„Ostatni już raz sprawiłem, że jej oczy
płaczą.” [1]
22
lipca 1998 r.
Zgodziła się spotkać z Draco, bo czuła, że
jest mu to winna. Powinna dać mu szansę wyjaśnić, co czuł podczas tych dwóch
lat. Jak wiele cierpienia włożył w próbę zabicia Albusa Dumbledore’a. Wiedziała,
że dla Draco to wszystko było czymś strasznym. Może i nie miał miłości
rodziców, ale Mandy uruchomiła w nim pewien proces, który sprawił, że nie stał
się zły. Plan starego Trzmiela wypalił i to było najważniejsze. Rudowłosa
teleportowała się przed bramę Malfoy Manor. Trio z Hogwartu opowiadało jej, co
tu miało miejsce. Czuła te emocje. Ten ból, który wydzierał się z każdego
miejsca tego domu. Podczas bankietu było w nim więcej ludzi, którzy swoim
nastawieniem zagłuszali to wszystko. Stała jednak przed samotnym dworem, który
zamieszkały był przez człowieka, którego kochała. Rozdarta między tym, czego
chce serce, a to, co doradza rozum przeszła przez czarną bramę. Szybciej niż
chciała znalazła się przed ciężkimi drzwiami. Dwa razy podnosiła rękę by
zastukać mosiężną kołatką i za każdym razem cofała dłoń. Bała się. Nie
wiedziała czy jest gotowa zmierzyć z prawdą. Nie chciałaby to, co usłyszy
zmieniło jej zdanie o Draco. W końcu jednak zebrała się w sobie i uniosła
kołatkę by zastukać dwa razy.
-
Mandy Weasley, ja byłam umówiona z Draco Malfoy’em – powiedziała do
kamerdynera, który otworzył jej drzwi.
-
Panicz zapowiedział pani przyjście. Proszę wejść – mężczyzna otworzył szerzej
drzwi, a Weasley przekroczyła próg Malfoy Manor. W holu zastała Narcyzę, która
najwidoczniej gdzieś wychodziła.
-
Dzień dobry pani Malfoy – przywitała się Mandy i czekała na odpowiedź, ale
została jedynie zaszczycona chłodnym spojrzeniem, a następnie wyminięta przez
panią domu. Dziewczyna głośno przełknęła ślinę i ostatkami sił powstrzymała się
przed ucieczką do Nory. Przez myśl jej przeszło, że może Narcyza w końcu
dowiedziała się, kto zabił jej siostrę. Przed oczami stanęła jej szalona twarz
Belli. W jej oczach dalej były iskry szaleńca i brak opamiętania. Ślepa wiara w
czystość rasy.
-
Panicz zaraz do pani zejdzie. Prosiłby poczekała na niego pani w salonie. Musi
załatwić jeszcze jedną sprawę – kamerdyner wyrwał ją z zamyśleń. Pokiwała głową
na znak zgody i ruszyła w stronę salonu, a towarzyszył jej tylko stukot
obcasów, które miała na stopach.
Salon
Malfoy’ów był pełny pamiątek rodzinnych. Każda należała do kogoś innego.
Dziewczyna stanęła jednak przed dużym, żeby nawet nie powiedzieć ogromnym
portretem Abraxasa Malfoy’a. Dostojny mężczyzna, który dożył sędziwego wieku to
jednak nie miał tak jak Dumbledore długiej siwej brody. Misternie zapuszczona
krótka, kozia bródka oczywiście w kolorze białych włosów i te stalowe oczy
Malfoy’ów spoglądał na nią swoim poważnym wzrokiem. Co ją zaskoczyło to nie był
jeden z tych magicznych portretów. To był ten z cyklu, gdzie osoba na płótnie
nie miała prawa się ruszyć. Zastanawiała się czy potępiałby zachowanie swojego
syna i wnuka. Czy podobnie jak oni był poplecznikiem Czarnego Pana? Czy może
podobnie jak bardzo specyficzna matka Syriusza krzyczałby na cały głos gdyby
tylko oczywiście mógł, że jest zdrajczynią krwi? Abraxas patrzył na nią, a na
jego twarzy próżno było szukać uśmiechu. Jakby kompletnie o nim zapomniał
podczas pozowania. Oczywiście ubrany w butelkowo zieloną szatę wyjściową
wyglądał dokładnie tak jak wyobrażała sobie przodków Ślizgona.
-
To mój dziadek – usłyszała głos Draco, a serce wywinęło koziołka w powietrzu.
