu zastała Narcyzę, która najwidoczniej gdzieś wychodziła.
            - Dzień dobry pani Malfoy – przywitała się Mandy i czekała na odpowiedź, ale została jedynie zaszczycona chłodnym spojrzeniem, a następnie wyminięta przez panią domu. Dziewczyna głośno przełknęła ślinę i ostatkami sił powstrzymała się przed ucieczką do Nory. Przez myśl jej przeszło, że może Narcyza w końcu dowiedziała się, kto zabił jej siostrę. Przed oczami stanęła jej szalona twarz Belli. W jej oczach dalej były iskry szaleńca i brak opamiętania. Ślepa wiara w czystość rasy.
            - Panicz zaraz do pani zejdzie. Prosiłby poczekała na niego pani w salonie. Musi załatwić jeszcze jedną sprawę – kamerdyner wyrwał ją z zamyśleń. Pokiwała głową na znak zgody i ruszyła w stronę salonu, a towarzyszył jej tylko stukot obcasów, które miała na stopach.
            Salon Malfoy’ów był pełny pamiątek rodzinnych. Każda należała do kogoś innego. Dziewczyna stanęła jednak przed dużym, żeby nawet nie powiedzieć ogromnym portretem Abraxasa Malfoy’a. Dostojny mężczyzna, który dożył sędziwego wieku to jednak nie miał tak jak Dumbledore długiej siwej brody. Misternie zapuszczona krótka, kozia bródka oczywiście w kolorze białych włosów i te stalowe oczy Malfoy’ów spoglądał na nią swoim poważnym wzrokiem. Co ją zaskoczyło to nie był jeden z tych magicznych portretów. To był ten z cyklu, gdzie osoba na płótnie nie miała prawa się ruszyć. Zastanawiała się czy potępiałby zachowanie swojego syna i wnuka. Czy podobnie jak oni był poplecznikiem Czarnego Pana? Czy może podobnie jak bardzo specyficzna matka Syriusza krzyczałby na cały głos gdyby tylko oczywiście mógł, że jest zdrajczynią krwi? Abraxas patrzył na nią, a na jego twarzy próżno było szukać uśmiechu. Jakby kompletnie o nim zapomniał podczas pozowania. Oczywiście ubrany w butelkowo zieloną szatę wyjściową wyglądał dokładnie tak jak wyobrażała sobie przodków Ślizgona.
            - To mój dziadek – usłyszała głos Draco, a serce wywinęło koziołka w powietrzu. Odwróciła się w jego stronę. Zapinał właśnie guzik mugolskiego garnituru. – Przepraszam, że musiałaś tak długo czekać – skierował swoje kroki w jej stronę.
            - Ja… ja się tylko rozglądałam – wytłumaczyła się nieporadnie i podała mu dłoń. – Draco Malfoy w mugolskim ubraniu? Co na to twój ojciec? – Spytała, nie kryjąc swojego zdziwienia.
            - Lubię często spacerować po Londynie w trakcie przerw w pracy, więc rzucałbym się w oczy w szacie czarodzieja – wyjaśnił.
            - Rozumiem. Jednak to dość niecodzienny widok – powiedziała.
            - Napijesz się czegoś? – Spytał.
            - Wody z cytryną, jeśli to nie problem – odpowiedziała i usiadła na kanapie.
            - Żaden. – Malfoy pstryknął palcami, a u jego boku zmaterializował się kamerdyner. – Dwie wody z cytryną. – Usiadł na drugim końcu kanapy i spojrzał na Mandy. Kilka niesfornych kosmyków wysunęło się z luźnego koka i skręcały się delikatnie na końcach, co dodawało jej wiele dziewczęcego uroku. Zielone oczy spoglądały na niego nieśmiało i w jej podstawie dało się wyczuć, że jest gotowa rzucić się do ucieczki gdyby tylko zechciał zrobić jeden fałszywy krok. Nie zamierzał. Chciał ją tylko przekonać, że zmienił się.
Ukryty w kłamstwach, wobec prawd samych.
Pisząc coś na kartkach starych.
W imię tych ran nowych, które zadaję.