Odwróciła się w jego stronę. Zapinał właśnie guzik mugolskiego garnituru. –
Przepraszam, że musiałaś tak długo czekać – skierował swoje kroki w jej stronę.
-
Ja… ja się tylko rozglądałam – wytłumaczyła się nieporadnie i podała mu dłoń. –
Draco Malfoy w mugolskim ubraniu? Co na to twój ojciec? – Spytała, nie kryjąc
swojego zdziwienia.
-
Lubię często spacerować po Londynie w trakcie przerw w pracy, więc rzucałbym
się w oczy w szacie czarodzieja – wyjaśnił.
-
Rozumiem. Jednak to dość niecodzienny widok – powiedziała.
-
Napijesz się czegoś? – Spytał.
-
Wody z cytryną, jeśli to nie problem – odpowiedziała i usiadła na kanapie.
-
Żaden. – Malfoy pstryknął palcami, a u jego boku zmaterializował się
kamerdyner. – Dwie wody z cytryną. – Usiadł na drugim końcu kanapy i spojrzał
na Mandy. Kilka niesfornych kosmyków wysunęło się z luźnego koka i skręcały się
delikatnie na końcach, co dodawało jej wiele dziewczęcego uroku. Zielone oczy
spoglądały na niego nieśmiało i w jej podstawie dało się wyczuć, że jest gotowa
rzucić się do ucieczki gdyby tylko zechciał zrobić jeden fałszywy krok. Nie
zamierzał. Chciał ją tylko przekonać, że zmienił się.
Ukryty
w kłamstwach, wobec prawd samych.
Pisząc
coś na kartkach starych.
W
imię tych ran nowych, które zadaję.
Błagam,
napraw mnie! [1]
Przed
jej przybyciem odbył poważną i szczerą rozmowę z matką. Powiedziała mu, że
jeśli chce w jej oczach, chociaż trochę zyskać i być usprawiedliwionym za to wszystko,
co robił powinien być z nią szczery. Ona zaakceptuje każdy jego wybór, jednak
musi być pewny tego, co robi. Narcyza widziała, że jej syn zmienił się. To wszystko,
co się działo wywarło na nim wielkie wrażenie. Zostawiło głęboki ślad w
psychice tak młodego człowieka. Mimo tego wszystkiego dalej pozostawał
Malfoy’em, który był arogancki i pewny siebie, ale przy tej dziewczynie
potrafił pokazać zupełnie inne oblicze. Ona byłaby wstanie zakopać swoje
uprzedzenia rasowe pod stołem byle tylko jej jedyne dziecko było szczęśliwe.
Oczywiste było to, że nie Weasley widziała, jako swoją synową. Jej rodzina nie
widziała niczego złego, w mugolach i na domiar złego wyczekiwała tylko wieści, że
Ron postanowił poprosić niejaką Granger o rękę. Nie popierała tego, ale
postanowiła zmienić swoje życie i podejście do niego. Pierwszym krokiem było
zaakceptowanie wybranki serca swojego jedynego syna. Gdy wychodziła z jego
gabinetu powiedziała „Tylko szczerością zdobędziesz jej serce ponownie”.
Szczerość
wymaga odwagi, może, dlatego nie cieszy się popularnością. [2]
- Jakim cudem tak szybko dostałaś
posadę w Mungu? – Spytał, gdy tylko kamerdyner wyszedł z salonu zostawiając na
ławie dwie wody.
-
W Dumstrangu wyniki dostaje się w dniu wyjazdu ze szkoły, dlatego mogłam zacząć
pracę od razu. A ty…
-
Ja dalej czekam na swoje wyniki. – Dokończył za nią. – Ale chyba nie będziemy
rozmawiać o różnicach w szkoleniu Dumstrangu i Hogwartu.
-
Nie. Draco chcę ci tylko powiedzieć, że jeśli masz coś przede mną ukryć i nie
postawić na szczerość to darujmy to sobie.