Błagam, napraw mnie! [1]
            Przed jej przybyciem odbył poważną i szczerą rozmowę z matką. Powiedziała mu, że jeśli chce w jej oczach, chociaż trochę zyskać i być usprawiedliwionym za to wszystko, co robił powinien być z nią szczery. Ona zaakceptuje każdy jego wybór, jednak musi być pewny tego, co robi. Narcyza widziała, że jej syn zmienił się. To wszystko, co się działo wywarło na nim wielkie wrażenie. Zostawiło głęboki ślad w psychice tak młodego człowieka. Mimo tego wszystkiego dalej pozostawał Malfoy’em, który był arogancki i pewny siebie, ale przy tej dziewczynie potrafił pokazać zupełnie inne oblicze. Ona byłaby wstanie zakopać swoje uprzedzenia rasowe pod stołem byle tylko jej jedyne dziecko było szczęśliwe. Oczywiste było to, że nie Weasley widziała, jako swoją synową. Jej rodzina nie widziała niczego złego, w mugolach i na domiar złego wyczekiwała tylko wieści, że Ron postanowił poprosić niejaką Granger o rękę. Nie popierała tego, ale postanowiła zmienić swoje życie i podejście do niego. Pierwszym krokiem było zaakceptowanie wybranki serca swojego jedynego syna. Gdy wychodziła z jego gabinetu powiedziała „Tylko szczerością zdobędziesz jej serce ponownie”.
Szczerość wymaga odwagi, może, dlatego nie cieszy się popularnością. [2]
            - Jakim cudem tak szybko dostałaś posadę w Mungu? – Spytał, gdy tylko kamerdyner wyszedł z salonu zostawiając na ławie dwie wody.
            - W Dumstrangu wyniki dostaje się w dniu wyjazdu ze szkoły, dlatego mogłam zacząć pracę od razu. A ty…
            - Ja dalej czekam na swoje wyniki. – Dokończył za nią. – Ale chyba nie będziemy rozmawiać o różnicach w szkoleniu Dumstrangu i Hogwartu.
            - Nie. Draco chcę ci tylko powiedzieć, że jeśli masz coś przede mną ukryć i nie postawić na szczerość to darujmy to sobie.
            - Będę z tobą całkowicie szczery. Chcę żebyś zrozumiała jak wiele kosztowało mnie zrezygnowanie z Dumstrangu. Nawet gdybym zdecydował się pojechać to… to Czarny Pan nie pozwoliłby na to albo zostałbym zmuszony do zmiany decyzji lub zabiłby mnie… - rozpoczął swoją mroczną spowiedź, od której tak wiele zależało. Gdy Lucjusz Malfoy poniósł porażkę w Ministerstwie Magii i nie przyniósł Czarnemu Panu upragnionej przez niego przepowiedni i na dodatek trafił do Azkabanu, cała odpowiedzialność za ród, Malfoy’ów spadł na barki Draco. Dzięki temu, że ojciec od najmłodszych lat nauczał go oklumencji był w stanie podczas penetracji swojego umysłu zatuszować bliskie relacje z Mandy. Tym samym zapewniał jej bezpieczeństwo i nawet Severus nie wydał go Czarnemu Panu. Gdy już został przyłączony do grona Śmierciożerców usłyszał swoje pierwsze zdanie, które pozwalało oczyścić honor Malfoy’ów. Musiał zabić dyrektora Hogwartu. Jego matka nie była w stanie sobie tego wyobrazić, nad jej synem wisiał wyrok śmierci, a była nawet pewna, że został już skazany. Jak szesnastolatek mógł pokonać największego czarodzieja na świecie? On sam tego nie wiedział, ale nie zamierzał się poddać. Jedna myśl pozwalała mu to przetrwać. Mandy i świadomość, że jest bezpieczna, że nie jest objęta wojną i wyjdzie z tego wszystkiego cało pozwalała mu przetrwać. I chociaż miał tak wiele nieudanych prób, bo przecież ani naszyjnik z klątwą ani też zatruty pitny miód nie trafił