-
Będę z tobą całkowicie szczery. Chcę żebyś zrozumiała jak wiele kosztowało mnie
zrezygnowanie z Dumstrangu. Nawet gdybym zdecydował się pojechać to… to Czarny
Pan nie pozwoliłby na to albo zostałbym zmuszony do zmiany decyzji lub zabiłby
mnie… - rozpoczął swoją mroczną spowiedź, od której tak wiele zależało. Gdy
Lucjusz Malfoy poniósł porażkę w Ministerstwie Magii i nie przyniósł Czarnemu
Panu upragnionej przez niego przepowiedni i na dodatek trafił do Azkabanu, cała
odpowiedzialność za ród, Malfoy’ów spadł na barki Draco. Dzięki temu, że ojciec
od najmłodszych lat nauczał go oklumencji był w stanie podczas penetracji
swojego umysłu zatuszować bliskie relacje z Mandy. Tym samym zapewniał jej
bezpieczeństwo i nawet Severus nie wydał go Czarnemu Panu. Gdy już został
przyłączony do grona Śmierciożerców usłyszał swoje pierwsze zdanie, które
pozwalało oczyścić honor Malfoy’ów. Musiał zabić dyrektora Hogwartu. Jego matka
nie była w stanie sobie tego wyobrazić, nad jej synem wisiał wyrok śmierci, a
była nawet pewna, że został już skazany. Jak szesnastolatek mógł pokonać
największego czarodzieja na świecie? On sam tego nie wiedział, ale nie
zamierzał się poddać. Jedna myśl pozwalała mu to przetrwać. Mandy i świadomość,
że jest bezpieczna, że nie jest objęta wojną i wyjdzie z tego wszystkiego cało
pozwalała mu przetrwać. I chociaż miał tak wiele nieudanych prób, bo przecież
ani naszyjnik z klątwą ani też zatruty pitny miód nie trafił do rąk Albusa to
wciąż wierzył, że uda mi się wykonać powierzone przez Pana zadanie. I jeszcze
na dodatek nie wiedział jak naprawić szafę, przez którą mogliby do Hogwartu
przedostać się Śmierciożercy. Ile szlabanów oberwał u McGonagall za
nieodrobienie pracy domowej i brak postępów w transmutacji. To wszystko było
ponad jego siły. Czuł, że słabnie, bo w nocy dręczyły go koszmary. Najgorszy
był fakt, że nie mógł o tym nikomu powiedzieć. Był z tym kompletnie sam.
Walczył nie tylko z upływającym szybko czasem, ale przede wszystkim ze sobą
samym. Nie był do końca pewny czy chce zabić jedynego czarodzieja, którego boi
się sam Czarny Pan. W chwilach obawy widział pewne zielone oczy, które samym
swoim spojrzeniem próbowały mu coś przekazać. Odrzucał je od siebie za każdym
razem i gdy przyszedł ten ostateczny dzień okazało się, że nie jest w stanie.
Nie umiał wypowiedzieć zaklęcia, które doskonale znał. Nie potrafił. Za każdym razem,
gdy próbował otworzyć usta i zdać Dumbledorowi morderczy cios to struny głosowe
odmawiały mu posłuszeństwa. W pewnym momencie wszystko potoczyło się jak w
przyśpieszonym tempie. Na wieżę weszli Śmierciożercy, a Severus uśmiercił
dyrektora. Mógł dziękować tylko, że Czarnego Pana kompletnie nie interesowało,
kto zabił jednego z jego przeciwników.
-
Nie był wściekły? – Spytała Mandy.
-
Był zły i ukarał mnie za moje nieposłuszeństwo. Rzucał we mnie ‘Crucio’
kilkanaście razy. Sądziłem, że już nigdy nie skończy. Ostatecznie wybrał Malfoy
Manor na swoją siedzibę. – Kontynuował swoją opowieść, a Weasley kilka razy
ostatkami sił powstrzymała się by nie ująć jego dłoni, która zaciśnięta była w
pięść. Draco wrócił do Hogwartu, który nie był szkołą, jaką pamiętała Mandy czy
on z pierwszych kilku lat. Było okropnie. Severus, jako dyrektor zatrudnił
dwójkę Śmierciożerców, a nauka, mugoloznastwa była obowiązkowo i podczas takich
zajęć uczono wszystkich jak traktować szlamy. Nawet Irytek zniknął z zamkowych
murów. Wszyscy zamknięci w sobie tylko patrzyli spod oczu czy nikt ich nie
obserwuje. Z korytarzy zniknęły beztroskie śmiechy uczniów. Po zajęciach próżno
było szukać kogokolwiek na korytarzach. Ślizgoni byli oczywiście wyjątkami. W
końcu w większości przypadków rodzice byli poplecznikami Czarnego Pana. Oni
mieli władzę w szkole, więc nikt nie chciał im podpaść, bo to wiązało się ze
szlabanem u rodzeństwa Carrow. On sam przyznał się do tego, że często w szkole
nadużywał swojej pozycji. Gdy napadały go wyrzuty sumienia natychmiast zajmował
się czymś innym. Czasami miał wrażenie, że zapadał się w ciemność, że
pochłaniała go jakaś otchłań i resztkami sił udawało mu się z niej wychodzić. Nie
zbyt chętnie wracał do domu na święta. Wiązało się z ciągłym zamknięciem mózgu
dla wszystkich, którzy go otaczali. Musiał rozważniej dobierać myśli we własnej
głowie! To go doprowadzało do szaleństwa! Nie mógł myśleć tego, co chciał nawet
we własnej głowie. W pewnym momencie wszystko potoczyło się tak szybko, że nie
spamiętał wszystkiego. Z letargu wyrwał go jej krzyk w zamku.
Czy
dasz radę kochać, mimo, że ja
Nie
umiem już sam, bez Ciebie wstać?!
Czy
dasz radę kochać, mimo Twych ran?! [1]
-
Dumbledore przewidział – powiedziała Mandy bardziej do siebie niż do swojego
towarzysza.
-
Tak. Kto by pomyślał, że Stary Trzmiel zawsze był krok przez Czarnym Panem? – Zaśmiał
się z ironią Draco, co od razu przywiodło Mandy na myśl Malfoy’a, którego znała
z Hogwartu. – Dlatego wybrał ciebie do konkursu z eliksirów. Owszem byłaś
najlepsza, ale przede wszystkim byłaś kompletnym przeciwieństwem mnie.
Przyjrzała
mu się uważnie. Z oczu wyczytała szczerość. Mógł swoje myśli ukryć przed
każdym, ale nie przed nią. Czytała z niego jak z otwartej księgi. Nawet po
latach umiała spojrzeć w jego stalowe oczy. Nigdy się go nie bała i nigdy
również nie schodziła mu z drogi. Zawsze z dumnie podniesioną głową. Tego dnia
również. Musiała tego wszystkiego wysłuchać, by przekonać się, że nie mogą być
razem. On nigdy nie traktowałby jej jak partnerki. Bardzo mocno chciałaby nie
zmieniał się i był tym Ślizgonem, w którym się zakochała, ale jednocześnie pragnęłaby
traktował ją jak kogoś równego sobie, by nie obawiał się zawierzyć ze swoich
koszmarów.
-
Tak – zgodziła się i wstała z kanapy. Spojrzała na portret dziadka Malfoy’a i
była pewna, że świat, do jakiego zaprasza ją Draco nie jest i nigdy nie będzie
jej. – Wiesz, że w Dumstrangu nie było dnia bym o tobie nie myślała? Naiwnie
wypatrywałam zawsze sowy, który mogłaby przynieść, chociaż słowo do ciebie. – W
jej głosie dało wyczuć się rozczarowanie i gorycz. – Wakacje przed wyjazdem do
Dumstrangu były najgorsze w całym moim życiu. Rodzina dowiedziała się o tym, że
się spotykaliśmy.
-
Mogę się domyślić, że nie byli zachwyceni – powiedział swoim Malfoy’owskim
tonem. Dokładnie tym samym, którym zawsze raczył ją w szkole.
-
Nie da się tego ukryć. Ron był wściekły. Jeszcze nigdy go nie widziałam w takim
stanie. Nigdy. Potem jakoś się to wyprostowało. Schodziłam wszystkim z drogi,
co było najbezpieczniejszym sposobem uniknięcia awantur w domu. Wystarczyło, że
Percy nie chciał nas znać. A potem musiałam zaadoptować się w Dumstrangu.
-
Szybko znalazł się ktoś, kto ci pomógł – ironia wylewała się z każdego jego
słowa, a stalowe oczy zapłonęły niebezpiecznym blaskiem.
-
To nie tak – powiedziała. – Nie chciałam żeby tak wyszło. Zapomniałeś o mnie.
Nie próbowałeś nawet w najmniejszy sposób przekonać mnie, że coś dla ciebie
znaczę.
-
Czy słyszałaś, co mówiłem chwile temu, Weasley?! Chroniłem cię!
-
Nie krzycz – poprosiła go, ale i w jej zielonych oczach zapłonęły dwie
niebezpiecznie iskry. – Nie chciałam żeby tak wyszło. Czułam się osamotniona.
Pozbawiona resztek nadziei. W listach z Hogwartu udawałam, że nie ma wtrąceń o
tobie. W końcu nawet zaczęłam wierzyć, że nie istniejesz, że byłeś tylko snem.
– Zauważyła, że mocniej zacisnął zęby, czym jeszcze bardziej uwydatnił ostre
rysy Malfoy’ów. – Aż porwali mnie bliźniacy. Jak widzisz nie miałam tak
fascynującego życia jak ty – zakończyła.
-
Jest lepszy ode mnie? – Spytał i wstał, a następnie podszedł do barku.