do rąk Albusa to wciąż wierzył, że uda mi się wykonać powierzone przez Pana zadanie. I jeszcze na dodatek nie wiedział jak naprawić szafę, przez którą mogliby do Hogwartu przedostać się Śmierciożercy. Ile szlabanów oberwał u McGonagall za nieodrobienie pracy domowej i brak postępów w transmutacji. To wszystko było ponad jego siły. Czuł, że słabnie, bo w nocy dręczyły go koszmary. Najgorszy był fakt, że nie mógł o tym nikomu powiedzieć. Był z tym kompletnie sam. Walczył nie tylko z upływającym szybko czasem, ale przede wszystkim ze sobą samym. Nie był do końca pewny czy chce zabić jedynego czarodzieja, którego boi się sam Czarny Pan. W chwilach obawy widział pewne zielone oczy, które samym swoim spojrzeniem próbowały mu coś przekazać. Odrzucał je od siebie za każdym razem i gdy przyszedł ten ostateczny dzień okazało się, że nie jest w stanie. Nie umiał wypowiedzieć zaklęcia, które doskonale znał. Nie potrafił. Za każdym razem, gdy próbował otworzyć usta i zdać Dumbledorowi morderczy cios to struny głosowe odmawiały mu posłuszeństwa. W pewnym momencie wszystko potoczyło się jak w przyśpieszonym tempie. Na wieżę weszli Śmierciożercy, a Severus uśmiercił dyrektora. Mógł dziękować tylko, że Czarnego Pana kompletnie nie interesowało, kto zabił jednego z jego przeciwników.
            - Nie był wściekły? – Spytała Mandy.
            - Był zły i ukarał mnie za moje nieposłuszeństwo. Rzucał we mnie ‘Crucio’ kilkanaście razy. Sądziłem, że już nigdy nie skończy. Ostatecznie wybrał Malfoy Manor na swoją siedzibę. – Kontynuował swoją opowieść, a Weasley kilka razy ostatkami sił powstrzymała się by nie ująć jego dłoni, która zaciśnięta była w pięść. Draco wrócił do Hogwartu, który nie był szkołą, jaką pamiętała Mandy czy on z pierwszych kilku lat. Było okropnie. Severus, jako dyrektor zatrudnił dwójkę Śmierciożerców, a nauka, mugoloznastwa była obowiązkowo i podczas takich zajęć uczono wszystkich jak traktować szlamy. Nawet Irytek zniknął z zamkowych murów. Wszyscy zamknięci w sobie tylko patrzyli spod oczu czy nikt ich nie obserwuje. Z korytarzy zniknęły beztroskie śmiechy uczniów. Po zajęciach próżno było szukać kogokolwiek na korytarzach. Ślizgoni byli oczywiście wyjątkami. W końcu w większości przypadków rodzice byli poplecznikami Czarnego Pana. Oni mieli władzę w szkole, więc nikt nie chciał im podpaść, bo to wiązało się ze szlabanem u rodzeństwa Carrow. On sam przyznał się do tego, że często w szkole nadużywał swojej pozycji. Gdy napadały go wyrzuty sumienia natychmiast zajmował się czymś innym. Czasami miał wrażenie, że zapadał się w ciemność, że pochłaniała go jakaś otchłań i resztkami sił udawało mu się z niej wychodzić. Nie zbyt chętnie wracał do domu na święta. Wiązało się z ciągłym zamknięciem mózgu dla wszystkich, którzy go otaczali. Musiał rozważniej dobierać myśli we własnej głowie! To go doprowadzało do szaleństwa! Nie mógł myśleć tego, co chciał nawet we własnej głowie. W pewnym momencie wszystko potoczyło się tak szybko, że nie spamiętał wszystkiego. Z letargu wyrwał go jej krzyk w zamku.
Czy dasz radę kochać, mimo, że ja
Nie umiem już sam, bez Ciebie wstać?!
Czy dasz radę kochać, mimo Twych ran?! [1]
            - Dumbledore przewidział – powiedziała Mandy bardziej do siebie niż do swojego towarzysza.
            - Tak. Kto by pomyślał, że Stary Trzmiel zawsze był krok przez Czarnym Panem? – Zaśmiał się z ironią Draco, co od razu przywiodło Mandy na myśl Malfoy’a, którego znała z Hogwartu. – Dlatego wybrał ciebie do konkursu z eliksirów. Owszem byłaś najlepsza, ale przede wszystkim byłaś kompletnym przeciwieństwem mnie.
            Przyjrzała mu się uważnie. Z oczu wyczytała szczerość. Mógł swoje myśli ukryć przed każdym, ale nie przed nią. Czytała z niego jak z otwartej księgi. Nawet po latach umiała spojrzeć w jego stalowe oczy. Nigdy się go nie bała i nigdy również nie schodziła mu z drogi. Zawsze z dumnie podniesioną głową. Tego dnia również. Musiała tego wszystkiego wysłuchać, by przekonać się, że nie mogą być razem. On nigdy nie traktowałby jej jak partnerki. Bardzo mocno chciałaby nie zmieniał się i był tym Ślizgonem, w którym się zakochała, ale jednocześnie pragnęłaby traktował ją jak kogoś równego sobie, by nie obawiał się zawierzyć ze swoich koszmarów.
            - Tak – zgodziła się i wstała z kanapy. Spojrzała na portret dziadka Malfoy’a i była pewna, że świat, do jakiego zaprasza ją Draco nie jest i nigdy nie będzie jej. – Wiesz, że w Dumstrangu nie było dnia bym o tobie nie myślała? Naiwnie wypatrywałam zawsze sowy, który mogłaby przynieść, chociaż słowo do ciebie. – W jej głosie dało wyczuć się rozczarowanie i gorycz. – Wakacje przed wyjazdem do Dumstrangu były najgorsze w całym moim życiu. Rodzina dowiedziała się o tym, że się spotykaliśmy.
            - Mogę się domyślić, że nie byli zachwyceni – powiedział swoim Malfoy’owskim tonem. Dokładnie tym samym, którym zawsze raczył ją w szkole.
            - Nie da się tego ukryć. Ron był wściekły. Jeszcze nigdy go nie widziałam w takim stanie. Nigdy. Potem jakoś się to wyprostowało. Schodziłam wszystkim z drogi, co było najbezpieczniejszym sposobem uniknięcia awantur w domu. Wystarczyło, że Percy nie chciał nas znać. A potem musiałam zaadoptować się w Dumstrangu.
            - Szybko znalazł się ktoś, kto ci pomógł – ironia wylewała się z każdego jego słowa, a stalowe oczy zapłonęły niebezpiecznym blaskiem.
            - To nie tak – powiedziała. – Nie chciałam żeby tak wyszło. Zapomniałeś o mnie. Nie próbowałeś nawet w najmniejszy sposób przekonać mnie, że coś dla ciebie znaczę.
            - Czy słyszałaś, co mówiłem chwile temu, Weasley?! Chroniłem cię!
            - Nie krzycz – poprosiła go, ale i w jej zielonych oczach zapłonęły dwie niebezpiecznie iskry. – Nie chciałam żeby tak wyszło. Czułam się osamotniona. Pozbawiona resztek nadziei. W listach z Hogwartu udawałam, że nie ma wtrąceń o tobie. W końcu nawet zaczęłam wierzyć, że nie istniejesz, że byłeś tylko snem. – Zauważyła, że mocniej zacisnął zęby, czym jeszcze bardziej uwydatnił ostre rysy Malfoy’ów. – Aż porwali mnie bliźniacy. Jak widzisz nie miałam tak fascynującego życia jak ty – zakończyła.
            - Jest lepszy ode mnie? – Spytał i wstał, a następnie podszedł do barku.
            - Jest inny niż ty, ale macie wiele cech wspólnych.
            - Kochasz go? – Do szklanki nalał Ognistej Whisky i upił spory łyk.