-
Jest inny niż ty, ale macie wiele cech wspólnych.
-
Kochasz go? – Do szklanki nalał Ognistej Whisky i upił spory łyk.
-
Wiem, że nigdy nie pokocham nikogo tak jak ciebie… Ale to, co mi opowiedziałeś
upewniło mnie w tym, że nie możemy być razem. Rozumiesz? Człowiek, do którego
poczułam coś niezwykłego nigdy nie będzie umiał mnie traktować na równi. Już na
zawsze zostaną w tobie twoje uprzedzenia, co do czystości krwi. Poznałam cię,
jako Ślizgona, który miał się za lepszego i ważniejszego. Nawet nie chciałabym,
żebyś się zmieniał, ale jednocześnie chciałabym być dla ciebie kimś więcej niż
tylko żoną, którą postawisz obok siebie podczas przyjęć.
Wiedziała,
że długo, może nigdy, nie uda się jej go zapomnieć. Wiedziała, że to nie koniec
cierpień. Ale nie żałowała ani chwili z tego, co przeżyła. [4]
- Czyli…
-
Nic z tego nie będzie Draconie – powiedziała dobitnie.
-
Uciekasz Weasley. Jak nędzny tchórz nie chcesz spojrzeć prawdzie w oczy. Sama
nie wiesz, czego chcesz.
-
Nie masz prawa tak mówić!
-
Mam, bo przyszłaś tu tylko z litości! Nie chce tej litości. Mnie nie pozwolisz
się postawić, obok jako piękna żona, ale jemu tak?
-
Nikomu się nie pozwolę postawić, jako piękna żona obok! Nie rozumiesz, że robię
to dla nas?! Niszczylibyśmy się wzajemnie! – W zielonych oczach kobiety
pojawiły się łzy. – Toczylibyśmy wzajemne walki. Każdego dnia, każdej minuty,
aż pewnego dnia stalibyśmy się sobie zupełnie obcy. – Podeszła do niego. – Nie
chcę tego. Chcę cię zapamiętać takim, jakim byłeś w Hogwarcie. – Ostatnie
zdanie wypowiedziała szeptem i wybiegła z salonu. W holu zderzyła się z
Zabinim.
-
Weasley!? Gdzie biegniesz?
-
Zjeżdżaj Zabini – odepchnęła go od siebie i wybiegła z Malfoy Manor jak
strzała.
Ostatni
już raz sprawiłem, że jej oczy płaczą.
Pośród
mych natchnień, Twoje łzy, słone.
Błagam,
napraw mnie! [1]
_______________________
[1]
LemON – „Napraw”
[2]
Katarzyna Rygiel
[3] Małgorzata Gutowska-Adamczyk
_________________________
Wyszło jak wyszło. Mam tu na myśli zarówno rozdział jak i obietnicę, że będę regularnie.
Nie będę już zapewniać, ale postaram się by do końca stycznia wszystko tu zostało wyjaśnione.
Życie jest niesprawiedliwie. Przecież Mandy i Draco naprawdę się kochają! Cały czas o sobie myślą i nawet to, że on potraktował ją tak jak potraktował to przecież robił to z troski o nią! Bo się o nią bał! Chciał ją chronić, może gdyby oboje się postarali i dali szansę tej miłości to to wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej! Może naprawdę mogliby być szczęśliwi? Ja będę im kibicować!
OdpowiedzUsuńTrochę mnie zaskoczyła ta końcówka. Myślałam, że jak Draco powie Mendy, dlaczego zadecydował z nią nie jechać, to dziewczyna mu wybaczy. Skoro Draco kocha Mandy, to chyba nie jest już uprzedzony do mugoli... mimo iż dziewczyna jest z czarodziejskiej rodziny.
OdpowiedzUsuńKamerdyner u Malfoyów? A nie przypadkiem skrzaty domowe? :)
Pozdrawiam serdecznie :*
Aaaaaaaaaa jestem okropną zołzą ;( Przepraszam za opóznienie... Wytłumaczę się trochę, bo to skandal... teraz mam na głowie egzaminy, nauka, nauka, nadrabianie zaległości u was, u mnie, pisanie, obowiązki domowe -,- eeeh....
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, piszesz tak magicznie, że chcę ciągle i ciągle czytać !
Aaaa kurde, miałam jednak nadzieję, że skończy się dobrze, no ale nic nie jest słodkie w życiu. :( Ale oni się kochają !
życzę weny <3333
ja zaczęłam od nowa, zapraszam jeśli chcesz to zapraszam [ plonace-serca ]:*