            - Wiem, że nigdy nie pokocham nikogo tak jak ciebie… Ale to, co mi opowiedziałeś upewniło mnie w tym, że nie możemy być razem. Rozumiesz? Człowiek, do którego poczułam coś niezwykłego nigdy nie będzie umiał mnie traktować na równi. Już na zawsze zostaną w tobie twoje uprzedzenia, co do czystości krwi. Poznałam cię, jako Ślizgona, który miał się za lepszego i ważniejszego. Nawet nie chciałabym, żebyś się zmieniał, ale jednocześnie chciałabym być dla ciebie kimś więcej niż tylko żoną, którą postawisz obok siebie podczas przyjęć.
Wiedziała, że długo, może nigdy, nie uda się jej go zapomnieć. Wiedziała, że to nie koniec cierpień. Ale nie żałowała ani chwili z tego, co przeżyła. [4]
- Czyli…
            - Nic z tego nie będzie Draconie – powiedziała dobitnie.
            - Uciekasz Weasley. Jak nędzny tchórz nie chcesz spojrzeć prawdzie w oczy. Sama nie wiesz, czego chcesz.
            - Nie masz prawa tak mówić!
            - Mam, bo przyszłaś tu tylko z litości! Nie chce tej litości. Mnie nie pozwolisz się postawić, obok jako piękna żona, ale jemu tak?
            - Nikomu się nie pozwolę postawić, jako piękna żona obok! Nie rozumiesz, że robię to dla nas?! Niszczylibyśmy się wzajemnie! – W zielonych oczach kobiety pojawiły się łzy. – Toczylibyśmy wzajemne walki. Każdego dnia, każdej minuty, aż pewnego dnia stalibyśmy się sobie zupełnie obcy. – Podeszła do niego. – Nie chcę tego. Chcę cię zapamiętać takim, jakim byłeś w Hogwarcie. – Ostatnie zdanie wypowiedziała szeptem i wybiegła z salonu. W holu zderzyła się z Zabinim.
            - Weasley!? Gdzie biegniesz?
            - Zjeżdżaj Zabini – odepchnęła go od siebie i wybiegła z Malfoy Manor jak strzała.
Ostatni już raz sprawiłem, że jej oczy płaczą.
Pośród mych natchnień, Twoje łzy, słone.
Błagam, napraw mnie! [1]
_______________________
[1] LemON – „Napraw”
[2] Katarzyna Rygiel
[3] Małgorzata Gutowska-Adamczyk
_________________________
Wyszło jak wyszło. Mam tu na myśli zarówno rozdział jak i obietnicę, że będę regularnie. 
Nie będę już zapewniać, ale postaram się by do końca stycznia wszystko tu zostało wyjaśnione. 

3 komentarze:

  1. Życie jest niesprawiedliwie. Przecież Mandy i Draco naprawdę się kochają! Cały czas o sobie myślą i nawet to, że on potraktował ją tak jak potraktował to przecież robił to z troski o nią! Bo się o nią bał! Chciał ją chronić, może gdyby oboje się postarali i dali szansę tej miłości to to wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej! Może naprawdę mogliby być szczęśliwi? Ja będę im kibicować!

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę mnie zaskoczyła ta końcówka. Myślałam, że jak Draco powie Mendy, dlaczego zadecydował z nią nie jechać, to dziewczyna mu wybaczy. Skoro Draco kocha Mandy, to chyba nie jest już uprzedzony do mugoli... mimo iż dziewczyna jest z czarodziejskiej rodziny.
    Kamerdyner u Malfoyów? A nie przypadkiem skrzaty domowe? :)

    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaaaaaaaa jestem okropną zołzą ;( Przepraszam za opóznienie... Wytłumaczę się trochę, bo to skandal... teraz mam na głowie egzaminy, nauka, nauka, nadrabianie zaległości u was, u mnie, pisanie, obowiązki domowe -,- eeeh....

    Rozdział cudowny, piszesz tak magicznie, że chcę ciągle i ciągle czytać !
    Aaaa kurde, miałam jednak nadzieję, że skończy się dobrze, no ale nic nie jest słodkie w życiu. :( Ale oni się kochają !
    życzę weny <3333

    ja zaczęłam od nowa, zapraszam jeśli chcesz to zapraszam [ plonace-serca ]:*

    OdpowiedzUsuń